wtorek, 24 czerwca 2014

~ Rozdział 23

Przez duże okno znajdujące się naprzeciwko mnie wpadły jasne, poranne promienie słoneczne, niefortunnie przerywając mój sen. Jęknęłam leniwie otwierając oczy i powoli podniosłam się do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się po o dziwo swoim pokoju, w którym nikogo nie było. Tylko ja. Zmrużyłam oczy ze zdziwienia i powoli wstałam, kierując się do łazienki. Zdejmując z siebie bieliznę, otworzyłam drzwi kabiny prysznicowej i weszłam do jej wnętrza. Odkręciłam kurek z zimną wodą, która od razu mnie orzeźwiła. Malutkie kropelki wody swobodnie spływały po moim ciele, dając małą rozkosz.
Złapałam się za jedno ramię, przymykając oczy. "Ujrzałam" Justina gładzącego moje ciało w całym zasięgu jego ręki. Był jak ciekawski czterolatek, który wszystko musi dotknąć, zobaczyć, poczuć. Składał mokre pocałunki po długości mojej szyi aż w końcu łapczywie wessał się swoimi ustami w moje. Przez cienki materiał majtek czułam jego nabrzmiałego członka, który przez rytmiczne ruchy bioder nachalnie się o mnie ocierał. Z moich ust wydobywały się coraz to głośniejsze jęki, których powstrzymanie było dla mnie jak wspinaczka na McKinley.

Roxi - szepty krążyły po mojej głowie - Roxi...


- Roxi, jesteś? - usłyszałam już wyraźny głośny dźwięk przez którego impulsywnie szeroko otworzyłam oczy.

- Pod prysznicem - krzyknęłam, biorąc do ręki żel i nalewając na dłoń kilka jego dużych kropel. Sprawnie zaczęłam wcierać go w swoje ciało, a po skończeniu opukałam się wodą. Otworzyłam drzwi kabiny przez co chłód masowo uderzył na moją wilgotną skórę. Szybko do ręki wzięłam ręcznik znajdujący się na wieszaku i przetarłam się nim, następnie owinęłam go tak aby akurat zakrywał piersi i biodra. Stając przed lustrem, przeczesałam szczotką włosy, umyłam zęby i wyszłam z łazienki.
- O wstałaś - spojrzenie Katy przeniosła na mnie i posłała miły uśmiech - wyspałaś się?
- Można tak powiedzieć - odwzajemniłam gest, podchodząc do szafki i wyciągając z niej nowe ubrania na dzisiaj.
- Okej, jak już się ogarniesz to zejdź na dół na śniadanie - jeszcze raz podniosła kąciki i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi
Ubrałam bieliznę po czym wyciągnęłam kremową letnią sukienkę, którą wciągnęłam na siebie. Spryskałam się ulubionymi perfumami i przełożyłam do tyłu wszystkie kosmyki włosów, zostawiając tylko jeden po prawej stronie. Lekko wygładziłam ręką strój i wyszłam z pokoju, kierując się na parter. W salonie siedzieli chłopcy, którzy oglądali jakiś film w telewizji, a Amy z Katy przenosiły jedzenie na śniadanie z kuchni do jadalni.
- Cześć - mruknęłam, kierując się od razu do dziewczyn.
- Hejo - zaśmiałam się Amy, przerzucając na chwilę wzrok z ogórka, którego kroiła na mnie.
- Możesz jeszcze to zanieść? - spytała Katy, podając mi do ręku kromki chleba.
- Jasne - wzięłam talerzyk, przechodząc do jadalni. Jednak żeby położyć coś na tym zastawionym stole trzeba było lekko pochylić. Mówiąc lekko mam na myśli skłon o prawie dziewięćdziesiąt stopni. Zginając się, poczułam niespodziewanie uderzenie, które spoczęło na moim pośladku, przez co odruchowo podniosłam się, wydając cichy pisk
- Nie bój się - zaśmiał się Justin, łapiąc mnie w tali i przyciągając bardzo blisko siebie.
- Jesteś idiotą - powiedziałam, napierając na niego tyłkiem, tak żeby przesunął się do tyłu, na co on odruchowo zgiął się i mocno zacisnął swoje ramiona.
- Za to ty jak zwykle strasznie na mnie napalona - szepnął, nie mogąc powstrzymać się od triumfalnego, cwanego uśmiechu.
Przewróciłam oczami jednak na mojej twarzy widniał mały uśmieszek. Po chwili wszyscy przyszli już aby zjeść śniadanie, więc odsunęłam się od chłopaka i usiadłam na krześle. Położyłam na talerzu kromkę pieczywa, posmarowałam ją masłem i nałożyłam kilka składników, a tak bardziej szczegółowo to plasterek żółtego sera i ogórka, natomiast do szklanki nalałam soku pomarańczowego.
- Co będziemy dzisiaj robić? - zaczął Nick, zatapiając swoje zęby w toście z dżemem.
- Powiedziałeś to jak Izabella w Fineaszu i Ferbie - zaśmiała się Amy, patrząc na swojego chłopaka.
- A ty znasz wszystkie bajki, które lecą na Disney Chanel? - Spytał się jej, przeżuwając wziętego wcześniej gryza.
- Oczywiście, że tak - powiedziała po czym wzięła łyk napoju jabłkowego.
- No fajnie, fajnie, ale serio, co robimy? - wtrącił się Kevin, patrząc na każdego po kolei.
- Ja miałam zamiar iść do aqua parku - powiedziała Katy, zerkając na nas.
- O, dobre, to ja idę z tobą - zareagował na odpowiedź na swoje pytanie, dojadając ostatni kęs kanapki i wstając z miejsca.
- Ale to tak już? - zdziwiła się, patrząc na chłopaka jakby postradał zmysły
- Zjadłaś? - spojrzał na nią
- Tak - zerknęła na swój talerz, który okazał się być pusty
- Więc chodź, bo będzie kolejka - podszedł do niej, łapiąc za rękę i ciągnąc ją w kierunku drzwi wyjściowych.
- Kiedy się skapną, że nie wzięli strojów kąpielowych? - spytałam, lekko podśmiewając się pod nosem i pijąc sok.
- Jak mam być szczera, to wątpię, że to nastąpi szybciej niż gdy dojdą na miejsce - szepnęła Amy, poprawiając się na siedzeniu.
- Dobra, a co z nami? - spytał Justin, opierając się łokciami o stół
- Też chce iść to aqua parku - wydęła wargę Amy, zerkając kątem oka na swojego chłopaka, na co ten westchnął.
- Więc chodźmy - wstał ze swojego miejsca, a dziewczyna od razu zaklaskała w dłonie zadowolona - a wy?
- Nie mam ochoty - skrzywiłam się, opierając się o krzesło.
- Ja też nie - dodał od razu Justin, przez co odruchowo przeniosłam na niego wzrok.
- Dobra, to my zmykamy. Do wieczora i nie rozrabiajcie - powiedział chłopak i biorąc za rękę Amy, zniknęli w progu.
Uśmiechnęłam się i patrzyłam na Justina.
- Co? - spytał się również mnie obserwując - Mam coś na koszulce? - spojrzał w dół, oglądając swoją bluzkę.
- Pomóż mi sprzątać - dotknęłam jego kolana po czym wstałam i od razu pozbierałam na kupkę talerze, żeby zaraz je wynieść.
- Aa widzisz. I to był ich plan. - podniósł się z krzesła - Nie chciało im się sprzątać - podszedł do mnie, przytulając się do mnie od tyłu, co było... słodkie.
- Nie pomożesz mi? - przekręciłam głowę w prawą stronę, kładąc swoje dłonie na jego.
- Pomogę - zaczął nami lekko kołysał na boki - ale później
- Justin... - westchnęłam, przymykając oczy - będzie z głowy
- Mamy duużo czasu - przeciągnął, zaczynając składać mokre pocałunki na moim karku, przez  co wydobyłam z siebie pojedynczy jęk.
- Proszę cię, chce to szybko skończyć żeby spędzić resztę czasu z moi... z tobą - szybko się poprawiłam zanim zdążyłam dokończyć.
Czułam jak chłopak się uśmiecha. Cmoknął mnie ostatni raz w policzek i odsunął się, biorąc do ręki szklanki.

Dość sprawnie uwinęliśmy się z wyniesieniem wszystkiego do kuchni i włożeniem brudnych naczyń do zmywarki. Umyłam ręce i przeszłam na taras gdzie na leżaku odpoczywał Justin. Podeszłam do niego i usiadłam rozkrokiem blisko jego bioder, kładąc się na nim tułowiem. Podłożyłam pod brodę dłonie, uważnie na niego patrząc.
- Co tam? - ledwo mruknął, mając przymknięte oczy.
- Nic - odpowiedziałam półgłosem, na co zapadła kompletna cisza, którą przerwałam - zabierz mnie do wesołego miasteczka
- Chcesz iść do wesołego miasteczka? - uchylił jego oko, spoglądając na mnie, a ja przytaknęłam z wydętą wargą.
- Okej, więc się zbieraj - powiedział, otwierając jakby zaspane oczy. Uśmiechnęłam się, piszcząc troszkę z radości po czym wstałam z niego i skierowałam się do pokoju po torebkę.

Będąc na miejscu czułam się jak mała dziewczynka. Byliśmy na diabelskim młynie, rollercoasterze, twisterze, filiżankach, trampolinach, przejechaliśmy się ciuchcią po całym lunaparku i weszliśmy domu strachów, który w rzeczywistości wcale nie był ani odrobinę straszny. No może troszeczkę, ale tylko troszeczkę. Chodziliśmy i opychaliśmy się watą cukrową jak to robiliśmy będąc jeszcze małymi dziećmi.
Chociaż szczerze powiedziawszy nie pamiętałam dobrze jak to jest być w takiego rodzaju centrum rozrywki. Wszystko przez to, że nie licząc dzisiejszego dnia, ostatni raz byłam tutaj z rodzicami mając jedenaście lat. Wtedy wszystko było inne. Rodzice się nie kłócili i żyli w zgodzie, brat był mały i mi nie pyskował, a co najważniejsze, tato miał dla nas zawsze czas. Rodzina była dla niego najważniejsza. Nie liczyła się dla niego praca jeśli w grę wchodziło dobro dzieci i żony. Teraz wszystko jest inaczej. Kompletnie na odwrót. Chcę powrócić do tamtych chwil gdy byłam jeszcze dzieckiem, a moim największym zmartwieniem było to, że nie zdążyłam na smurfy.
Przechodziliśmy właśnie jedząc kilka dużych gałek lodów obok stoiska gdzie można było wygrać nagrody poprzez strącenie kubeczków za pomocą trzech piłeczek.
- Chcesz pandę? - spytał Justin, patrząc na jedną z maskotek w stoisku.
- Kocham pandy! - poskoczyłam uradowana tak, że jedna z gałek spadła mi na podłogę - oj - powiedziałam cienkim głosikiem, patrząc na loda znajdującego się na ziemi.
- Trzymaj, a ja zaraz przyjdę - zaśmiał się, podając mi swój wafelek - tylko nie podjadaj mi - ostrzegł, podnosząc kąciki
- Oki doki - uśmiechnęłam się, a kiedy trochę się oddalił, zaczęłam jeść jego loda. Akurat miał tą gałkę, która mi upadła.
Chłopak wziął jedną z piłeczek i strącił kilka kubeczków. Wziął do ręki drugą i już po chwili nie było ani jednego stojącego kubeczka. Mężczyzna, który tam pracował podał mu dużą pandę, na którą wcześniej wskazał. Justin odebrał ją i podszedł do mnie.
- Proszę, skarbie - wziął swojego loda i podał mi misia.
- Yay - pisnęłam, uśmiechając się i przytulając do siebie pandkę - dziękuję
- Zjadłaś mi moją ulubioną gałkę - spojrzał na mnie ze smutną miną, wskazując na wafelek, który trzymał w ręku.
- Zjadłam tylko swojego lodzika i nic więcej - wydęłam dolną wargę, zaczynając kołysać się na boki z misiem.
- Kłamczucha - zmarszczył brwi
- No okej, okej to ja - spuściłam głowę - jak chcesz możesz zlizać z podłogi - uśmiechnęłam się, podnosząc głowę i wskazując na ziemię
- Nie, jednak przeżyję bez niej - zaśmiał się, kończąc jeść. - Chodź - podał mi po chwili rękę
- Gdzie? - złapałam go za nią i zaczęłam iść za nim.
- Zobaczysz - uśmiechnął się, zjadając swój deser.
Szliśmy minutkę kołysząc się i machając naszymi splecionymi rękoma aż w końcu doszliśmy do rzeki, na której znajdowały się łódki. Justin zapłacił za wynajem jednej na godzinę, po czym weszliśmy razem na nią. Wygodnie usiadłam, kładąc głowę na ramieniu chłopaka, który objął mnie, mocno do siebie przytulając. Wypłynęliśmy i przez cały czas mogliśmy obserwować pięknie błyszczące się na niebie gwiazdy. Było mi z nim naprawdę dobrze. Bardzo.
- Roxi - szepnął po jakimś czasie, patrząc w świetliste niebo. Jego ręka spoczywałam na mojej ręce i delikatnie gładziła ją tak, że mogłabym przysiądź, że robi to piórkiem.
- Hm? - wydobyłam cichy dźwięk, przymykając oczy.
- Kocham cię - nachylił się i podniósł mój podbródek żeby móc złączyć nasze usta w pocałunku.
- Ja ciebie też - uśmiechnęłam się, kiedy przerwaliśmy
- Bądź moja. Już zawsze - spojrzał mi prosto w oczy, a mi momentalnie napłynęły łzy. Jednak ich nie uroniłam, tylko podnosząc kąciki ze szczęścia przytaknęłam.
- I na zawsze - przeniósł, prawą dłoń na mój policzek i gładził go delikatnie kolistymi ruchami.
Pocałował mnie jeszcze raz delikatnie i uczuciowo po czym mocno przytulił mnie tak, że mogłam usłyszeć bicie jego serca.
____________
Much love!