poniedziałek, 22 lipca 2013

~ Rozdział 8

Obudziły mnie rażące promienie słoneczne, które większej reakcji na mnie zrobiły. Uśmiechałam się nawet trochę. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów wyspałam się. Cud. Odwróciłam się chcąc zobaczyć miłą twarz Justina. Jednak go obok mnie nie było. Musiał się obudzić i pojechać do siebie. Z resztą jak mój ojciec zobaczyłby w naszym domu Justina, czuję, że byłabym martwa. Podniosłam swoje ciało i usiadłam podpierając się rękami o łóżko by się rozejrzeć. Wszędzie pustka. Jedynie zegar na ścianie tykał wskazując godzinę jedenastą. Troszeczkę mi się zaspało, ale cóż, czasem tak bywa. Weekend jest trzeba korzystać póki można. Delikatnie przeczesałam dłonią włosy ziewając. Może się wyspałam ale chętnie jeszcze poleżałabym leniuchując z zamkniętymi oczami. Jednak mimo niechęci odsunęłam koc odkrywając do końca swoje ciało. W jednej chwili poczułam chłód i przechodzące przeze mnie zimne dreszcze. Zasnęłam w ubraniach, więc nic dziwnego taka reakcja. Stopniowo wstałam na własne nogi co wydawało się trwać wieczność.
- Ogarnij się - wymamrotałam zakrywając dłońmi twarz. Kręciłam nią przecząco po czym całą przetarłam. "wzięłam się w garść" i szybko wybrałam nową bieliznę, ciuchy na dziś. Otworzyłam drzwi wyskakując z pokoju. Skierowałam się do łazienki, w której miałam zamiar wziąć szybki, zimny prysznic. Zdjęłam z siebie ubrania i związałam włosy w niechlujnego koka. Tak żeby ich nie pomoczyć. Wskoczyłam pod prysznic za chwilę odkręcając kran. Pozwoliłam żeby zimna woda spływała po moim ciele od góry do dołu co było orzeźwiające a zarazem kojące. Wylałam na dłoń żel i zaczęłam wcierać go w ciało. Zastanawiam się jakie plany na dziś podjąć. W niedzielę zawsze rano mama szykuje śniadanie dla wszystkich. Pysznie tylko ciekawe czy te żarłoki coś mi zostawiły. Josh w niedzielę wstaje razem z ojcem żeby potem zawiózł go do dziadka. Świetna okazja żeby siedzieć z przodu... Chociaż nie, nawet już od strony kierowcy siedział, więc... Czekaj, co z samochodem?! Kurwa mać! Szybko opukałam się z żelu i wytarłam wodę cieknącą po moim ciele. Założyłam jedynie bieliznę, bo jak najszybciej znaleźć się w kuchni. Wyskoczyłam z pomieszczenia jakby właśnie się paliło. Nieuważnie schodziłam po schodach rozmyślając co się stanie.
Przecież rodzice się wściekną. Już są pewnie wściekli. Jezu, czemu zaspałam?
Wbiegłam szybko do kuchni hamując dopiero koło stołu gdzie moja matka piła poranną kawę.
- Córeczko, co się stało? Wparowałaś jakby była tutaj 100% wyprzedaż - zdziwiła się. Zresztą nie dziwie się .Gdybym ja zobaczyła swoje dziecko w samej bieliźnie wpadające znienacka rano zareagowałabym pewnie tak samo.
- Gdzie jest tata? - od razu przeszłam do rzeczy.
- W pracy, a gdzie ma być ? - odpowiedziała zaskoczona moim pytaniem. bo że ojciec pracuje w niedzielę to zdążyłam się przyzwyczaić. Jest kompletnym pracoholikiem. Czasem potrafi cały dzień przesiedzieć w biurze. Obecnie mam to gdzieś, jestem przyzwyczajona, ale Josh... On potrzebuje ojca. Zwłaszcza teraz, w tym okresie.
- Ale pojechał normalnie samochodem? - pytałam dalej.
- No tak. Znaleźliśmy klucze do garażu, znaczy twój brat znalazł za to ojciec mógł pojechać swoim. - wytłumaczyła. Nawet nie wyobrażacie sobie jak mi ulżyło. Jakimś cudem samochód znalazł się w pierwotnym miejscu i co najważniejsze w pierwotnym stanie.
- Okey, to ja już pójdę. - Wyjąkałam. Odrobiłam się na pięcie po czym postawiłam pierwszy krok, ale niestety matka wszystko musi wiedzieć.
- Czekaj, czekaj. - zatrzymała mnie. - tylko po to mało co się nie zabiłaś biegnąc po schodach żeby zapytać się czy tato jest w domu? Odwróć się do mnie  - Dokończyła. Odwróciłam się z potworem w jej stronę tak jak chciała.
- Pff... Nie - skłamałam marszcząc oczy w tej samej chwili zakładając ręce na piersi.
- więc ? - spytała unosząc brwi w górę.
- Zapomniałam - w pięciu sekundach nic do głowy mi nie przyszło, żadna wymówka, więc rzuciłam najprostsze wytłumaczenie. Miałam nadzieję że to już koniec.
- A może chodzi o tego chłopaka, który rano przyjechał? Justin, tak? - Cisnęła dalej. Tego się nie spodziewałam, ale właśnie to wszystko mi wytłumaczyło. Justin obudził się rano, pojechał odebrać samochód ojca, a wracając i chcąc odjechać spotkał moją matkę. Przecież to proste. Czemu od razu na to nie wpadłam? Moje myślę rano jednak jest ciężkie.
- Roxi, a może on akurat odjeżdżał? - Główkowała dalej. - Możesz mi śmiało powiedzieć prawdę.
- Co? Nie! Co ty sugerujesz? - Rozszerzyłam maksymalnie oczy słysząc jej słówka. Nie zamierzam jej nic mówić. Prawdy sądzę, że dziś nie usłyszy.
- Był u nas w nocy?
- Nie. - odpowiedziałam szybko. Jej słowa mnie zaskoczyły, serio. Nawet jeśli była to prawda.
- Dobra, widzę, że prawdy nie powiesz - wzdychnęła - Ale pamiętaj choćby na przyszłość. Prezerwatywy jak chcesz są w dolnej szufladzie szafy w salonie. Lepiej się zabezpieczać.
- Mamo, dość - wręcz krzyknęłam. Co mnie to obchodzi gdzie są kondomy. Przecież nie będę używać rodziców gumek. Zobaczyliby, że ubyło ... Dobra nieważne. Niech ona się zajmie swoimi sprawami, a nie wymyśla mi referaty na temat położenia w domu.
- Chcę żebyś wiedziała. - powiedziała "tłumacząc się".
- Może jeszcze mi powiesz jak się to zakłada, co ? Chętnie posłucham - syknęłam sarkastycznie opierając się rękami o stół, przy którym siedziała.
- Cóż dziecko. Tą czynność może zostaw chłopakowi, ale jak chcesz wiedzieć to... - wzięła łyk swojej kawy splatając potem swoje palce przygotowując się do paplaniny.
- Nie chce wiedzieć. Starczy, idę do siebie. - natychmiast jej przerwałam podnosząc się. Odwróciłam się na pięcie i skierowałam się dość szybko do pokoju.
Na pewno jej instrukcja byłaby ciekawa i bardzo przydatna, ale nie dzięki, nie mam zamiaru tego słuchać. Moja matka jest dość młoda, 38 lat to przecież nie dużo mając 18-letnią córkę, prawda? Mój ojciec jest rok starszy, a ożenili się wcześnie, bo trafili na wpadkę. Tak, ja nią jestem. Wydaje mi się, że dlatego tak często mi mówi o seksie żeby mnie "uchronić" od popełnienia tego samego błędu co ona, ale co to da? Czasem uczucia biorą górę nad rozsądkiem i wątpię, że da się je pohamować.
Wchodząc do pokoju od razu zmierzyłam w stronę szafy. Otworzyłam ją, a stojąc jak wryta wpatrywałam się myśląc co wziąć założyć.
- Trzeba się wybrać na zakupy... - Marudziłam do siebie wzdychając. Za cholerę nie wiedziałam co ubrać. Gapiłam się tak nadal kiedy zadzwonił telefon. Podeszłam do biurka, na którym leżał i od razu spojrzałam na wyświetlacz: Amy.
- Halo? - powiedziałam przykładając komórkę do ucha.
- No hej, słuchaj. Ubieraj się szybciutko i wychodź. Poszwendamy się trochę i pójdziemy do Kevina. - Od razu przeszła do rzeczy.
- Skąd wiesz, że nie jestem ubrana? - Spytałam.
- Cóż, ty zawsze długo śpisz, a raczej w nocy buszujesz. - Zaśmiała się na co zawtórowałam.
- Ha, ha, ha, coś jeszcze? - Wymamrotałam przytrzymując telefon ramieniem żeby wziąć do rąk krótkie jeansowe szorty. Za oknem było widać, że jest ciepło, dlatego je założę.
- Zbiórka u Kevina. Jak mi się coś jeszcze przypomni to zadzwonię. Pa - rzuciła i nie czekając na moją reakcje rozłączyła się, a ja zrobiłam to samo i odłożyłam telefon na biurko. Spojrzałam przelotnie na spodenki, za chwilę w szafę. Od razu w oczy rzuciła mi się bladoróżowa bokserka obok której bele jak położony był full cap. Jak tak zebrać wszystko razem to wychodzi ciekawy komplet, więc nie pozostaje mi nic innego tylko się ubrać.
***
- Mamo, ja wychodzę - powiedziałam spotykając mamę w kuchni. Stała przy zlewie zmywając naczynia przez co zrobiło mi się jej szkoda. Niedziela południe, a ona siedzi w domu sprzątając.
- Dobrze, tylko nie wracaj późno. Jutro szkoła. - odpowiedziała odwracając głowę w moją stronę.
- Oj, ostatnie dni, więc mogę nawet nie pójść. - zaśmiałam się, ale to nie spodobało się mojej mamie - spokojnie, pójdę. - Pomóc ci ?
- Nie, idź córeczko. Dam sobie radę. - uśmiechnęła się chcąc zakryć swoje zmęczenie, chociaż, uwierzcie mi, widać jak ma tego wszystkiego dość.
- Na pewno? - dopytywałam. Nie chcę zostawiać mamy samą jeśli by mnie potrzebowała. Takie już moje dobre serducho.
- Na pewno. Weź lepiej coś do jedzenia, bo z głodu umrzesz. - wycierając mokre dłonie wskazała na talerz z owocami.
- Jasne - wymamrotałam biorąc do ręki jabłko. - To ja spadam. Pa. - ugryzłam owoc i udałam się do wyjścia. Założyłam swoją koszulę, buty po czym wyszłam. Kierowałam się w stronę domu Kevina, który tak bliziutko nie był, ale to nawet dobrze. Zdążę trochę pomęczyć swoją głowę nadmiernymi przemyśleniami....
Rok szkolny się niedługo kończy, wiec musimy pomyśleć nad planami na wakacje, bo jakoś do babci jechać mi się nie śpieszy. Kocham ją, ale spędzenie z nią wakacji oznacza sprzątanie całego domu i gotowanie. Mam czas, żeby jeszcze sobie postać przy garach. Teraz w wakacje chcę się pobawić. A jakby tak pojechać na kolonie organizowane przez urząd...? Cóż podróż do Paryża lub na Florydę brzmi ciekawie. Powoli nudzi mi się Phoenix. Lubię zmiany i muszę gdzieś wyjechać w te wakacje, nie ma innej opcji, a tak wracając do bliższej przyszłości to ciekawe co dziś będziemy robić. Nie no to głupie, oczywiste jest chyba, że wszystko, a zarazem nic. Tylko niech chłopaki z alkoholem nie przesadzą, bo kolejny raz nie zamierzam czołgać ich przez całe miasto do domu, jak się to kiedyś zdarzyło.
- Ej! Śpiąca królewno, przebudź się. - usłyszałam czyiś głos, który kompletnie wybudził mnie z zamyślenia. To dobrze, bo kto wie czy idąc nie trafiłabym w słup...
- Co? - zaczęłam tak chyba odruchowo odwracając się w bok. Zobaczyłam Justina jadącego swoim autem, pewnie do Kevina.
- Już nic - zaśmiał się. Ciekawe jak długo do mnie gadał... - Podwieźć cię? - spytał doskonale wiedząc gdzie ja idę.
 - Hm, czemu nie - odpowiedziałam podchodząc do samochodu chłopaka i wsiadając. Usiadłam wygodnie poprawiając ubranie kiedy Justin ponownie ruszył.
- Nie chce cię upominać, ale podziękować byś mogła. - wymamrotał zadziornie na mnie spoglądając.
- Ach no tak - momentalnie złapałam się za czoło - Właśnie, dzięki wielkie. - podziękowałam w geście kładąc dłoń na jego ramieniu.
- Tylko tyle? - zaśmiał się przykładając swój policzek do mojej dłoni. - cienkie coś te twoje podziękowania.
- Oj... Już wiem - powiedziałam entuzjastycznie zabierając rękę żeby klasnąć. - Dam ci coś... - dokończyłam tajemniczo i zadziornie.
- Co? - spytał odwracając na chwilę głowę spoglądając na mnie zdziwiony, zaciekawiony... coś w tym stylu.
- A co byś chciał.? - opowiedziałam pytaniem na pytanie uśmiechając się. Wyciągnęłam na chwilę IPhona żeby sprawdzić godzinę. Ale zresztą po co, skoro i tak się nie spóźnimy, bo nie wiemy, na którą mamy być.
- Nie wiem. - zaczął przenosząc swoją prawą rękę na kolano. - Jesteś ładna, mamy samochód, tam jest parking, - wskazał palcem na znajdujący się niedaleko nas postój. - więc możemy...
- Woohoohoo, stop - przerwałam mu szybko podnosząc rękę. - Ja myślałam o breloku do kluczyków. - zaśmiałam się na co Justin mi zawtórował. O czym on myśli ? Przecież to oczywiste o co mi chodziło... Oczywiste, prawda?
- Eh, też może być - uśmiechnął się spuszczając się w dół na fotelu. - Ale jakbyś chciała to mów mi od razu. - mówił kładąc dłoń na mojej nodze zarazem masując ją.
- Oo, patrz, dom Kevina. - zareagowałam strącając jego rękę. Ciekawa propozycja, ale pozwól, że nie skorzystam.
Wysiedliśmy oboje z samochodu i idąc koło siebie zbliżyliśmy się do stojących niedaleko przyjaciół. Stali przed domem popijając piwo. Nawet nie wiem jak określić ich wyraz twarzy widząc mnie i Justina koło siebie. Były przezabawne.
- Hej - Przywitałam się ze wszystkimi wybudzając ich tym samym w nadmierne gapienie się. I dobrze, bo zaczęło to być przerażające...
- Hej. - zaczął Nick - Wy byliście w jednym samochodzie i to nie wybuchło ? - zapytał nie mogąc się powstrzymać, był zdziwiony.
- Wiesz, nie noszę ze sobą bomb. - odpowiedział mu Justin podchodząc bliżej chłopaków. Nie chciałam tak stać sama na przeciwko, wiec podeszłam do dziewczyn. Niech się patrzą na kogoś innego.
- No dobra, ale przyznaj, że ty w styczności z Roxi zawsze wybuchniecie kłótnią. - kontynuował chłopak. Muszę przyznać, że ma trochę racji, co mnie też zaczęło dziwić, dlaczego ten samochód jeszcze jest cały...
- Ostatnio zaczęliśmy się lepiej dogadywać - odpowiedział mu Justin posyłając mi jednocześnie swój ciepły uśmiech. Odwzajemniłam to czując jednocześnie jak moje policzki oblewają się rumieńcem. Założyłam ręce na piersi i wpatrywałam się w podłogę, jakby coś na niej było strasznie interesujące.
- No dobra, to gdzie idziemy? - spytała Katy.
Sama się zastanawiam, co tym razem wymyślili.

2 komentarze:

  1. Twój blog zostaje nominowany do Liebster Award. Więcej na : http://you-want-me-girl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział fajny, miło się czytało. :))))
    @WiktoriaHofman

    OdpowiedzUsuń