Głośne krzyki, dźwięk strzelaniny i Bóg sam wie co jeszcze rozlegał się naokoło. Speszenie łączone z przerażeniem można było wyczuć w głosie każdego kto się odezwał. A ja nie byłam wyjątkiem. Bałam się, cholernie się bałam tego co się dzieje i tego co się ma za chwilę stać.
Leżałam na ziemi unieruchomiona przez jakiegoś mężczyznę, który trzymał przy mojej skroni karabin. Moich łez nie dało się powstrzymać. Płakałam jak małe dziecko, kompletnie nie wiedząc co się do cholery wyprawia. Roztrzęsienie rozpływało się po całym moim ciele, a pod żadnym pozorem nie mogłam się uspokoić. Nie umiałam.
- Roxi, wszystko będzie dobrze. Spokojnie. - odwróciłam głowę spoglądając na Justina będącego w tej samej pozycji co ja. Szeptał uspokajającym głosem blado się uśmiechając. Przelotnie uśmiechnęłam się oblizując usta ze słonych łez.
Zamknęłam oczy w duchu modląc się abym jakimś cudem znalazła się w domu. W moim pokoju. W ciepłym łóżeczku. Bezpieczna...
***
- Posiedzicie tu sobie całą noc. Dobranoc. - Powiedział szeryf zatrzaskując kraty następnie zamknął na klucz.
Tak, zabrali nas do więzienia. Nas czyli wszystkich, którzy zostali złapani w klubie. Mnie umieścili w jednej celi z kilkoma zjaranymi już kolesiami i zdesperowaną Roxi. Jej twarz była cała mokra przez ciągły płacz. Łzy płynące po jej policzkach powodowały u mnie mieszane uczucia. Z jednej strony ciągły szloch był irytujący, a z drugiej... miałem wrażenie, że to moja wina. Moja, ze tu jesteśmy, że teraz płacze.
Podszedłem bliżej do dziewczyny klękając przed nią. Ruchem ręki złapałem jej opuszczoną w dół twarz, a szczegółowo za podbródek, pociągając do góry, żeby na mnie spojrzała.
- Hej, kotek. Nie płacz - powiedziałem starając się brzmieć jak najbardziej uspokajająco.- Roxi, popatrz na mnie - powtórzyłem kiedy ta nawet na mnie nie spojrzała.
- hm? - wymamrotała przekręcając głowę w moim kierunku.
- Niedługo nas wypuszczą. Nie płacz, przecież nic nie zrobiliśmy. - wyszeptałem poważnie, sunąc opuszkami palców po jej policzku.
- Właśnie - zaczęła pociągając nosem - skoro nic nie zrobiliśmy, to dlaczego do jasnej cholery tu jesteśmy? - dokończyła wycierając końcem rękawa łzy spływające bezwładnie po skroni.
- To pomyłka. - wstałem, odsuwając się trochę od niej. - To przez tą pieprzoną pomyłkę. Tak nie miało być. - Syknąłem, przeczesując dłonią włosy, pociągając za końcówki.
- Nie za bardzo rozumiem... Jak miało być? - usłyszałem jej cichy głosik zza moich pleców.
- Nie do końca wiem jak to ująć. -odwróciłem się tyłem i powędrowałem do krat celi.
Patrząc na nie, przepełniała mnie wściekłość. Nie wiem czemu, po prostu wkurwiał mnie fakt, że przez bandę nierozgarniętych idiotów, zamiast dobrze się bawić siedzę jak jakaś bezradna dupa w pierdolonym więzieniu.
- To wytłumacz mi to - momentalnie poczułem na karku ciepłe powietrze wydychane przez Roxi. Stała już tuż obok z podpuchniętymi od płaczu oczami, mająca pewnie nadzieję, że zaraz wszystko jej powiem.
- Nie będę tłumaczył kiedy to nie jest moja wina. Zaraz stąd wyjdziemy, wyluzuj. - warknąłem zaciskając szczękę i niekontrolowanie zacząłem szarpać kraty.
Ja doskonale wiem, że to nic nie da. Ale nie zrobiłem to po to żeby je wyważyć. Chciałem po prostu chociaż odrobinę wyładować złość, która we mnie tkwiła.
- Ale ty wiesz, dlaczego tu jesteśmy. Wiesz, jak to nazywasz, przez jaką pomyłkę tu siedzimy. Widzę to, nie oszukasz mnie. - powiedziała nie dając za wygraną. - Wytłumacz mi to do cholery. - dodała dotykając mojego ramienia kiedy nic nie odpowiedziałem.
- Stul pysk chociaż na chwilę - wymamrotałem z zaciśniętymi szczękami zdejmując z ramienia jej dłoń.
Bezradnie oparłem czołem o metalowe rury szukając w głowie jakiegoś logicznego i racjonalnego planu spierdolenia stąd. Nic kurwa nie otworzy się na "Abra Kadabra".
A Roxi? Roxi nic już się nie odezwała. Wróciła do swojego poprzedniego miejsca w kompletnej ciszy. Usiadła na czymś zwanym więziennym łóżkiem, podpierając brodę na dłoniach.
Może za ostro zareagowałem. Ale nie moja wina. Jest strasznie wkurzająca w niektórych chwilach, a teraz przynajmniej siedzi cicho i nie wypytuje się o coś, co i tak ode mnie nie usłyszy.
- Za szybko się pożegnaliśmy moi drodzy. Musimy was jeszcze spisać. Wychodźcie. - zaśmiał się szeryf przekręcając kluczyk, otwierając celę.
Moja pierwsza myśl po uchyleniu drzwi była taka, że to idealny moment żeby spierdolić.
Dopóki za szeryfem do środka nie weszło kilkoro policjantów, którzy zakuli nas w kajdanki i cały czas trzymając za ramiona wyprowadzili do innego pomieszczenia.
Weszliśmy do pokoju gdzie stało wielkie biurko i parę krzeseł.
Jest tu ciemno jak w p... w jaskini.
- Pss.. - usłyszałem piśnięcie od lewej strony. - Teraz jest idealny moment żebyś uciekł ze swoją dziewczyną. - wyszeptał mężczyzna około trzydziestki, przyprowadzony tu juz wcześniej.
- Nie jest moją dziewczyną - sprostowałem, spoglądając w bok na słodką twarzyczkę Roxi.
- Mniejsza z tym. Jest idealny moment. Nie znają was jeszcze nie zostaliście notowani. Uciekajcie, pomogę wam. - wymamrotał przerzucając chwilowo wzrok na drzwi ewakuacyjne. - Na trzy ja z kumplami odwrócimy ich uwagę, a wy wybiegniecie.
- A ty? - spytałem, zastanawiając się, dlaczego mówi to mi zamiast sam uciekać.
- Ja? Mnie już znają. Nic mi to nie da, że ucieknę. Tak czy siak mnie znajdą. Dobra, słuchaj, młody:
Raz...
Dwa...
Trzy ! - wrzasnął zaczynając się szarpać i od razu przystępując do odwrócenia uwagi wszystkich policjantów.
Sam uwolniłem się z uścisku jednego z nich od razu podchodząc najpierw do biurka, na którym leżały klucze do kajdanek, a następnie do Roxi. Oswobodziłem jej ręce po czym swoje i łapiąc dziewczynę za dłoń jak najszybciej skierowałem się w stronę wyjścia. Stojąc w drzwiach spojrzałem na bijących się mężczyzn gdzie wśród nich znalazł się ten, z którym rozmawiałem. Kiwnąłem w jego stronę w podziękowaniu za to co zrobił i wybiegłem.
Biegłem przed siebie cały czas trzymając dziewczynę za rękę. Nie myślałem gdzie się biegnę. Po prostu chciałem znaleźć sie jak najdalej od komisariatu żeby żaden policjant nie mógł nas złapać.
- Ałć ! - krzyknęła Roxi potykając się o wystający korzeń drzewa po chwili upadając na ziemię.
- Nic ci nie jest? Możesz ruszać nogą ? - powiedziałem nachylając się nad nią, zaczynając rozmasowywać jej stopę.
- Boli - syknęła z bólu wyrywając z moich rąk nogę.
- Kurwa mać ! - wrzasnąłem zirytowany, łapiąc się za czoło.
Usiadłem zza dziewczyną tak aby położyć jej głowę na swoim torsie. O dziwo żadnego sprzeciwu nie usłyszałem.
Mierzwiłem dłońmi po jej włosach rozglądając się na boki.
Dalsza część lasu
autostrada,
tam widać jeszcze komisariat,
a tam... Bingo ! Bar motocyklistów.
- Kotek, dasz radę wstać? - spytałem przenosząc wzrok z powrotem na Roxi.
- Nie nazywaj mnie tak. - warknęła, podnosząc się ze mnie i siadając sama.
- Przepraszam. Księżniczko, królewno, słoneczko, kwiatuszku, skarbie, kochanie, aniołeczku, śnieżynko dasz radę wstać?
Tak, wymieniałem specjalnie.
- Ugh, chyba tak. - powiedziała powoli podnosząc swój tyłeczek z ziemi, następnie koślawo stając, podpierając się o drzewo.
- Chodź, zaniosę cię. - zaśmiałem się pod nosem widząc jej stan następnie podszedłem do niej biorąc ją na ręce i zaczynając iść.
- Wohoho, gdzie idziesz? - spytała zdezorientowana moim nagłym ruchem.
- Widzisz tamten bar z motocyklami ? - zapytałem na co przytaknęła. - Pożyczymy od kogoś motor.
Pożyczymy, w przenośni...
- Żartujesz sobie?
- Nie, a co chcesz siedzieć i tak sobie czekać aż wściekli policjanci przybiegną i zgarną cię do paki? - spytałem retorycznie.
"Odłożyłem" ją na ziemię rozglądając się naokoło czy nikogo wokół nie ma.
Było pusto.
- Poczekaj zaraz przyjdę, a raczej przyjadę. - uśmiechnąłem się do niej żeby choć trochę uwierzyła, że wszystko będzie dobrze, bo jej wyrazie twarzy można stwierdzić, że nie jest przekonana do mojego planu. Ale szczerze, innej opcji nie ma.
Najciszej jak umiałem podszedłem do motocykli, w duchu się modląc żeby ktoś zostawił kluczyki.
ten nie,
ten nie,
ten nie,
ten... jest. Bogu dzięki
Rozejrzałem się ostatni raz po czym bez wahania odpaliłem silnik i podjechałem po Roxi.
- Dobrze jest, wsiadaj - powiedziałem zatrzymując się koło niej.
- Nie - odpowiedziała krótko jak naburmuszona pięciolatka.
- Pierdolisz. Wolisz siedzieć za kratami? serio? Nie wygłupiaj się tylko wsiadaj. - wypowiedziałem stanowczo. Niech ona sobie, kurwa nie żartuje, bo to nie jest na to pora.
- Nie będę jechała kradzionym motocyklem, kumasz?
- A co ja? Żaba żeby kumać? Nie pierdol mała. - powiedziałem czując jak działa mi na ciśnienie.
Niech ona do kurwy nędzy mnie nie wkurwia.
- Ugh, dobra. - syknęła, powoli ze względu na swoją nogę podchodząc i usiadła za mną mocno zaciskając uścisk w pasie.
- Grzeczna dziewczynka - uśmiechnąłem się zadziornie, ruszając naprzód.
***
- Dobra, mała. Wysiadka - powiedziałem zatrzymując się koło jej domu.
- Dziękuję. - odpowiedziała ziewając pod nosem. Leniwie zeszła z siedzenia, stając koło mnie.
- Nie ma sprawy, a teraz mykaj spać. No chyba, że chcesz ze mną pojechać do mojego domu lub może ja mam wejść do twojego - uśmiechnąłem się, łapiąc ją w pasie i przyciągając do siebie.
- Wiesz co? Możesz wejść. - zaśmiała się, błądząc palcami po moim torsie, a swoimi słowami sprawiła przepływ gorąca przez moje ciało.
- Serio? - spytałem niedowierzając
- Tak, ale tylko po to żeby coś wyjaśnić.
BUM. I magiczna chwili spierdoliła.
- Dobranoc. - powiedziałem odsuwając ją od siebie i zapalając silnik.
- Do jutra. - westchnęła przeczesując palcami włosy.
SUPERRRRR ZAJEBISTY CZEKAM NN OBY ZA NIE DLUGO
OdpowiedzUsuń