- Możemy już jechać? - spytał Justin, owijając mnie wokół talii swoimi ramionami.
- Jeszcze chwilka - odpowiedziałam, odsuwając się od chłopaka po czym skończyłam nakładać delikatny błyszczyk na usta.
- Czemu mnie odtrącasz? - zadał kolejne pytanie, łapiąc mnie za łokieć i szarpnął w swoją stronę tak abym na niego spojrzała.
- Wcale nie
może troszkę
- Jak nie, przecież widzę. Przez ostatnie trzy dni unikałaś mnie jak ognia. - mówił patrząc mi prosto w oczy, przyjmując "zraniony" wyraz twarzy, przez co zrobiło mi się... głupio, smutno? - Myślałem, że między nami jest już w porządku - kontynuował, mając ciągle tą samą minę.
Może i ma trochę racji. Przez ostatnie kilka dni odkąd przeczytałam jego smsy z Joe, stałam się w pewnym sensie podejrzliwa. Cokolwiek by nie zrobił i jakkolwiek by się do mnie nie odezwał, miałam przeczucie, że on to robi tylko dla cholernego zakładu.
- Najwyraźniej się myliłeś - powiedziałam po czym odepchnęłam szatyna, odchodząc i biorąc swoją torbę z półeczki - Możemy już jechać - dodałam, spuszczając delikatnie głowę w dół, nie chcąc napotkać jego spojrzenia.
Justin jedynie parsknął z ironią w głosie po czym przeszedł koło mnie, a kierując się do wyjścia delikatnie otarł o siebie nasze ramiona. Stałam i patrzyłam przez chwilę w jedno miejsce. Czułam się tak... żałośnie. Dosłownie, po prostu idiotycznie.
Ruszyłam się dopiero gdy usłyszałam dźwięk klaksonu samochodu Justina. Wyszłam z domu i od razu na parkingu ujrzałam auto, więc nie zastanawiając się dłużej weszłam do środka. Spojrzałam na chwilę na Justina, który trzymał na kierownicy mocno zaciśniętą dłoń, a na twarzy wymalowany miał grymas. Gdy zamknęłam drzwiczki i zapięłam pas, ruszył z posesji na drogę i z dużą prędkością kierował się w stronę gdzie miał odbywać się koncert.
Połowa moich myśli skupiała się na ujrzeniu za niedługą chwilkę Justina Timberlake'a, za to druga była podirytowana tą niezręczną ciszą panującą w samochodzie i przez to chciałam jak najszybciej stąd wysiąść.
JUSTIN'S POV
Koncert dobiegł już końca i muszę przyznać, że show było świetne, pełno wspaniałej muzyki i pięknych tańczących do niej pań. Jednak niestety mój scenariusz się sprawdził.
Stałem jeszcze na arenie, czekając na Roxi, która niczym małe dziecko pobiegła rozradowana po autograf. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że na około mnie wszystkie dziewczyny wręcz zaczęły się okładać pięściami żeby przejść chociaż odrobinę do przodu. Nie obchodziłoby mnie to gdybym ja na tym przy okazji nie ucierpiał. Co jak co, ale kiedy jakaś laska mocno stanie obcasem na twojej stopie i ile sił w nogach wbija ci go w skórę, bądź inna chcąc dołożyć drugiej wali cię w twarz albo wchodzi ci na plecy aby mieć lepszą widoczność dostajesz lekkiej irytacji. Na szczęście w dobrej chwili w głębi zauważyłem jak Roxi zmierza zadowolona w moim kierunku co oznaczało wyjście już z tej dżungli.
Wyglądała prześlicznie. Jak aniołek. Chociaż ostatnio wylewa na mnie jakieś swoje niezrównoważone humory, unika mnie i zachowuje się przy mnie jakby coś ukrywała to i tak nie zmienia faktu, że jest najpiękniejszą dziewczyną na Ziemi.
Z samowolnym uśmiechem na twarzy podszedłem nieco bliżej niej i łapiąc jedną ręką za talię, przyciągnąłem do siebie.
- I jak, cel osiągnięty? - spytałem, pokazując przy tym szereg białych zębów.
- Mhm, patrz - pisnęła, pokazując mi na zdjęciu wokalisty jego podpis - Mam nawet jeszcze zdjęcie - dodała, podskakując w miejscu z radości, która przepełniała ją po całości, po czym odruchowo wyciągnęła telefon i podała abym zobaczył ich wspólne zdjęcie.
- Wow, pozazdrościć - zaśmiałem się, zerkając na wyświetlacz.
- Tak, wiem. Też sobie zazdroszczę - westchnęła, pokładając głowę na moim ramieniu.
- Nie mówię o nim - sprostowałem, spoglądając na nią. Zdezorientowana podniosła głowę i przez chwilę uważnie się przyglądała.
- Ee? - wymamrotała, zwężając powieki.
- No tylko spójrz na tę ślicznotkę. Ma facet szczęście, że zrobiła sobie z nim zdjęcie - uśmiechnąłem się, patrząc jej w oczy.
Usłyszawszy to delikatnie się zarumieniła, przez co od razu spuściła głowę w dół nic się już nie odzywając. Widząc to lekko się zaśmiałem czego teraz wiem, że robić nie powinienem, bo momentalnie zyskałem reakcję zwrotną. A mówiąc mniej kolokwialnie, Roxi strzeliła mi z łokcia w żebra.
- Przemoc fizyczna w miejscu publicznym? Byś się wstydziła - upomniałem ją w żartach, robiąc minę zbitego szczeniaka.
- Czasem się należy - powiedziała, po czym już bezsłownie odeszła w stronę samochodu.
Zdezorientowany bez czekania poszedłem za nią, wszedłem do samochodu od strony kierowcy, jednak nie zamierzałem ruszać. Siedzieliśmy w kompletnej ciszy, która zaczynała być żenująca, ale na szczęście w końcu Roxi się odezwała.
- Będziemy tu tak teraz siedzieć aż ranek nas zastanie? - rzuciła poniekąd z wyrzutami.
- Może - odpowiedziałem z zaciśniętą twardo szczęką, lekko zsuwając się na siedzeniu w dół.
- O co ci chodzi? - zapytała bez chwili przerwy po mojej wypowiedzi
- Mi o co chodzi?! - odpowiedziałem na pytanie pytaniem, podnosząc się na siedzeniu. Ona do cholery teraz kpi?
- A komu? - wyrzuciła ręce w powietrze przez co o mały włos nie strąciła lusterka.
- Hmm, no niech pomyślę - powiedziałem w przeciągu kilku sekund udając zamyślonego. - Ach wiem, tobie do cholery - "zagrałem oświeconego" akcentując na końcu słowo tobie. - Ciągle masz jakieś ale, unikasz mnie jakbym był przynajmniej mordercą, a kiedy próbuję jakoś z tobą o tym wszystkim pogadać odtrącasz mnie i odchodzisz jak najdalej ode mnie.
Wygarnąłem czując jak wszystko we mnie buzuje i mam coraz większą chęć rozpierdolenia czegoś na kawałki. Siedzieliśmy przez chwilę ponownie w ciszy, jednak ja gotowałem się ze złości, a ona spokojnie jak myszka nie dając wręcz oznak życia. Nie chcąc dłużej tkwić w tym jebanym miejscu odpaliłem silnik i wyjechałem na ulicę, kierując się do domu.
- No heeej.. I jak tam koncert? - spytała Amy gdy weszliśmy już do domu. Jednak ani ode mnie ani od Roxi nie otrzymała odpowiedzi.
- Aha, dzięki za odpowiedź - stwierdziła kwasząc chwilowo wyraz twarzy.
- Spytaj panny obrażalskiej. Z pewnością dostaniesz odpowiedź - zirytowałem swoją odpowiedź po czym poszedłem do kuchni po chłodne piwo z lodówki i w ogóle nie patrząc na przyjaciół wyszedłem na taras, trzaskając za sobą drzwiami.
Wziąłem łyk, siadając na rozłożonym leżaku i głośno wydychając powietrze zamknąłem oczy, chcąc się rozluźnić. Mój samotny spokój nie trwał długo, bo po chwili usłyszałem jak ktoś wchodzi na taras.
- Jeśli chcesz mi prawić monolog o treści "chamsko odezwałeś się do mojej dziewczyny", to już mówię przepraszam i wyjdź - powiedziałem na wstępie do Nicka.
A skąd wiedziałem, że to akurat on? Cóż, po pierwsze; z naszej trójki zawsze on ma te swoje mądrości i gdy o coś pójdzie etc, to on wszystko "naprawia". Po drugie; Amy to jego świętość. Nie ruszaj, nie dogaduj, nie masz prawa. I tak to działa...
- Wcale nie mam zamiaru. - odpowiedział siadając na sąsiednim leżaku. - Dajesz, co się stało.
- Bo ja wiem, ma jakieś swoje wąty - rzekłem szybko, pijąc ciurkiem sporą dawkę piwa.
- To nie wiesz nawet o co chodzi? - zdziwił się, poprawiając pozycję na siedzeniu.
- Nope - stwierdziłem, kręcąc przecząco głową, po czym odchyliłem ją do tyłu - ej, wiesz co? - spytałem wpadając na pewien plan
- Jak mi powiesz to pewnie się dowiem - uśmiechnął się doskonale znając wyraz twarzy, który w tej chwili przyjąłem.
- Pamiętasz co się dzisiaj rano na plaży zadziało gdy dziewczyny jeszcze nie przyszły? - zapytałem w pewnym sensie retorycznie, bo doskonale wiedziałem, że pamięta.
- No tak. I co, za tym pośrednictwem masz zamiar jej przygryźć? - spojrzał na mnie pytająco.
- Yep
- Serio myślisz, że to w jakiś sposób ją dotknie?
- Jestem tego pewien - odpowiedziałem zadowolony, pod nosem się uśmiechając i po raz kolejny przykładając butelkę do ust.
ROXI'S POV
- Spytaj panny obrażalskiej. Z pewnością dostaniesz odpowiedź - dopowiedział swoje, wychodząc do kuchni, a następnie na taras, a ja bez żadnego słowa jak najszybciej poszłam na górę do swojego pokoju. Nie miałam najmniejszej ochoty przebywać teraz z kimkolwiek i ponadto chciałam być jak najdalej Justina.
Gwałtownie zamknęłam za sobą drzwi rzucając się na łóżko i chowając głowę w poduszkę. Nie leżałam tak długo, bo usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałam w poduszkę, mając nadzieję, że nie jest to Justin.
- Co jest, mała? - od razu przechodząc do rzeczy, do pokoju weszła Amy. Momentalnie się podniosłam, a ona usiadła na moim łóżku.
- Nic takiego - odpowiedziałam, zaczesując kosmyk włosów za ucho.
- Przecież widzę. Opowiadaj, już
Przygryzłam odruchowo wargę, zastanawiając się czy powinnam wszystko mówić. Z jednej strony nie chciałam żeby ktokolwiek się dowiedział, a z drugiej musiałam się komuś wygadać. A Amy jest raczej najwłaściwszą osobą.
- Bo zaczęło się od tego, że wysłałam kompletnie idiotycznego smsa zamiast w odpowiedzi do Josha to do Justina, więc poszłam do jego pokoju w duchu modląc się żeby zostawił telefon. I zostawił, więc wzięłam i usunęłam wiadomość, ale wychodząc ze skrzynki zauważyłam w jednej konferencji moje imię, także już z ciekawości przeczytałam... - zatrzymałam się na chwilę czując jak samoistnie łza zaczyna kręcić mi się w oku. - To była rozmowa Justina z Joem.
- Z Joem ? - zdziwiła się Amy
- Tak. Pisał mu o zakładzie gdzie Justin miałby mnie poderwać, a jak nie to on się za mnie "bierze".
- Nie gadaj, że on ten zakład przyjął?! - zbulwersowana aż wstała z miejsca.
- Tak, znaczy nie. Znaczy nie wiem. Nie doczytałam, bo usłyszałam jego głos i wyszłam z pośpiesznie z pokoju. - dokończyłam przecierając oko. - Rozumiesz? On się najprawdopodobniej założył o mnie...
- Nie wiesz tego
- Nie broń go jeszcze, proszę. Pisał, że może mieć każdą i żadna mu się nie oprze - ciągnęłam dalej, czując jak kolejne łzy płyną po moich policzkach.
- Nie bronię. Po prostu nie wiemy czy zakład przyjął. Nie płacz już. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Jakoś się wyjaśni - powiedziała po czym mocno mnie do siebie przytuliła.
Z samowolnym uśmiechem na twarzy podszedłem nieco bliżej niej i łapiąc jedną ręką za talię, przyciągnąłem do siebie.
- I jak, cel osiągnięty? - spytałem, pokazując przy tym szereg białych zębów.
- Mhm, patrz - pisnęła, pokazując mi na zdjęciu wokalisty jego podpis - Mam nawet jeszcze zdjęcie - dodała, podskakując w miejscu z radości, która przepełniała ją po całości, po czym odruchowo wyciągnęła telefon i podała abym zobaczył ich wspólne zdjęcie.
- Wow, pozazdrościć - zaśmiałem się, zerkając na wyświetlacz.
- Tak, wiem. Też sobie zazdroszczę - westchnęła, pokładając głowę na moim ramieniu.
- Nie mówię o nim - sprostowałem, spoglądając na nią. Zdezorientowana podniosła głowę i przez chwilę uważnie się przyglądała.
- Ee? - wymamrotała, zwężając powieki.
- No tylko spójrz na tę ślicznotkę. Ma facet szczęście, że zrobiła sobie z nim zdjęcie - uśmiechnąłem się, patrząc jej w oczy.
Usłyszawszy to delikatnie się zarumieniła, przez co od razu spuściła głowę w dół nic się już nie odzywając. Widząc to lekko się zaśmiałem czego teraz wiem, że robić nie powinienem, bo momentalnie zyskałem reakcję zwrotną. A mówiąc mniej kolokwialnie, Roxi strzeliła mi z łokcia w żebra.
- Przemoc fizyczna w miejscu publicznym? Byś się wstydziła - upomniałem ją w żartach, robiąc minę zbitego szczeniaka.
- Czasem się należy - powiedziała, po czym już bezsłownie odeszła w stronę samochodu.
Zdezorientowany bez czekania poszedłem za nią, wszedłem do samochodu od strony kierowcy, jednak nie zamierzałem ruszać. Siedzieliśmy w kompletnej ciszy, która zaczynała być żenująca, ale na szczęście w końcu Roxi się odezwała.
- Będziemy tu tak teraz siedzieć aż ranek nas zastanie? - rzuciła poniekąd z wyrzutami.
- Może - odpowiedziałem z zaciśniętą twardo szczęką, lekko zsuwając się na siedzeniu w dół.
- O co ci chodzi? - zapytała bez chwili przerwy po mojej wypowiedzi
- Mi o co chodzi?! - odpowiedziałem na pytanie pytaniem, podnosząc się na siedzeniu. Ona do cholery teraz kpi?
- A komu? - wyrzuciła ręce w powietrze przez co o mały włos nie strąciła lusterka.
- Hmm, no niech pomyślę - powiedziałem w przeciągu kilku sekund udając zamyślonego. - Ach wiem, tobie do cholery - "zagrałem oświeconego" akcentując na końcu słowo tobie. - Ciągle masz jakieś ale, unikasz mnie jakbym był przynajmniej mordercą, a kiedy próbuję jakoś z tobą o tym wszystkim pogadać odtrącasz mnie i odchodzisz jak najdalej ode mnie.
Wygarnąłem czując jak wszystko we mnie buzuje i mam coraz większą chęć rozpierdolenia czegoś na kawałki. Siedzieliśmy przez chwilę ponownie w ciszy, jednak ja gotowałem się ze złości, a ona spokojnie jak myszka nie dając wręcz oznak życia. Nie chcąc dłużej tkwić w tym jebanym miejscu odpaliłem silnik i wyjechałem na ulicę, kierując się do domu.
- No heeej.. I jak tam koncert? - spytała Amy gdy weszliśmy już do domu. Jednak ani ode mnie ani od Roxi nie otrzymała odpowiedzi.
- Aha, dzięki za odpowiedź - stwierdziła kwasząc chwilowo wyraz twarzy.
- Spytaj panny obrażalskiej. Z pewnością dostaniesz odpowiedź - zirytowałem swoją odpowiedź po czym poszedłem do kuchni po chłodne piwo z lodówki i w ogóle nie patrząc na przyjaciół wyszedłem na taras, trzaskając za sobą drzwiami.
Wziąłem łyk, siadając na rozłożonym leżaku i głośno wydychając powietrze zamknąłem oczy, chcąc się rozluźnić. Mój samotny spokój nie trwał długo, bo po chwili usłyszałem jak ktoś wchodzi na taras.
- Jeśli chcesz mi prawić monolog o treści "chamsko odezwałeś się do mojej dziewczyny", to już mówię przepraszam i wyjdź - powiedziałem na wstępie do Nicka.
A skąd wiedziałem, że to akurat on? Cóż, po pierwsze; z naszej trójki zawsze on ma te swoje mądrości i gdy o coś pójdzie etc, to on wszystko "naprawia". Po drugie; Amy to jego świętość. Nie ruszaj, nie dogaduj, nie masz prawa. I tak to działa...
- Wcale nie mam zamiaru. - odpowiedział siadając na sąsiednim leżaku. - Dajesz, co się stało.
- Bo ja wiem, ma jakieś swoje wąty - rzekłem szybko, pijąc ciurkiem sporą dawkę piwa.
- To nie wiesz nawet o co chodzi? - zdziwił się, poprawiając pozycję na siedzeniu.
- Nope - stwierdziłem, kręcąc przecząco głową, po czym odchyliłem ją do tyłu - ej, wiesz co? - spytałem wpadając na pewien plan
- Jak mi powiesz to pewnie się dowiem - uśmiechnął się doskonale znając wyraz twarzy, który w tej chwili przyjąłem.
- Pamiętasz co się dzisiaj rano na plaży zadziało gdy dziewczyny jeszcze nie przyszły? - zapytałem w pewnym sensie retorycznie, bo doskonale wiedziałem, że pamięta.
- No tak. I co, za tym pośrednictwem masz zamiar jej przygryźć? - spojrzał na mnie pytająco.
- Yep
- Serio myślisz, że to w jakiś sposób ją dotknie?
- Jestem tego pewien - odpowiedziałem zadowolony, pod nosem się uśmiechając i po raz kolejny przykładając butelkę do ust.
ROXI'S POV
- Spytaj panny obrażalskiej. Z pewnością dostaniesz odpowiedź - dopowiedział swoje, wychodząc do kuchni, a następnie na taras, a ja bez żadnego słowa jak najszybciej poszłam na górę do swojego pokoju. Nie miałam najmniejszej ochoty przebywać teraz z kimkolwiek i ponadto chciałam być jak najdalej Justina.
Gwałtownie zamknęłam za sobą drzwi rzucając się na łóżko i chowając głowę w poduszkę. Nie leżałam tak długo, bo usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałam w poduszkę, mając nadzieję, że nie jest to Justin.
- Co jest, mała? - od razu przechodząc do rzeczy, do pokoju weszła Amy. Momentalnie się podniosłam, a ona usiadła na moim łóżku.
- Nic takiego - odpowiedziałam, zaczesując kosmyk włosów za ucho.
- Przecież widzę. Opowiadaj, już
Przygryzłam odruchowo wargę, zastanawiając się czy powinnam wszystko mówić. Z jednej strony nie chciałam żeby ktokolwiek się dowiedział, a z drugiej musiałam się komuś wygadać. A Amy jest raczej najwłaściwszą osobą.
- Bo zaczęło się od tego, że wysłałam kompletnie idiotycznego smsa zamiast w odpowiedzi do Josha to do Justina, więc poszłam do jego pokoju w duchu modląc się żeby zostawił telefon. I zostawił, więc wzięłam i usunęłam wiadomość, ale wychodząc ze skrzynki zauważyłam w jednej konferencji moje imię, także już z ciekawości przeczytałam... - zatrzymałam się na chwilę czując jak samoistnie łza zaczyna kręcić mi się w oku. - To była rozmowa Justina z Joem.
- Z Joem ? - zdziwiła się Amy
- Tak. Pisał mu o zakładzie gdzie Justin miałby mnie poderwać, a jak nie to on się za mnie "bierze".
- Nie gadaj, że on ten zakład przyjął?! - zbulwersowana aż wstała z miejsca.
- Tak, znaczy nie. Znaczy nie wiem. Nie doczytałam, bo usłyszałam jego głos i wyszłam z pośpiesznie z pokoju. - dokończyłam przecierając oko. - Rozumiesz? On się najprawdopodobniej założył o mnie...
- Nie wiesz tego
- Nie broń go jeszcze, proszę. Pisał, że może mieć każdą i żadna mu się nie oprze - ciągnęłam dalej, czując jak kolejne łzy płyną po moich policzkach.
- Nie bronię. Po prostu nie wiemy czy zakład przyjął. Nie płacz już. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Jakoś się wyjaśni - powiedziała po czym mocno mnie do siebie przytuliła.
Koniec awwwww życzę weny i czekam znkecierpliwiona na następny :) zapraszam też do siebie http://my-love-is-mylife.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuńJeju, ale dramat. Niech ona mu do cholery powie o tym, że widziała te sms, bo się tam wszyscy pozabijają.. Nie wiem o co chodzi, z tym że Justin chce jej dopiec ale zapewne dowiem się w kolejnym ;) Szkoda mi ich ;( Ale te fochy Roxi. Ona gada z nim normalnie i tak jakby sobie nagle przypomina o tym i go zbywa :c Niech mu wygarnie, że wie o zakładzie, który swoją drogą nie wiadomo czy w ogóle istnieje. Tak tylko się męczą ;x Z niecierpliwością czekam na następny! <3 Może w końcu sie to wyjaśni. Życzę weny, buziaki xx
OdpowiedzUsuńMoże on jednak nie przyjął tego zakładu? Muszą szybko porozmawiać *.*
OdpowiedzUsuńUwielbiam to,czekam nn <3
ily <33333333333 świetny rozdział
OdpowiedzUsuńaaaaa no cudowne dwa rozdziały, bo nie wiem czemu, ale dopiero mi się pojawiły w nowododanych ;< no ale cudne i nie mogę doczekać się co będzie dalej :**** a zwiastun jest djnbfvkjnzkgjdvfkjgnvre mega :* <3 ~pozdrawiam brutalgirl
OdpowiedzUsuń