niedziela, 30 marca 2014

~ Rozdział 21

- Dobranoc - powiedziałam niewzruszona i wyszłam z pomieszczenia. Udałam się od razu na górę, a przez moje ciało przeszła fala wściekłości. Tak po prostu z jednego powodu. Nie miałam najmniejszej ochoty i potrzeby zostania tutaj; na wakacjach. Nie tak wyobrażałam sobie ten okres, nie tak kurwa. Miał to być idealny czas spędzony z najlepszymi przyjaciółmi na imprezowaniu, kompletnej olewki na wszystko, snu do pieprzonej czternastej po południu i polepszeniu kontaktów z Justinem. Ale nie, bo do pieprzonego Justina Biebera dopieprzyła się pieprzona Pearl Hallward z pieprzoną idealną figurą, o której każda dziewczyna marzy. Teraz pewnie korci was spytać czy jestem zazdrosna. Jestem zazdrosna? Tak, jestem kurewsko zazdrosna, bo chcę żeby Justin był mój. M Ó J I T Y L K O M Ó J. W tej chwili mam za przeproszeniem gdzieś czy przyjął zakład od Joego czy nie. Jestem pewna, że chociaż w małym stopniu też mu się podobam, więc cóż, on zaczął z Pearl - ja skończę z Patrickiem.
Weszłam do swojego pokoju, rzucając się na łóżko, a od razu przechwyciwszy telefon do ręki, wybrałam numer do Patricka, który dostałam od niego jeszcze na plaży. Nacisnęłam przycisk "połącz" i już po dwóch sygnałach chłopak odebrał.
- Heeeej - przeciągnęłam, uśmiechając się i starając się brzmieć jak najbardziej przekonywająco żeby zyskać jego przychylność, chociaż tak naprawdę to nie było zbytnio potrzebne. Pomimo tego, że znamy się tylko kilka to można wyczytać, choćby z sympatycznego wyrazu twarzy, że jest miłym, pomocnym człowiekiem.
- Hej. Już się stęskniłaś? - lekko zmieszany i zdziwiony moim telefonem wydudłał z siebie kilka słów, przez które poczułam się jak natręt.
- Ym, tak jakby - zaśmiałam się sama do siebie blado, biorąc do zabawy kosmyk włosów, opadających na moje oko. - Jesteś jutro zajęty? - przeszłam od razu do rzeczy, podnosząc się na łóżku tak abym mogła wygodnie usiąść.
- Raczej nie - odpowiedział tak, że byłam niemal pewna, że się uśmiecha, dając mi przy tym szczyptę odwagi kontynuowania.
- A więc, miałbyś ochotę wyjść jutro ze mną i moim kolegą z dziewczyną? - spytałam pewniej, zaplatając włosami pętle na moim palcu.
- Z kolegą? - powtórzył jakby zdziwiony, zasmucony na co otworzyłam szerzej oczy i chciałam to wszystko "wyjaśnić"
- Mhm, chodzi o to, że poznał dziewczynę, a że jest trochę nieśmiały to poprosił mnie żebym szła z nim - zaczęłam cichym kruchym głosem odrobinę zmyślając - Nie chcę iść sama, bo czułabym się niezręcznie, a to dobry moment aby się lepiej poznać - początek zdania przybrałam takim samym tonem jednak potem go rozpogodziłam.
- No, to sytuacja nie cierpiąca zwłoki - zaśmiał się, na co odpowiedziałam tym samym
- Czyli się zgadzasz? - spytałam optymistycznie, choć to nie było potrzebne, bo już był "mój"
W sensie, że się zgadza rzecz jasna.
- Yep - odpowiedział równie pogodnie
- Jejku, cieszę si. To do zobaczenia - oznajmiłam, bujając się lekko do przodu i w tył na łóżku
- Do jutra - odpowiedział, po czym rozłączyłam się i rzuciłam telefon gdzieś na bok. Uśmiechnęłam się sama do siebie, kładąc swoje ciało wygodnie.
Gdyby nie fakt, że Patrick nie zna Justina mogę się założyć, że nie uwierzyłby mi w tą nadętą gadkę, to byłoby całkowicie niezgodne. Może mogłam powiedzieć normalną prawdę, ale tak wydaje mi się być bardziej przekonująco. Zresztą kłamstwo zawsze przychodzi mi lepiej, a on o nim nigdy się nie dowie, bo nie ma na to wskazań.
Podniosłam się z łóżka, chcąc udać się do łazienki jednak podnosząc się doznałam szoku, cholernie się przestraszyłam.
- Co kombinujesz? - Katy siedziała na fotelu jak lord, bawiąc się jakimś sznurkiem. Wyglądała jak na nią przerażająco.
- Ja? Nic - powiedziałam, po czym poszłam do toalety się umyć.
*
Ubrałam krótką, czerwoną, niewieczorową sukienkę, na nogi dość wysokie również czerwone szpilki i założyłam srebrną bransoletkę, co według mnie świetnie grało z moimi kręconym, czarnymi włosami i dość opaloną cerą. Wzięłam torbę i zeszłam na dół, a tam zastałam jedynie siedzących w objęciach na kanapie Justina z Pearl. Kierując się do nich powiedziałam do siebie tylko ciche "ble" przykładając na rękę do brzucha na znak, że robi mi się niedobrze i usiadłam wygodnie na fotelu kompletnie nimi niezainteresowana. Zawsze w podobnych sytuacjach moje paznokcie robią się nagle tak ciekawe, że nie mogę oderwać od nich wzroku...
- Ślicznie wyglądasz - powiedział Justin, a ja początkowo byłam pewna, że mówi to do Pearl, jednak patrzył na mnie, co miało świadczyć o tym, że kieruje te słowa do mnie.
- Em, dzięki - mruknęłam, wzruszając ramionami i z powrotem zaczynając oglądać moje długie paznokcie.
- Justin opowiadał mi o tobie - zaczęła uśmiechnięta dziewczyna, próbując zagadać, jednak o wiele lepiej byłoby gdyby siedziała cicho.
- O, serio? - spytałam, nie ukrywam, lekko zaskoczona. Spojrzałam na Justina z podniesionymi brwiami, a ten tylko odwzajemnił gest, chcąc mnie przedrzeźniać.
- Mhm, mówił, że sporo się sprzeczacie, ale pomimo to jesteś dla niego ważna. To słodkie - kontynuowała, bujając się i podśmiewając.
- Och - zaczęłam zdziwiona jej słowami - Jesteśmy tacy słodcy, że aż chce się wymiotować - dodałam, końcówkę z ciszonym głosem odwracając chwilowo głowę w inną stronę, na co dziewczyna zaczęła się panicznie śmiać. To było straszne. Naprawdę. Bardzo straszne...
Nie minęło pięć sekund jak ktoś zadzwonił do drzwi.
- To ja otworzę - szybko się zerwałam, bo; po pierwsze, byłam przekonana, że to Patrick, a po drugie, wolę trzymać się kiedy tylko mam możliwość z daleka od tego stworzenia.
- Cześć - przywitał się chłopak, wchodząc do środka, a ja na powitanie dałam mu całusa w policzek.
- Za co to? - spytał zdziwiony jednocześnie nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Za nic - uśmiechnęłam się, przygryzając wargę
- Czyli jesteśmy w komplecie i możemy je... Patrick? - wtrąciła się Pearl, dostając nagle jakiegoś olśnienia na jego widok
- Pearl... - przeciągnął, patrząc na nią. Wyglądali jakby zobaczyli w swoich osobach ducha albo gorzej. - tylko czasu
- To wy się znacie? - spytał Justin. Ja na jego miejscu byłabym trochę zazdrosna jednak u niego zauważyłam tylko zaciekawienie, nic większego.
- Mhm, kiedyś my... byliśmy razem - powiedziała, jąkając się, o co nigdy bym ją nie podejrzewała - ale to stare dzieje - zaśmiała się optymistycznie, na co chłopak jej zawtórował
- Dokładnie. To co, jedziemy? - spytał Patrick, podając mi rękę.
*
Na miejscu było dość sporo ludzi, ale znalazł się dla nas wolny stolik. Usiadłam między Patrickiem, a Justinem w roku pomieszczenia, a za chwilę podszedł do nas kelner z kartami.
- Co zjesz? - spytał się mnie Patrick, zerkając z boku karty.
- Nie mam pojęcia - zaśmiałam się, patrząc na listę, która zdawała się być niekończąca. Niektóre nazwy widziałam pierwszy raz w życiu, a niektórych... nawet nie chce wiedzieć co się pod nimi kryje.
- Jak zawsze jakiś problem - powiedział bez jakiejkolwiek mimiki Justin, nie odrywając wzroku z menu.
- Co proszę? - zerknęłam na chłopaka krzywiąc się i podnosząc brwi do góry.
- Zawsze znajdziesz jakiś problem - przywtórzył, spoglądając tym razem na mnie.
- Tsa, a ty jak zwykle wszystko zagłębiasz i komplikujesz - stwierdziłam, odkładając żwawo kartę na stolik.
- Biorąc pod uwagę całe życie to właśnie TY zawsze wszystko komplikujesz - za przeproszeniem pieprznął kartę o stół o wiele mocniej niż ja.
- Nic nie dzieje się bez powodu, wiesz - podniosłam ton głosu, odsuwając gwałtownie krzesło.
- No coś ty - powiedział jakby to co przed sekundą stwierdziłam było najjaśniejszą rzeczą na świecie - gorzej jak nie ma powodu.
- Hm.. No coś mi się zdaje, że zawsze powód się znajdzie
- No to kurwa, źle ci się wydaje, bo ostatnio nie widzę najmniejszego powodu twojego zachowania - skierował naszą sprzeczkę na jeden właściwy tok
- Przepraszam na chwilę - zwróciłam się mile do Pearl i Patricka, którzy patrzyli na nas jak na bandę szaleńców, którzy uciekli z psychiatryka.
Wstałam i pociągając Justina za krawędź bluzki skierowałam się do wyjścia. Stanęłam dopiero w takim jakby "przedpokoju", mały korytarzyku, zakładając ręce na piersi i stając sztywno.
- Dobra, jesteśmy sami - powiedział starając się ochłonąć - powiesz mi w końcu dlaczego ciągle zachowujesz się jak bym przynajmniej kogoś zabił?
Nic nie odpowiedziałam. Jedynie spuściłam głowę.
- Słuchaj - oblizał wargi, łapiąc mnie za łokieć i przyciągając - źle mi z tym. Nie wiem co zrobiłem, ale jest mi z tym cholernie źle. Kocham moją przyjaciółkę i nie pozwolę żeby bardziej się zjebało. Powiesz mi? - mówił, a ja tylko czułam jego wzrok na sobie.
- Widziałam twoją rozmowę z Joem. - podniosłam głowę i wydudłałam, myśląc, że zaraz się rozpłaczę. Właściwie to do oczu już cisnęły mi się łzy.
Justin rozszerzył oczy, po czym wyjął z kieszeni telefon i wszedł we wiadomości, a konkretniej w rozmowę z Joem. Podam mi go, a ja wyszukałam momentu, na którym wcześniej skończyłam.

Nie wiem jakim skończonym frajerem musisz być proponując mi to
nigdy kurwa w życiu

Przeczytałam, a łzy same wypłynęły po moich policzkach. - Przepraszam - wymamrotałam, patrząc oczy chłopaka.
- Nie przepraszaj - odpowiedział, łapiąc mnie i przyciągając. Odruchowo mocno wtuliłam się w jego tors, czując się o niebo lepiej niż kiedykolwiek.
Cokolwiek by się nie stało, już zawsze będę mu ufać...
Staliśmy tak wtuleni w siebie kiedy usłyszeliśmy głos - Roxi? Justin? - była to Pearl. Stała centralnie przed nami z Patrickiem.
Odsunęłam się od Justina, patrząc na nich oboje. Przez pierwszy moment się speszyłam się, że zobaczyli nas w tej pozycji, ale teraz dostrzegłam coś i tylko jedno chodzi mi po głowie:
"Co to ma niby być?"

piątek, 14 marca 2014

~ Rozdział 20

Weszliśmy na pękającą w szwach od natłoku ludzi plażę i idąc przed siebie w końcu natrafiliśmy na sporą część wolnego miejsca, gdzie się rozłożyliśmy. Była już, a mówiąc moim językiem, DOPIERO jedenasta. W nocy prawie w ogóle nie spałam, bo za Chiny nie mogłam nawet zmrużyć oka, więc byłam kompletnie wyczerpana. Ułożyłam starannie mój koc na piasku po czym usiadłam na nim i zdjęłam ubrania, odsłaniając przy tym bikini aby się poopalać. Inni zrobili to samo, ale (nawet przez ciemne przeciwsłoneczne) zauważyłam, że Justin zachowuje się tak jakby ukradkiem kogoś szukał po całej plaży. To było dość dziwne, ale jednocześnie takie... intrygujące. Położyłam się na plecach na kocu, tak samo jak Amy i Katy z tą różnicą, że one zajęły się przeglądaniem razem czasopism na zmianę z rozmawianiem ze sobą, a ja włożyłam jedną słuchawkę do ucha, włączyłam muzykę i słuchałam ulubionych wykonawców ukradkiem czasem zerkając na rozglądającego się chłopaka.
leżałam tak kilkanaście minut rozmyślając, po czym usłyszałam głosy dziewczyn skierowane do mojej osoby - Eej, Roxi?
- Hmm? - otrząsnęłam się zdejmując wzrok z Justina i skupiając uwagę na nich.
- Ty w ogóle słyszałaś co my do ciebie mówimy? - spytały poniekąd retorycznie, a mi na myśl przyszło tylko jedno; to one coś do mnie mówiły?
- Yy, nie do końca przez muzykę. - wytłumaczyłam się wyjmując z ucha słuchawkę i blado się uśmiechnęłam.
- Tsa, mhm jasne - zironizowała Amy, przekręcając głowę w bok. - a tak naprawdę to co korci?
- Uh - westchnęłam, widząc, że przed nimi serio nic się nie ukryje - widzicie jak się rozgląda? Jakby kogoś oczekiwał - mówiłam z przymrużonymi oczami na chłopaka
- Jaka zazdrośnica - powiedziały obie równocześnie, śmiejąc się ze mnie.
- Bardzo śmieszne - skarciłam je wzrokiem następnie opadłam na twarde podłoże, w skrócie mówiąc strzelając na nie "sztucznego" focha.
- Och, no już. Nie obrażaj się tak. Może szuka szczęścia - stwierdziła Amy kładąc się koło mnie, a z drugiej strony Katy.
Szczerze? Z resztą co on mnie obchodzi. Przyszłam tutaj odpocząć, a nie bawić się w Sherlocka. Wypuściłam głęboko powietrze i włożyłam znów w ucho słuchawkę, włączając jedną z moich ulubionych piosenek, czyli "Candy Shop". Jak dla mnie jest to jeden z najlepszych kawałków jakie kiedykolwiek powstały, rytmiczna jednocześnie trochę pociągająca. Przymknęłam oczy, wsłuchując się w dźwięki muzyki. Leżałam tak może kilkanaście minut i z wielką chęcią zostałabym w takiej bezczynnej pozycji dłużej gdyby nie odgłosy czyjegoś głośnego śmiechu. To brzmiało jak przymuszony śmiech spowodowany podrywem, który w sytuacji bez pociągu obu stron do siebie nie miałby miejsca. Cóż, szczerze powiedziawszy miałabym to gdzieś gdyby nie fakt, że z chwili na chwilę stawało się to bardziej irytujące, głośniejsze i miałam wrażenie, że zaraz ktoś się tu będzie pieprzył na środku plaży.
- Kurwa, głowa mi już pęka, nie można stękać ciszej? - nie wytrzymując wydusiłam, gwałtownie się podnosząc do pozycji siedzącej. Odruchowo odłożyłam słuchawki na bok, a okulary zasłaniające moje oczy zaczesałam na będące w kompletnym nieładzie włosy.
Podejmując decyzję podniesienia się z pewnością nie miałam zamiaru zobaczyć jakiejś młodej, opalonej suki centralnie znajdującej się przede mną, która w dodatku obściskuje się i przygryza, a wręcz "żuje" płatek ucha Justina. Widząc to moja mina w stu procentach była zabójcza. Wpadała coś pod zdziwienie, zniesmaczenie, obrzydzenie, wkurwienie razem wzięte. Plus dodatki.
- Och, przepraszam, ale to wszystko jego wina - dziewczyna zaśmiała się, dla mnie wręcz żałośnie, ściskając lekko czubek nosa Justina, na co ten jedynie cicho chichotał jej blisko ucha.
- Aha - mruknęłam zniesmaczona całą tą sytuacją i chciałam z powrotem się położyć albo chociaż nie zwracać na nią dłużej uwagi, jednak jej głos skierowany do mnie nie pozwolił na to.
- Jestem Pearl - uśmiechnięta podała swoją rękę na znak poznania.
- Roxi - udzieliłam odpowiedzi, a gdyby nie fakt, że mamusia dobrze mnie wychowała byłaby ona nieco inna.
- Ooo, mam tak na drugie - mówiła cały czas z tym samym wyrazem twarzy. Pieprzona optymistka.
- Jeej, serio? Fajniee - Nie kurwa, nie fajnie. Obrzydziłaś mi to imię ladacznico. - A teraz wybacz, ale idę do brzegu - dodałam z wymalowanym zadowoleniem na twarzy, po czym nie czekając na jakąkolwiek odpowiedzieć, reakcję pospiesznie podeszłam do brzegu morza.
Usiadłam na idealnie mokrym, gładkim piasku, bez najmniejszego kamyczka na powierzchni i od razu poczułam jak ciepła, ale nie przesadnie woda uderza o moje pośladki. Czując fale na moim ciele doznałam w pewnym sensie odprężenia, przyjemności.
Może teraz głupio brzmi to z moich ust, ale ta cała Pearl wydała się być naprawdę miłą osobą. Tylko szkoda mi jej, bo mam wrażenie, że Justin chce się tylko nią pobawić albo robi to specjalnie na złość mi. Wiem, wydaje się, że mówię jak skończona hipokrytka, która myśli, że wszystko kręci się tylko wokół niej, ale wcale tak nie jest. Po prostu mam takie przeczucie i biorąc to tak na logikę; przecież Justin jeszcze wczoraj zachowywał się jakby chciał czegoś więcej, a teraz tak nagle "złowił" pierwszą lepszą laskę na plaży od tak? Może serio odpuścił... Jeśli tak to z jednej strony dobrze, bo szalka z opcją "nie przyjął zakładu" odrobinę przeciąża tą "przyjął zakład". Ale z drugiej, co mi po tym? Stracę przyjaciela, bo zachciało mi się komplikacji na wakacjach... Ugh, z pewnością za dużo myślę.
- Można się dosiąść? - usłyszałam niespodziewanie za sobą wyraźny, męski głos, na którego dźwięk od razu się odwróciłam.
- Jasne - odpowiedziałam z promienistym uśmiechem, spoglądając na chłopaka, którego widziałam pierwszy raz w życiu.
- Jestem Patrick - powiedział podając mi prawą rękę
- Roxi - przywitałam się, szybko obczajając wzrokiem wygląd chłopaka, który okazał się być baaaardzo przyzwoity.
- Mieszkasz tutaj? - spytał, brunet  lekko opierając się łokciem o kolano.
- Niee, jestem na wakacjach. Po takiej harówce w szkole należy mi się - zaśmiałam się, obracając również w jego stronę, przez co rzuciły mi się jego śliczne błękitne oczy, w których spokojnie można odpłynąć.
- Jak najbardziej - odwzajemnił mój gest, pokazując przy tym szereg białych ząbków - Czyli jeszcze się uczysz?
- Powiedzmy, szkołę już skończyłam, ale myślę nad collegaem. - odpowiedziałam, zaczynając kreślić na piasku różne wzory.
- Collegae ważna rzecz. Ja studiuję już od dwóch lat. - stwierdził bacznie obserwując to co "maluję".
- A tak przy okazji nie jesteś może z wymiany międzynarodowej? - palnęłam od razu, kiedy zauważyłam jakim akcentem mówi.
- Skąd takie pytanie? - zdziwił się, po czym zaśmiał.
- Chodzi o to, że masz boski akcent i tak po prostu się zastanawiam - sprostowałam.
- Nie no, spoko. Jestem z Francji - odpowiedział na wcześniejsze pytanie, następnie oboje mogliśmy zauważyć jak duża fala zabiera moje dzieło ze sobą
- Nieeee - przeciągnęłam, mając na twarzy smutek. Cóż, co jak co, ale trochę się postarałam.
- Pieprzyć ją. Zrobimy nowy, tylko chodź wyżej - uśmiechnął się, co odwzajemniłam, po czym przystąpiliśmy do pracy jak małe dzieci w przedszkolu.
*
Późnym popołudniem wszyscy wrócili do domu zmęczeni samym odpoczywaniem. Justin czuł satysfakcję, bo widział jak Roxi wściekła się na widok Pearl, do której tak naprawdę nic nie czuł. Owszem, była śliczna i podobała się mu, ale tak jak pierwsza lepsza ładna dziewczyna na plaży, nic poza tym. Wszystko wydawałoby się iść po jego myśli gdyby nie Patrick; chłopak, któremu ewidentnie spodobała się Roxi. Był wściekły, że "jakiś pajac psuje jego plany". Więc trzeba to jakoś sprostować...
Wszedł do kuchni, w której pijąc zimny napój była już dziewczyna i usiadł spokojnie bez emocji na twarzy.
- Czyli poznałaś kogoś. - zaczął biorąc z blatu jabłko i obracał nim w dłoniach
- Yep - odpowiedziała krótko, nie zwracając najmniejszej uwagi na chłopaka.
- A co ty na to gdybyśmy poszli w czwórkę, no nie wiem, do knajpki? - spytał nadal bezuczuciowo bawiąc się owocem
- Nie chcemy naruszać waszej intymności - powiedziała nie łapiąc kontaktu wzrokowego
- Nie będziecie, spokojnie. Tylko nie przeszkadzajcie nam w nocy - mówiąc to, miał ochotę lekko uśmiechnąć się zwycięsko jednak powstrzymał to.
- Okej, więc spoko - odpowiedziała, odkładając szklankę do zlewu i skierowała się w stronę wyjścia - dobranoc
- Dobranoc, mała - odrzekł już niekontrolowanie uśmiechając się i robiąc gryz jabłka.
Oboje mieli swoje plany, które miały się już niebawem ziścić