- Dobranoc - powiedziałam niewzruszona i wyszłam z pomieszczenia. Udałam się od razu na górę, a przez moje ciało przeszła fala wściekłości. Tak po prostu z jednego powodu. Nie miałam najmniejszej ochoty i potrzeby zostania tutaj; na wakacjach. Nie tak wyobrażałam sobie ten okres, nie tak kurwa. Miał to być idealny czas spędzony z najlepszymi przyjaciółmi na imprezowaniu, kompletnej olewki na wszystko, snu do pieprzonej czternastej po południu i polepszeniu kontaktów z Justinem. Ale nie, bo do pieprzonego Justina Biebera dopieprzyła się pieprzona Pearl Hallward z pieprzoną idealną figurą, o której każda dziewczyna marzy. Teraz pewnie korci was spytać czy jestem zazdrosna. Jestem zazdrosna? Tak, jestem kurewsko zazdrosna, bo chcę żeby Justin był mój. M Ó J I T Y L K O M Ó J. W tej chwili mam za przeproszeniem gdzieś czy przyjął zakład od Joego czy nie. Jestem pewna, że chociaż w małym stopniu też mu się podobam, więc cóż, on zaczął z Pearl - ja skończę z Patrickiem.
Weszłam do swojego pokoju, rzucając się na łóżko, a od razu przechwyciwszy telefon do ręki, wybrałam numer do Patricka, który dostałam od niego jeszcze na plaży. Nacisnęłam przycisk "połącz" i już po dwóch sygnałach chłopak odebrał.
- Heeeej - przeciągnęłam, uśmiechając się i starając się brzmieć jak najbardziej przekonywająco żeby zyskać jego przychylność, chociaż tak naprawdę to nie było zbytnio potrzebne. Pomimo tego, że znamy się tylko kilka to można wyczytać, choćby z sympatycznego wyrazu twarzy, że jest miłym, pomocnym człowiekiem.
- Hej. Już się stęskniłaś? - lekko zmieszany i zdziwiony moim telefonem wydudłał z siebie kilka słów, przez które poczułam się jak natręt.
- Ym, tak jakby - zaśmiałam się sama do siebie blado, biorąc do zabawy kosmyk włosów, opadających na moje oko. - Jesteś jutro zajęty? - przeszłam od razu do rzeczy, podnosząc się na łóżku tak abym mogła wygodnie usiąść.
- Raczej nie - odpowiedział tak, że byłam niemal pewna, że się uśmiecha, dając mi przy tym szczyptę odwagi kontynuowania.
- A więc, miałbyś ochotę wyjść jutro ze mną i moim kolegą z dziewczyną? - spytałam pewniej, zaplatając włosami pętle na moim palcu.
- Z kolegą? - powtórzył jakby zdziwiony, zasmucony na co otworzyłam szerzej oczy i chciałam to wszystko "wyjaśnić"
- Mhm, chodzi o to, że poznał dziewczynę, a że jest trochę nieśmiały to poprosił mnie żebym szła z nim - zaczęłam cichym kruchym głosem odrobinę zmyślając - Nie chcę iść sama, bo czułabym się niezręcznie, a to dobry moment aby się lepiej poznać - początek zdania przybrałam takim samym tonem jednak potem go rozpogodziłam.
- No, to sytuacja nie cierpiąca zwłoki - zaśmiał się, na co odpowiedziałam tym samym
- Czyli się zgadzasz? - spytałam optymistycznie, choć to nie było potrzebne, bo już był "mój"
W sensie, że się zgadza rzecz jasna.
- Yep - odpowiedział równie pogodnie
- Jejku, cieszę si. To do zobaczenia - oznajmiłam, bujając się lekko do przodu i w tył na łóżku
- Do jutra - odpowiedział, po czym rozłączyłam się i rzuciłam telefon gdzieś na bok. Uśmiechnęłam się sama do siebie, kładąc swoje ciało wygodnie.
Gdyby nie fakt, że Patrick nie zna Justina mogę się założyć, że nie uwierzyłby mi w tą nadętą gadkę, to byłoby całkowicie niezgodne. Może mogłam powiedzieć normalną prawdę, ale tak wydaje mi się być bardziej przekonująco. Zresztą kłamstwo zawsze przychodzi mi lepiej, a on o nim nigdy się nie dowie, bo nie ma na to wskazań.
Podniosłam się z łóżka, chcąc udać się do łazienki jednak podnosząc się doznałam szoku, cholernie się przestraszyłam.
- Co kombinujesz? - Katy siedziała na fotelu jak lord, bawiąc się jakimś sznurkiem. Wyglądała jak na nią przerażająco.
- Ja? Nic - powiedziałam, po czym poszłam do toalety się umyć.
*
Ubrałam krótką, czerwoną, niewieczorową sukienkę, na nogi dość wysokie również czerwone szpilki i założyłam srebrną bransoletkę, co według mnie świetnie grało z moimi kręconym, czarnymi włosami i dość opaloną cerą. Wzięłam torbę i zeszłam na dół, a tam zastałam jedynie siedzących w objęciach na kanapie Justina z Pearl. Kierując się do nich powiedziałam do siebie tylko ciche "ble" przykładając na rękę do brzucha na znak, że robi mi się niedobrze i usiadłam wygodnie na fotelu kompletnie nimi niezainteresowana. Zawsze w podobnych sytuacjach moje paznokcie robią się nagle tak ciekawe, że nie mogę oderwać od nich wzroku...
- Ślicznie wyglądasz - powiedział Justin, a ja początkowo byłam pewna, że mówi to do Pearl, jednak patrzył na mnie, co miało świadczyć o tym, że kieruje te słowa do mnie.
- Em, dzięki - mruknęłam, wzruszając ramionami i z powrotem zaczynając oglądać moje długie paznokcie.
- Justin opowiadał mi o tobie - zaczęła uśmiechnięta dziewczyna, próbując zagadać, jednak o wiele lepiej byłoby gdyby siedziała cicho.
- O, serio? - spytałam, nie ukrywam, lekko zaskoczona. Spojrzałam na Justina z podniesionymi brwiami, a ten tylko odwzajemnił gest, chcąc mnie przedrzeźniać.
- Mhm, mówił, że sporo się sprzeczacie, ale pomimo to jesteś dla niego ważna. To słodkie - kontynuowała, bujając się i podśmiewając.
- Och - zaczęłam zdziwiona jej słowami - Jesteśmy tacy słodcy, że aż chce się wymiotować - dodałam, końcówkę z ciszonym głosem odwracając chwilowo głowę w inną stronę, na co dziewczyna zaczęła się panicznie śmiać. To było straszne. Naprawdę. Bardzo straszne...
Nie minęło pięć sekund jak ktoś zadzwonił do drzwi.
- To ja otworzę - szybko się zerwałam, bo; po pierwsze, byłam przekonana, że to Patrick, a po drugie, wolę trzymać się kiedy tylko mam możliwość z daleka od tego stworzenia.
- Cześć - przywitał się chłopak, wchodząc do środka, a ja na powitanie dałam mu całusa w policzek.
- Za co to? - spytał zdziwiony jednocześnie nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Za nic - uśmiechnęłam się, przygryzając wargę
- Czyli jesteśmy w komplecie i możemy je... Patrick? - wtrąciła się Pearl, dostając nagle jakiegoś olśnienia na jego widok
- Pearl... - przeciągnął, patrząc na nią. Wyglądali jakby zobaczyli w swoich osobach ducha albo gorzej. - tylko czasu
- To wy się znacie? - spytał Justin. Ja na jego miejscu byłabym trochę zazdrosna jednak u niego zauważyłam tylko zaciekawienie, nic większego.
- Mhm, kiedyś my... byliśmy razem - powiedziała, jąkając się, o co nigdy bym ją nie podejrzewała - ale to stare dzieje - zaśmiała się optymistycznie, na co chłopak jej zawtórował
- Dokładnie. To co, jedziemy? - spytał Patrick, podając mi rękę.
*
Na miejscu było dość sporo ludzi, ale znalazł się dla nas wolny stolik. Usiadłam między Patrickiem, a Justinem w roku pomieszczenia, a za chwilę podszedł do nas kelner z kartami.
- Co zjesz? - spytał się mnie Patrick, zerkając z boku karty.
- Nie mam pojęcia - zaśmiałam się, patrząc na listę, która zdawała się być niekończąca. Niektóre nazwy widziałam pierwszy raz w życiu, a niektórych... nawet nie chce wiedzieć co się pod nimi kryje.
- Jak zawsze jakiś problem - powiedział bez jakiejkolwiek mimiki Justin, nie odrywając wzroku z menu.
- Co proszę? - zerknęłam na chłopaka krzywiąc się i podnosząc brwi do góry.
- Zawsze znajdziesz jakiś problem - przywtórzył, spoglądając tym razem na mnie.
- Tsa, a ty jak zwykle wszystko zagłębiasz i komplikujesz - stwierdziłam, odkładając żwawo kartę na stolik.
- Biorąc pod uwagę całe życie to właśnie TY zawsze wszystko komplikujesz - za przeproszeniem pieprznął kartę o stół o wiele mocniej niż ja.
- Nic nie dzieje się bez powodu, wiesz - podniosłam ton głosu, odsuwając gwałtownie krzesło.
- No coś ty - powiedział jakby to co przed sekundą stwierdziłam było najjaśniejszą rzeczą na świecie - gorzej jak nie ma powodu.
- Hm.. No coś mi się zdaje, że zawsze powód się znajdzie
- No to kurwa, źle ci się wydaje, bo ostatnio nie widzę najmniejszego powodu twojego zachowania - skierował naszą sprzeczkę na jeden właściwy tok
- Przepraszam na chwilę - zwróciłam się mile do Pearl i Patricka, którzy patrzyli na nas jak na bandę szaleńców, którzy uciekli z psychiatryka.
Wstałam i pociągając Justina za krawędź bluzki skierowałam się do wyjścia. Stanęłam dopiero w takim jakby "przedpokoju", mały korytarzyku, zakładając ręce na piersi i stając sztywno.
- Dobra, jesteśmy sami - powiedział starając się ochłonąć - powiesz mi w końcu dlaczego ciągle zachowujesz się jak bym przynajmniej kogoś zabił?
Nic nie odpowiedziałam. Jedynie spuściłam głowę.
- Słuchaj - oblizał wargi, łapiąc mnie za łokieć i przyciągając - źle mi z tym. Nie wiem co zrobiłem, ale jest mi z tym cholernie źle. Kocham moją przyjaciółkę i nie pozwolę żeby bardziej się zjebało. Powiesz mi? - mówił, a ja tylko czułam jego wzrok na sobie.
- Widziałam twoją rozmowę z Joem. - podniosłam głowę i wydudłałam, myśląc, że zaraz się rozpłaczę. Właściwie to do oczu już cisnęły mi się łzy.
Justin rozszerzył oczy, po czym wyjął z kieszeni telefon i wszedł we wiadomości, a konkretniej w rozmowę z Joem. Podam mi go, a ja wyszukałam momentu, na którym wcześniej skończyłam.
- Hej. Już się stęskniłaś? - lekko zmieszany i zdziwiony moim telefonem wydudłał z siebie kilka słów, przez które poczułam się jak natręt.
- Ym, tak jakby - zaśmiałam się sama do siebie blado, biorąc do zabawy kosmyk włosów, opadających na moje oko. - Jesteś jutro zajęty? - przeszłam od razu do rzeczy, podnosząc się na łóżku tak abym mogła wygodnie usiąść.
- Raczej nie - odpowiedział tak, że byłam niemal pewna, że się uśmiecha, dając mi przy tym szczyptę odwagi kontynuowania.
- A więc, miałbyś ochotę wyjść jutro ze mną i moim kolegą z dziewczyną? - spytałam pewniej, zaplatając włosami pętle na moim palcu.
- Z kolegą? - powtórzył jakby zdziwiony, zasmucony na co otworzyłam szerzej oczy i chciałam to wszystko "wyjaśnić"
- Mhm, chodzi o to, że poznał dziewczynę, a że jest trochę nieśmiały to poprosił mnie żebym szła z nim - zaczęłam cichym kruchym głosem odrobinę zmyślając - Nie chcę iść sama, bo czułabym się niezręcznie, a to dobry moment aby się lepiej poznać - początek zdania przybrałam takim samym tonem jednak potem go rozpogodziłam.
- No, to sytuacja nie cierpiąca zwłoki - zaśmiał się, na co odpowiedziałam tym samym
- Czyli się zgadzasz? - spytałam optymistycznie, choć to nie było potrzebne, bo już był "mój"
W sensie, że się zgadza rzecz jasna.
- Yep - odpowiedział równie pogodnie
- Jejku, cieszę si. To do zobaczenia - oznajmiłam, bujając się lekko do przodu i w tył na łóżku
- Do jutra - odpowiedział, po czym rozłączyłam się i rzuciłam telefon gdzieś na bok. Uśmiechnęłam się sama do siebie, kładąc swoje ciało wygodnie.
Gdyby nie fakt, że Patrick nie zna Justina mogę się założyć, że nie uwierzyłby mi w tą nadętą gadkę, to byłoby całkowicie niezgodne. Może mogłam powiedzieć normalną prawdę, ale tak wydaje mi się być bardziej przekonująco. Zresztą kłamstwo zawsze przychodzi mi lepiej, a on o nim nigdy się nie dowie, bo nie ma na to wskazań.
Podniosłam się z łóżka, chcąc udać się do łazienki jednak podnosząc się doznałam szoku, cholernie się przestraszyłam.
- Co kombinujesz? - Katy siedziała na fotelu jak lord, bawiąc się jakimś sznurkiem. Wyglądała jak na nią przerażająco.
- Ja? Nic - powiedziałam, po czym poszłam do toalety się umyć.
*
Ubrałam krótką, czerwoną, niewieczorową sukienkę, na nogi dość wysokie również czerwone szpilki i założyłam srebrną bransoletkę, co według mnie świetnie grało z moimi kręconym, czarnymi włosami i dość opaloną cerą. Wzięłam torbę i zeszłam na dół, a tam zastałam jedynie siedzących w objęciach na kanapie Justina z Pearl. Kierując się do nich powiedziałam do siebie tylko ciche "ble" przykładając na rękę do brzucha na znak, że robi mi się niedobrze i usiadłam wygodnie na fotelu kompletnie nimi niezainteresowana. Zawsze w podobnych sytuacjach moje paznokcie robią się nagle tak ciekawe, że nie mogę oderwać od nich wzroku...
- Ślicznie wyglądasz - powiedział Justin, a ja początkowo byłam pewna, że mówi to do Pearl, jednak patrzył na mnie, co miało świadczyć o tym, że kieruje te słowa do mnie.
- Em, dzięki - mruknęłam, wzruszając ramionami i z powrotem zaczynając oglądać moje długie paznokcie.
- Justin opowiadał mi o tobie - zaczęła uśmiechnięta dziewczyna, próbując zagadać, jednak o wiele lepiej byłoby gdyby siedziała cicho.
- O, serio? - spytałam, nie ukrywam, lekko zaskoczona. Spojrzałam na Justina z podniesionymi brwiami, a ten tylko odwzajemnił gest, chcąc mnie przedrzeźniać.
- Mhm, mówił, że sporo się sprzeczacie, ale pomimo to jesteś dla niego ważna. To słodkie - kontynuowała, bujając się i podśmiewając.
- Och - zaczęłam zdziwiona jej słowami - Jesteśmy tacy słodcy, że aż chce się wymiotować - dodałam, końcówkę z ciszonym głosem odwracając chwilowo głowę w inną stronę, na co dziewczyna zaczęła się panicznie śmiać. To było straszne. Naprawdę. Bardzo straszne...
Nie minęło pięć sekund jak ktoś zadzwonił do drzwi.
- To ja otworzę - szybko się zerwałam, bo; po pierwsze, byłam przekonana, że to Patrick, a po drugie, wolę trzymać się kiedy tylko mam możliwość z daleka od tego stworzenia.
- Cześć - przywitał się chłopak, wchodząc do środka, a ja na powitanie dałam mu całusa w policzek.
- Za co to? - spytał zdziwiony jednocześnie nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Za nic - uśmiechnęłam się, przygryzając wargę
- Czyli jesteśmy w komplecie i możemy je... Patrick? - wtrąciła się Pearl, dostając nagle jakiegoś olśnienia na jego widok
- Pearl... - przeciągnął, patrząc na nią. Wyglądali jakby zobaczyli w swoich osobach ducha albo gorzej. - tylko czasu
- To wy się znacie? - spytał Justin. Ja na jego miejscu byłabym trochę zazdrosna jednak u niego zauważyłam tylko zaciekawienie, nic większego.
- Mhm, kiedyś my... byliśmy razem - powiedziała, jąkając się, o co nigdy bym ją nie podejrzewała - ale to stare dzieje - zaśmiała się optymistycznie, na co chłopak jej zawtórował
- Dokładnie. To co, jedziemy? - spytał Patrick, podając mi rękę.
*
Na miejscu było dość sporo ludzi, ale znalazł się dla nas wolny stolik. Usiadłam między Patrickiem, a Justinem w roku pomieszczenia, a za chwilę podszedł do nas kelner z kartami.
- Co zjesz? - spytał się mnie Patrick, zerkając z boku karty.
- Nie mam pojęcia - zaśmiałam się, patrząc na listę, która zdawała się być niekończąca. Niektóre nazwy widziałam pierwszy raz w życiu, a niektórych... nawet nie chce wiedzieć co się pod nimi kryje.
- Jak zawsze jakiś problem - powiedział bez jakiejkolwiek mimiki Justin, nie odrywając wzroku z menu.
- Co proszę? - zerknęłam na chłopaka krzywiąc się i podnosząc brwi do góry.
- Zawsze znajdziesz jakiś problem - przywtórzył, spoglądając tym razem na mnie.
- Tsa, a ty jak zwykle wszystko zagłębiasz i komplikujesz - stwierdziłam, odkładając żwawo kartę na stolik.
- Biorąc pod uwagę całe życie to właśnie TY zawsze wszystko komplikujesz - za przeproszeniem pieprznął kartę o stół o wiele mocniej niż ja.
- Nic nie dzieje się bez powodu, wiesz - podniosłam ton głosu, odsuwając gwałtownie krzesło.
- No coś ty - powiedział jakby to co przed sekundą stwierdziłam było najjaśniejszą rzeczą na świecie - gorzej jak nie ma powodu.
- Hm.. No coś mi się zdaje, że zawsze powód się znajdzie
- No to kurwa, źle ci się wydaje, bo ostatnio nie widzę najmniejszego powodu twojego zachowania - skierował naszą sprzeczkę na jeden właściwy tok
- Przepraszam na chwilę - zwróciłam się mile do Pearl i Patricka, którzy patrzyli na nas jak na bandę szaleńców, którzy uciekli z psychiatryka.
Wstałam i pociągając Justina za krawędź bluzki skierowałam się do wyjścia. Stanęłam dopiero w takim jakby "przedpokoju", mały korytarzyku, zakładając ręce na piersi i stając sztywno.
- Dobra, jesteśmy sami - powiedział starając się ochłonąć - powiesz mi w końcu dlaczego ciągle zachowujesz się jak bym przynajmniej kogoś zabił?
Nic nie odpowiedziałam. Jedynie spuściłam głowę.
- Słuchaj - oblizał wargi, łapiąc mnie za łokieć i przyciągając - źle mi z tym. Nie wiem co zrobiłem, ale jest mi z tym cholernie źle. Kocham moją przyjaciółkę i nie pozwolę żeby bardziej się zjebało. Powiesz mi? - mówił, a ja tylko czułam jego wzrok na sobie.
- Widziałam twoją rozmowę z Joem. - podniosłam głowę i wydudłałam, myśląc, że zaraz się rozpłaczę. Właściwie to do oczu już cisnęły mi się łzy.
Justin rozszerzył oczy, po czym wyjął z kieszeni telefon i wszedł we wiadomości, a konkretniej w rozmowę z Joem. Podam mi go, a ja wyszukałam momentu, na którym wcześniej skończyłam.
Nie wiem jakim skończonym frajerem musisz być proponując mi to
nigdy kurwa w życiu
Przeczytałam, a łzy same wypłynęły po moich policzkach. - Przepraszam - wymamrotałam, patrząc oczy chłopaka.
- Nie przepraszaj - odpowiedział, łapiąc mnie i przyciągając. Odruchowo mocno wtuliłam się w jego tors, czując się o niebo lepiej niż kiedykolwiek.
Cokolwiek by się nie stało, już zawsze będę mu ufać...
Staliśmy tak wtuleni w siebie kiedy usłyszeliśmy głos - Roxi? Justin? - była to Pearl. Stała centralnie przed nami z Patrickiem.
Odsunęłam się od Justina, patrząc na nich oboje. Przez pierwszy moment się speszyłam się, że zobaczyli nas w tej pozycji, ale teraz dostrzegłam coś i tylko jedno chodzi mi po głowie:
"Co to ma niby być?"