niedziela, 15 września 2013

~Rozdział 9

- Hmm, gdziekolwiek. Niech los nas poniesie. - odpowiedział Kevin przechylając butelkę tym samym biorąc łyk swojego piwa.- Ja pierdole, jakie to literackie. - Wymamrotał do niego Justin drapiąc się w tył głowy.
- Kurde, po drugim piwie już pierdole nie od rzeczy - zaśmiał się chłopak przelotnie patrząc na trunek.
- Nie chce cię pouczać, ale weź nie pierdol przy wszystkich. - Uśmiechnął się zadziornie obracając się na pięcie żeby podejść do ławki, przy której stałam z dziewczynami od pewnego czasu. Poprawił rękami swoją skórzaną kurtkę po czym opadł wygodnie na siedzeniu obserwując przy tym Kevina.
- Powstrzymam się - zawiesił się na chwilę myśląc nad słowami, które wcześniej padły. Spuścił przy tym głowę na "lepsze myślenie". - ale, Bieber, kto pierwszy zaczął pierdolić ten zaczął. - podniósł głowę tak żeby spojrzeć na Jusa zadziornie się uśmiechając.
- Ja się nie wstydzę. - Zaśmiał się pokazując przy tym szereg swoich białych zębów.  Powiedział to bez najmniejszego wahania. - Roxi obiecała mi dać, więc może być nawet teraz - dokończył nadal z cwanym śmiechem oplatając mnie ręką w tali zarazem przyciągając do siebie.
Poczułam ogromne zdziwienie przeplatane oburzeniem, a oczy same wytrzeszczały się maksymalnie jakby miały za chwile wypaść. Co on przepraszam mówi? Obiecałam mu dać, ale najwyżej brelok. Spojrzałam na niego ze wściekłością malowaną na twarzy. Położyłam swoje ręce na jego torsie popychając go do tyłu, jednocześnie szybko się od niego odciągając.
- Co proszę ? - warknęłam na Justina zakładając ręce na piersi. Chciałam usłyszeć od niego cokolwiek co wytłumaczyłoby to co powiedział.
- No przecież za wczorajszą pomoc obiecałaś, że się odwdzięczysz. Wieczorkiem zaczęliśmy, ale niestety... Nie skończyliśmy. - parsknął śmiechem patrząc na mnie z rozbawieniem.
- Ugh, jesteś idiotą. - Wymruczałam pod nosem ze wściekłością.
Nie chciałam tu dłużej stać, więc odwróciłam się na pięcie i zmierzyłam na przód z oburzoną miną. To co zrobił było żałosne! I co teraz Amy, Katy i chłopaki sobie pomyślą? Że chciałam z wdzięczności się z nim pieprzyć? Nie jestem tanią dziwką żeby tak się odpłacać. Boże, to jakaś paranoja...
- Roxi, zaczekaj! - Usłyszałam za sobą cichy głos Katy, ale nawet nie pomyślałam żeby się zatrzymać.
- Stój, nie jestem sportowcem, więc nie będę biegać. - zaśmiała się łapiąc mnie za ramię i lekko szturchając aby mnie odwrócić, co się udało, bo teraz stałyśmy naprzeciw siebie przodem.
- Gdzie idziesz? - Spytała zabierając rękę z mojego ramienia.
- Jak najdalej od niego. - warknęłam spoglądając na jej zawsze rozpromienioną twarz.
- Pozwolisz żeby ten kretyn zniszczył ci wieczór? - spytała prawdopodobnie mając na celu zawrócenie mnie do reszty.
- Co się w ogóle wczoraj stało? - ponownie zaczęła kiedy nic nie odpowiedziałam tylko odwróciłam wzrok.
- Eh, wiesz że Josh zawsze się w coś wpakuje, prawda? - spytałam wręcz retorycznie, bo wiem, że ona wie. I się nie pomyliłam. Dziewczyna jedynie przytaknęła czekając aż do końca wytłumaczę o co chodzi.
- No właśnie. Rozwalił auto ojca, a Justin pomógł nam to wszystko ogarnąć. - wymruczałam ze skwaszoną miną odchodząc od niej na kilka kroków.
- uh, miło z jego strony... - wzdychnęła cicho pod nosem, ale i tak dało się to usłyszeć.
- Tsa... miło...
- Ale tak wracając... przecież wiesz jaki jest Justin; arogancko zabawny, zawsze taki był i jakoś dawałaś radę. Przez jego "czarny" humor nie będziesz przecież psuć sobie wieczoru. Jeszcze się na nim odegrasz, a teraz pokaż, że masz głęboko gdzieś co on mówi.- powiedziała wszystko na jednym tchu.
Jej słowa dały mi "kopa" i uświadomiły w pewnym sensie, że taki chuj jakim jest Bieber, nie będzie do robił i mówił to co mu się żywnie podoba. Dostanie ode mnie nauczkę. Ja już tego dopilnuję.
Uśmiechnęłam się do siebie zadziornie kiedy "niecne" myśli przechodziły przez moją głowę. Obróciłam się z powrotem w stronę przyjaciółki ruszając przed siebie w kierunku gdzie drinkowała reszta, a ona widząc mnie i uśmiech zdobiący moją twarz stała się zdezorientowana, jednak po chwili odwzajemniła gest. Ruszyła za mną i już za niedługi moment ujrzałyśmy rozbawioną grupę siedzącą na ławce.
Spoglądając na Justina od razu poczułam złość oraz zażenowanie jednocześnie przypominając sobie wczorajszy wieczór. Momentalnie poczułam jak dosłownie kilkanaście godzin temu jego delikatne dłonie wręcz błądziły po moim ciele, a pocałunki z każdą chwilą stawały się coraz bardziej subtelne, namiętne, pożądliwe. Przez moje ciało przechodziło miłe ciepło, a mi z każdą minutą było coraz przyjemniej... Kurwa dość, muszę się otrząsnąć. Tu Ziemia do Roxi!
- Jesteśmy w komplecie, więc możemy już jechać? - spytał Kevin zauważywszy, że ja i Katy już tutaj jesteśmy.
- Jasne - odpowiedziałam praktycznie za wszystkich. I szczerze mówiąc nie chciałam więcej tak bezczynnie stać, albo się dzieje albo nie..
- Dobra to bierzemy tych najtrzeźwiejszych jako kierowców czyli Nick i Justin - mówiła Amy wskazując po kolei na wymienionych chłopaków.
- Wohoho... Za jaką cholerę znów mam prowadzić?! I znów będę musiał się oszczędzać?! - Justin od razu zareagował na co chciało mi się śmiać. Biedaczek znów sobie dużo nie popije.
- Nie wypiliście dużo, a Kevin jest już dość wstawiony...
- Kurwa, dobra. To pakujcie swoje leniwe tyłki do wozu. - Bieber podniósł się leniwie po czym wślizgnął swoją dłoń do kieszeni spodni po kluczyki. Wyjmując je podszedł do samochodu otwierając go.
Spojrzałam na Nicka, który już z Amy wsiadał do swojej maszyny. Nie zastanawiając się krzyknęłam żeby z odległości jaka nas dzieliła mogli usłyszeć.
- Mogę jechać z wami ?
- Oczywiście, przecież nie będziesz zapierdalała na nogach za nami - zaśmiał się Nick co wręcz musiałam odwzajemnić. Spojrzałam w międzyczasie na Amy, która uśmiechając się pokiwała głową żebym już wsiadała.
Nie czekając dłużej ruszyłam w ich kierunku. Przechodząc blisko Justina czułam na sobie jego wzrok, co w tym momencie było irytujące i wkurzające. Nie zwracając na niego uwagi wsiadłam na tylne siedzenia zatrzaskując za sobą drzwiczki.
***
- Gdzie my jesteśmy ? - spytałam stojąc przed wysoką bramą prowadzącą... kurwa, Bóg wie gdzie.
- Widzisz to pomieszczenie ? - nachylił się nade mną wskazując palcem na jakiś budynek, Kevin.
- Mhm.
- To jest nocy klub, gdzie są różne przetargi, zakłady i wypasione dyskoteki. - wytłumaczył mi wszystko pokrótce, przez co w mojej główce narodziło się nowe pytanie, które od razu wybełkotałam.
- To jest legalne?
- Nie, w żadnym stopniu. A co, cykor cię obszedł? - poczułam na swojej szyi czyjś ciepły oddech dlatego odruchowo odwróciłam się i zobaczyłam Justina zadziornie się uśmiechającego.
- Tego nie powiedziałam. Po prostu chciałam wiedzieć. - zmrużyłam oczy jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie i tak było... no prawie...
- Świetnie. - wymruczał wymijając mnie. Obróciłam się z powrotem i zobaczyłam jak Jus wita się z mężczyzną który przed momentem otworzył nam ową wielką bramę.
Najwyraźniej się znają, bo rozmawiają ze sobą jak starzy dobrzy przyjaciele, chociaż to nie trwało długo. Mężczyzna odsunął się wpuszczając chłopaka i nas do środka. Szłam na końcu, czując się niepewnie. Miałam wrażenie, że stanie się coś nie koniecznie przyjemnego..
Przekraczając próg do budynku o którego się kilka minut wcześniej pytałam, do moich uszu napłynęła cholernie głośnia "fala" dźwięków.
Nie znam tego miejsca, nigdy wcześniej tutaj nie byłam, więc nie mam zamiaru gdziekolwiek chodzić sama. Będę się trzymać reszty, bo jestem zdolna do tego by się zgubić po kilku sekundach, uwierzcie...
- Chodź wynosimy się stąd zanim nam dopierdolą ! - usłyszałam czyiś głos zmierzający coraz bliżej mnie. Już odruchowo odwróciłam głowę w bok z ciekawości sprawdzić kto to.
Szczupły, ale dobrze zbudowany chłopak szedł w moją stronę (najprawdopodobniej do drzwi przy których byłam blisko) tyłem nie patrząc gdzie idzie.
- Ej, uważaj ! - krzyknęłam kiedy tajemniczy chłopak niepostrzeżenie nadepnął na moją nogę przechylając się przez to do tyłu i upadając na mnie co spowodowało "reakcje łańcuchową". Upadłam niekontrolowanie w czyjeś ramiona wręcz oszołomiona.
- Cholera jasna. Przepraszam, nic ci nie jest ? - chłopak w szybkim tempie "otrząsnął" się i podszedł przepraszając mnie.
- ni...
- Ty już pokazałeś na co cię stać. Spierdalaj stąd - syknął mój "wybawiciel" tym samym przypominając mi, że wciąż na nim leżę.
Chłopak nie chcąc najwyraźniej żadnego "starcia" jeszcze raz mnie przeprosił kwitując to miłym uśmiechem co odwzajemniłam i odszedł. Odwróciłam lekko głowę i zobaczyłam, tsa... kogo innego... niż Justina. Leżałam na nim z dłońmi przylegającymi do jego klatki piersiowej spoglądając w jego czekoladowe oczy. Sam jego widok strasznie mnie irytował...
- Nic ci nie jest? - Spytał słodko zarazem opiekuńczo się we mnie wpatrywując.
- Nie. Dziękuję - zaśmiałam się ironiczne. - Chętnie dałabym ci coś w zamian, ale znów zinterpretujesz to po swojemu.
- Wohoho, czekaj. Nie mów mi, że się o tamto wściekasz. To bym żart, Roxi.
- Mało udany, Justin. - powiedziałam popierając się rękoma podłogi i ostrożnie wstałam nie chcąc dłużej na nim leżeć. Choć było mi serio wygodnie i... Dość Roxanna, dość.
- A poza tym nie musiałeś tak ostro reagować i wrzeszczeć na tego chłopaka, a nawet w ogóle nie musiałeś. - Syknęłam poprawiając lekko pociągniętą bluzkę w tym samym czasie kiedy Justin podniósł się i stanął obok mnie
-  A co? Spodobał ci się ? - spytał grymaśnie zaciskając zęby tym samym poruszając gniewnie szczęką.
- może. Nic ci do tego. - palnęłam wymijając go i od razu skierowałam się w stronę baru. Może i nie znam tego miejsca, ale od razu rzucił mi się w oczy dość wysoki blat z różnorodnymi alkoholami i stojącym przy nim przystojnym brunetem, który właśnie wycierał ścierką kufel.
Usiadłam na podwyższanym krześle kierując odruchowo wzrok na swoje nogi po czym na stojącego po drugiej stronie blatu barmana. Uśmiechał się zadziornie uważnie mi się przyglądając co z sekundy na sekundę stawało się coraz bardziej krępujące.
- Co podać? - spytał po chwili odkładając na półkę kufel, a ścierkę rzucając gdzieś na bok.
- Bezalkoholowego drinka. - odpowiedziałam po krótkim zastanowieniu. Nie mam dziś ochoty pić ani upijać się. Ogólnie tego nie lubię. Nie lubię alkoholu, nie lubię nie pamiętać co robiłam, mówiłam, a w najgorszym wypadku śpiewałam. O ile takie wycie można nazwać śpiewem...
- Robi się, seniorita *panienka, dziewczyna*- zaśmiał się pokazując przy tym szereg białych zębów, w tym samym momencie wyjmując szkło i płyny do zrobienia drinka.
- Por favor *proszę* - szepnął po chwili podając mi napój.
- Gracias *dziękuję* - uśmiechnęłam się odpowiadając po hiszpańsku.
Wzięłam do ręki szklankę, przechylając tak żeby zawartość swobodnie wleciała do mojego gardła. Przełykając trunek poczułam jak ciepło przepływa przez moje ciało jednocześnie dając mi znak, że mój "bezalkoholowy" drink wcale nie jest bezalkoholowy.
Odłożyłam ze skwaszoną miną szklankę spoglądając na barmana.
- Niestety seniorita, nie dajemy tutaj bezalkoholowych. - zaśmiał się przez co zwróciłam uwagę na jego śliczny hiszpański akcent, który by wyjaśniał wszystkie hiszpańskie słówka, które wcześniej powiedział.
- tsa - szepnęłam sama do siebie zwracając większą uwagę na tym, że momentalnie wręcz ogłuszająca muzyka ucichła. Spojrzałam w stronę DJ'a gdzie na jego miejscu właśnie stanął jakiś, za przeproszeniem, zachlany chłopak.
- Yo, yo, yo! Widzę jak świetnie się bawicie, ale mam coś jeszcze lepszego ! Wasze ulubione wyścigi i licytacje towarów właśnie się rozpoczynają! - wykrzyczał przez mikrofon powodując u praktycznie wszystkich ludzi pewną furię.
Nie mam pojęcia o co w tym chodzi. Jakie kurwa towary? Zaczynam się bać...
- Wszyscy ręce do góry i nie opuszczać miejsc !
Teraz mnie nie obchodzi jakie. Policja i oddziały specjalne powodują u mnie większy strach i wytrzeszcz oczu...
Justin Pov
 Impreza zaczęła się rozkręcać w najlepsze kiedy usłyszałem.
 - Yo, yo, yo! Widzę jak świetnie się bawicie, ale mam coś jeszcze lepszego ! Wasze ulubione wyścigi i licytacje towarów właśnie się rozpoczynają!
Dobrze wiem o co w tym chodzi i szczerze na samą myśl zaśmiałem się do siebie. Momentalnie wstałem i spojrzałem w stronę parkietu, na którym od razu dostrzegłem moich przyjaciół. Tylko Roxi gdzieś wcięło... a nie. Mam ją. Siedzi przy barze flirtując z barmanem. Na sam ich widok coś się we mnie zagotowało. Śmiali się nie wiadomo z czego. Pewnie powiedział jej jak to zabawnie wylał kiedyś piwo na jednego biznesmena. Musi być bardzo śmieszny, kurwa.
Poprawiłem spodnie lekko je spuszczając po chwili skierowałem się w ich stronę.
- Wszyscy ręce do góry i nie opuszczać miejsc ! - Nagle usłyszałem głośny, doniosły głos mężczyzny. Spojrzałem zdezorientowany w stronę, z którego dochodził i zobaczyłem gliniarzy i jakieś oddziały specjalne wbiegające w głąb lokalu. Spojrzałem odruchowo na Roxi, która siedziała w jednym miejscu wystraszona. Nie czekając ruszyłem do niej. Nie możemy tak tu siedzieć. Trzeba wypierdalać stąd jak najszybciej...
***
Chłopak jak najszybciej, z trudem wymijając speszonych ludzi, podbiegł do dziewczyny, która jak sparaliżowana nie wiedziała co zrobić. Mocno ją do siebie przytulił po chwili ciągnąc za rękę z zamiarem jak najszybszego opuszczenia klubu. Jednak to nie wyszło.
Policjanci zatrzymywali wszystkich napotkanych. Justina i Roxi również...

2 komentarze:

  1. jejku ale drama :c

    OdpowiedzUsuń
  2. ohh, Policja.. rozdział świetny jak zawsze, zaskoczył mnie troszkę nie powiem, idę czytać dalej :)
    @WiktoriaHofman

    OdpowiedzUsuń