Weszliśmy na pękającą w szwach od natłoku ludzi plażę i idąc przed siebie w końcu natrafiliśmy na sporą część wolnego miejsca, gdzie się rozłożyliśmy. Była już, a mówiąc moim językiem, DOPIERO jedenasta. W nocy prawie w ogóle nie spałam, bo za Chiny nie mogłam nawet zmrużyć oka, więc byłam kompletnie wyczerpana. Ułożyłam starannie mój koc na piasku po czym usiadłam na nim i zdjęłam ubrania, odsłaniając przy tym bikini aby się poopalać. Inni zrobili to samo, ale (nawet przez ciemne przeciwsłoneczne) zauważyłam, że Justin zachowuje się tak jakby ukradkiem kogoś szukał po całej plaży. To było dość dziwne, ale jednocześnie takie... intrygujące. Położyłam się na plecach na kocu, tak samo jak Amy i Katy z tą różnicą, że one zajęły się przeglądaniem razem czasopism na zmianę z rozmawianiem ze sobą, a ja włożyłam jedną słuchawkę do ucha, włączyłam muzykę i słuchałam ulubionych wykonawców ukradkiem czasem zerkając na rozglądającego się chłopaka.
leżałam tak kilkanaście minut rozmyślając, po czym usłyszałam głosy dziewczyn skierowane do mojej osoby - Eej, Roxi?
- Hmm? - otrząsnęłam się zdejmując wzrok z Justina i skupiając uwagę na nich.
- Ty w ogóle słyszałaś co my do ciebie mówimy? - spytały poniekąd retorycznie, a mi na myśl przyszło tylko jedno; to one coś do mnie mówiły?
- Yy, nie do końca przez muzykę. - wytłumaczyłam się wyjmując z ucha słuchawkę i blado się uśmiechnęłam.
- Yy, nie do końca przez muzykę. - wytłumaczyłam się wyjmując z ucha słuchawkę i blado się uśmiechnęłam.
- Tsa, mhm jasne - zironizowała Amy, przekręcając głowę w bok. - a tak naprawdę to co korci?
- Uh - westchnęłam, widząc, że przed nimi serio nic się nie ukryje - widzicie jak się rozgląda? Jakby kogoś oczekiwał - mówiłam z przymrużonymi oczami na chłopaka
- Jaka zazdrośnica - powiedziały obie równocześnie, śmiejąc się ze mnie.
- Bardzo śmieszne - skarciłam je wzrokiem następnie opadłam na twarde podłoże, w skrócie mówiąc strzelając na nie "sztucznego" focha.
- Och, no już. Nie obrażaj się tak. Może szuka szczęścia - stwierdziła Amy kładąc się koło mnie, a z drugiej strony Katy.
Szczerze? Z resztą co on mnie obchodzi. Przyszłam tutaj odpocząć, a nie bawić się w Sherlocka. Wypuściłam głęboko powietrze i włożyłam znów w ucho słuchawkę, włączając jedną z moich ulubionych piosenek, czyli "Candy Shop". Jak dla mnie jest to jeden z najlepszych kawałków jakie kiedykolwiek powstały, rytmiczna jednocześnie trochę pociągająca. Przymknęłam oczy, wsłuchując się w dźwięki muzyki. Leżałam tak może kilkanaście minut i z wielką chęcią zostałabym w takiej bezczynnej pozycji dłużej gdyby nie odgłosy czyjegoś głośnego śmiechu. To brzmiało jak przymuszony śmiech spowodowany podrywem, który w sytuacji bez pociągu obu stron do siebie nie miałby miejsca. Cóż, szczerze powiedziawszy miałabym to gdzieś gdyby nie fakt, że z chwili na chwilę stawało się to bardziej irytujące, głośniejsze i miałam wrażenie, że zaraz ktoś się tu będzie pieprzył na środku plaży.
- Kurwa, głowa mi już pęka, nie można stękać ciszej? - nie wytrzymując wydusiłam, gwałtownie się podnosząc do pozycji siedzącej. Odruchowo odłożyłam słuchawki na bok, a okulary zasłaniające moje oczy zaczesałam na będące w kompletnym nieładzie włosy.
Podejmując decyzję podniesienia się z pewnością nie miałam zamiaru zobaczyć jakiejś młodej, opalonej suki centralnie znajdującej się przede mną, która w dodatku obściskuje się i przygryza, a wręcz "żuje" płatek ucha Justina. Widząc to moja mina w stu procentach była zabójcza. Wpadała coś pod zdziwienie, zniesmaczenie, obrzydzenie, wkurwienie razem wzięte. Plus dodatki.
- Och, przepraszam, ale to wszystko jego wina - dziewczyna zaśmiała się, dla mnie wręcz żałośnie, ściskając lekko czubek nosa Justina, na co ten jedynie cicho chichotał jej blisko ucha.
- Aha - mruknęłam zniesmaczona całą tą sytuacją i chciałam z powrotem się położyć albo chociaż nie zwracać na nią dłużej uwagi, jednak jej głos skierowany do mnie nie pozwolił na to.
- Jestem Pearl - uśmiechnięta podała swoją rękę na znak poznania.
- Roxi - udzieliłam odpowiedzi, a gdyby nie fakt, że mamusia dobrze mnie wychowała byłaby ona nieco inna.
- Ooo, mam tak na drugie - mówiła cały czas z tym samym wyrazem twarzy. Pieprzona optymistka.
- Jeej, serio? Fajniee - Nie kurwa, nie fajnie. Obrzydziłaś mi to imię ladacznico. - A teraz wybacz, ale idę do brzegu - dodałam z wymalowanym zadowoleniem na twarzy, po czym nie czekając na jakąkolwiek odpowiedzieć, reakcję pospiesznie podeszłam do brzegu morza.
Usiadłam na idealnie mokrym, gładkim piasku, bez najmniejszego kamyczka na powierzchni i od razu poczułam jak ciepła, ale nie przesadnie woda uderza o moje pośladki. Czując fale na moim ciele doznałam w pewnym sensie odprężenia, przyjemności.
Może teraz głupio brzmi to z moich ust, ale ta cała Pearl wydała się być naprawdę miłą osobą. Tylko szkoda mi jej, bo mam wrażenie, że Justin chce się tylko nią pobawić albo robi to specjalnie na złość mi. Wiem, wydaje się, że mówię jak skończona hipokrytka, która myśli, że wszystko kręci się tylko wokół niej, ale wcale tak nie jest. Po prostu mam takie przeczucie i biorąc to tak na logikę; przecież Justin jeszcze wczoraj zachowywał się jakby chciał czegoś więcej, a teraz tak nagle "złowił" pierwszą lepszą laskę na plaży od tak? Może serio odpuścił... Jeśli tak to z jednej strony dobrze, bo szalka z opcją "nie przyjął zakładu" odrobinę przeciąża tą "przyjął zakład". Ale z drugiej, co mi po tym? Stracę przyjaciela, bo zachciało mi się komplikacji na wakacjach... Ugh, z pewnością za dużo myślę.
- Można się dosiąść? - usłyszałam niespodziewanie za sobą wyraźny, męski głos, na którego dźwięk od razu się odwróciłam.
- Jasne - odpowiedziałam z promienistym uśmiechem, spoglądając na chłopaka, którego widziałam pierwszy raz w życiu.
- Jestem Patrick - powiedział podając mi prawą rękę
- Roxi - przywitałam się, szybko obczajając wzrokiem wygląd chłopaka, który okazał się być baaaardzo przyzwoity.
- Mieszkasz tutaj? - spytał, brunet lekko opierając się łokciem o kolano.
- Niee, jestem na wakacjach. Po takiej harówce w szkole należy mi się - zaśmiałam się, obracając również w jego stronę, przez co rzuciły mi się jego śliczne błękitne oczy, w których spokojnie można odpłynąć.
- Jak najbardziej - odwzajemnił mój gest, pokazując przy tym szereg białych ząbków - Czyli jeszcze się uczysz?
- Powiedzmy, szkołę już skończyłam, ale myślę nad collegaem. - odpowiedziałam, zaczynając kreślić na piasku różne wzory.
- Collegae ważna rzecz. Ja studiuję już od dwóch lat. - stwierdził bacznie obserwując to co "maluję".
- A tak przy okazji nie jesteś może z wymiany międzynarodowej? - palnęłam od razu, kiedy zauważyłam jakim akcentem mówi.
- Skąd takie pytanie? - zdziwił się, po czym zaśmiał.
- Chodzi o to, że masz boski akcent i tak po prostu się zastanawiam - sprostowałam.
- Nie no, spoko. Jestem z Francji - odpowiedział na wcześniejsze pytanie, następnie oboje mogliśmy zauważyć jak duża fala zabiera moje dzieło ze sobą
- Nieeee - przeciągnęłam, mając na twarzy smutek. Cóż, co jak co, ale trochę się postarałam.
- Pieprzyć ją. Zrobimy nowy, tylko chodź wyżej - uśmiechnął się, co odwzajemniłam, po czym przystąpiliśmy do pracy jak małe dzieci w przedszkolu.
*
Późnym popołudniem wszyscy wrócili do domu zmęczeni samym odpoczywaniem. Justin czuł satysfakcję, bo widział jak Roxi wściekła się na widok Pearl, do której tak naprawdę nic nie czuł. Owszem, była śliczna i podobała się mu, ale tak jak pierwsza lepsza ładna dziewczyna na plaży, nic poza tym. Wszystko wydawałoby się iść po jego myśli gdyby nie Patrick; chłopak, któremu ewidentnie spodobała się Roxi. Był wściekły, że "jakiś pajac psuje jego plany". Więc trzeba to jakoś sprostować...
Wszedł do kuchni, w której pijąc zimny napój była już dziewczyna i usiadł spokojnie bez emocji na twarzy.
- Czyli poznałaś kogoś. - zaczął biorąc z blatu jabłko i obracał nim w dłoniach
- Yep - odpowiedziała krótko, nie zwracając najmniejszej uwagi na chłopaka.
- A co ty na to gdybyśmy poszli w czwórkę, no nie wiem, do knajpki? - spytał nadal bezuczuciowo bawiąc się owocem
- Nie chcemy naruszać waszej intymności - powiedziała nie łapiąc kontaktu wzrokowego
- Nie będziecie, spokojnie. Tylko nie przeszkadzajcie nam w nocy - mówiąc to, miał ochotę lekko uśmiechnąć się zwycięsko jednak powstrzymał to.
- Okej, więc spoko - odpowiedziała, odkładając szklankę do zlewu i skierowała się w stronę wyjścia - dobranoc
- Dobranoc, mała - odrzekł już niekontrolowanie uśmiechając się i robiąc gryz jabłka.
Oboje mieli swoje plany, które miały się już niebawem ziścić
- Jaka zazdrośnica - powiedziały obie równocześnie, śmiejąc się ze mnie.
- Bardzo śmieszne - skarciłam je wzrokiem następnie opadłam na twarde podłoże, w skrócie mówiąc strzelając na nie "sztucznego" focha.
- Och, no już. Nie obrażaj się tak. Może szuka szczęścia - stwierdziła Amy kładąc się koło mnie, a z drugiej strony Katy.
Szczerze? Z resztą co on mnie obchodzi. Przyszłam tutaj odpocząć, a nie bawić się w Sherlocka. Wypuściłam głęboko powietrze i włożyłam znów w ucho słuchawkę, włączając jedną z moich ulubionych piosenek, czyli "Candy Shop". Jak dla mnie jest to jeden z najlepszych kawałków jakie kiedykolwiek powstały, rytmiczna jednocześnie trochę pociągająca. Przymknęłam oczy, wsłuchując się w dźwięki muzyki. Leżałam tak może kilkanaście minut i z wielką chęcią zostałabym w takiej bezczynnej pozycji dłużej gdyby nie odgłosy czyjegoś głośnego śmiechu. To brzmiało jak przymuszony śmiech spowodowany podrywem, który w sytuacji bez pociągu obu stron do siebie nie miałby miejsca. Cóż, szczerze powiedziawszy miałabym to gdzieś gdyby nie fakt, że z chwili na chwilę stawało się to bardziej irytujące, głośniejsze i miałam wrażenie, że zaraz ktoś się tu będzie pieprzył na środku plaży.
- Kurwa, głowa mi już pęka, nie można stękać ciszej? - nie wytrzymując wydusiłam, gwałtownie się podnosząc do pozycji siedzącej. Odruchowo odłożyłam słuchawki na bok, a okulary zasłaniające moje oczy zaczesałam na będące w kompletnym nieładzie włosy.
Podejmując decyzję podniesienia się z pewnością nie miałam zamiaru zobaczyć jakiejś młodej, opalonej suki centralnie znajdującej się przede mną, która w dodatku obściskuje się i przygryza, a wręcz "żuje" płatek ucha Justina. Widząc to moja mina w stu procentach była zabójcza. Wpadała coś pod zdziwienie, zniesmaczenie, obrzydzenie, wkurwienie razem wzięte. Plus dodatki.
- Och, przepraszam, ale to wszystko jego wina - dziewczyna zaśmiała się, dla mnie wręcz żałośnie, ściskając lekko czubek nosa Justina, na co ten jedynie cicho chichotał jej blisko ucha.
- Aha - mruknęłam zniesmaczona całą tą sytuacją i chciałam z powrotem się położyć albo chociaż nie zwracać na nią dłużej uwagi, jednak jej głos skierowany do mnie nie pozwolił na to.
- Jestem Pearl - uśmiechnięta podała swoją rękę na znak poznania.
- Roxi - udzieliłam odpowiedzi, a gdyby nie fakt, że mamusia dobrze mnie wychowała byłaby ona nieco inna.
- Ooo, mam tak na drugie - mówiła cały czas z tym samym wyrazem twarzy. Pieprzona optymistka.
- Jeej, serio? Fajniee - Nie kurwa, nie fajnie. Obrzydziłaś mi to imię ladacznico. - A teraz wybacz, ale idę do brzegu - dodałam z wymalowanym zadowoleniem na twarzy, po czym nie czekając na jakąkolwiek odpowiedzieć, reakcję pospiesznie podeszłam do brzegu morza.
Usiadłam na idealnie mokrym, gładkim piasku, bez najmniejszego kamyczka na powierzchni i od razu poczułam jak ciepła, ale nie przesadnie woda uderza o moje pośladki. Czując fale na moim ciele doznałam w pewnym sensie odprężenia, przyjemności.
Może teraz głupio brzmi to z moich ust, ale ta cała Pearl wydała się być naprawdę miłą osobą. Tylko szkoda mi jej, bo mam wrażenie, że Justin chce się tylko nią pobawić albo robi to specjalnie na złość mi. Wiem, wydaje się, że mówię jak skończona hipokrytka, która myśli, że wszystko kręci się tylko wokół niej, ale wcale tak nie jest. Po prostu mam takie przeczucie i biorąc to tak na logikę; przecież Justin jeszcze wczoraj zachowywał się jakby chciał czegoś więcej, a teraz tak nagle "złowił" pierwszą lepszą laskę na plaży od tak? Może serio odpuścił... Jeśli tak to z jednej strony dobrze, bo szalka z opcją "nie przyjął zakładu" odrobinę przeciąża tą "przyjął zakład". Ale z drugiej, co mi po tym? Stracę przyjaciela, bo zachciało mi się komplikacji na wakacjach... Ugh, z pewnością za dużo myślę.
- Można się dosiąść? - usłyszałam niespodziewanie za sobą wyraźny, męski głos, na którego dźwięk od razu się odwróciłam.
- Jasne - odpowiedziałam z promienistym uśmiechem, spoglądając na chłopaka, którego widziałam pierwszy raz w życiu.
- Jestem Patrick - powiedział podając mi prawą rękę
- Roxi - przywitałam się, szybko obczajając wzrokiem wygląd chłopaka, który okazał się być baaaardzo przyzwoity.
- Mieszkasz tutaj? - spytał, brunet lekko opierając się łokciem o kolano.
- Niee, jestem na wakacjach. Po takiej harówce w szkole należy mi się - zaśmiałam się, obracając również w jego stronę, przez co rzuciły mi się jego śliczne błękitne oczy, w których spokojnie można odpłynąć.
- Jak najbardziej - odwzajemnił mój gest, pokazując przy tym szereg białych ząbków - Czyli jeszcze się uczysz?
- Powiedzmy, szkołę już skończyłam, ale myślę nad collegaem. - odpowiedziałam, zaczynając kreślić na piasku różne wzory.
- Collegae ważna rzecz. Ja studiuję już od dwóch lat. - stwierdził bacznie obserwując to co "maluję".
- A tak przy okazji nie jesteś może z wymiany międzynarodowej? - palnęłam od razu, kiedy zauważyłam jakim akcentem mówi.
- Skąd takie pytanie? - zdziwił się, po czym zaśmiał.
- Chodzi o to, że masz boski akcent i tak po prostu się zastanawiam - sprostowałam.
- Nie no, spoko. Jestem z Francji - odpowiedział na wcześniejsze pytanie, następnie oboje mogliśmy zauważyć jak duża fala zabiera moje dzieło ze sobą
- Nieeee - przeciągnęłam, mając na twarzy smutek. Cóż, co jak co, ale trochę się postarałam.
- Pieprzyć ją. Zrobimy nowy, tylko chodź wyżej - uśmiechnął się, co odwzajemniłam, po czym przystąpiliśmy do pracy jak małe dzieci w przedszkolu.
*
Późnym popołudniem wszyscy wrócili do domu zmęczeni samym odpoczywaniem. Justin czuł satysfakcję, bo widział jak Roxi wściekła się na widok Pearl, do której tak naprawdę nic nie czuł. Owszem, była śliczna i podobała się mu, ale tak jak pierwsza lepsza ładna dziewczyna na plaży, nic poza tym. Wszystko wydawałoby się iść po jego myśli gdyby nie Patrick; chłopak, któremu ewidentnie spodobała się Roxi. Był wściekły, że "jakiś pajac psuje jego plany". Więc trzeba to jakoś sprostować...
Wszedł do kuchni, w której pijąc zimny napój była już dziewczyna i usiadł spokojnie bez emocji na twarzy.
- Czyli poznałaś kogoś. - zaczął biorąc z blatu jabłko i obracał nim w dłoniach
- Yep - odpowiedziała krótko, nie zwracając najmniejszej uwagi na chłopaka.
- A co ty na to gdybyśmy poszli w czwórkę, no nie wiem, do knajpki? - spytał nadal bezuczuciowo bawiąc się owocem
- Nie chcemy naruszać waszej intymności - powiedziała nie łapiąc kontaktu wzrokowego
- Nie będziecie, spokojnie. Tylko nie przeszkadzajcie nam w nocy - mówiąc to, miał ochotę lekko uśmiechnąć się zwycięsko jednak powstrzymał to.
- Okej, więc spoko - odpowiedziała, odkładając szklankę do zlewu i skierowała się w stronę wyjścia - dobranoc
- Dobranoc, mała - odrzekł już niekontrolowanie uśmiechając się i robiąc gryz jabłka.
Oboje mieli swoje plany, które miały się już niebawem ziścić
Cudny rozdział! <3 Kurde, dlaczego Justin tak to komplikuje. Robi jej na złość, a jest o nią zazdrosny. Już nie mogę się doczekać kolejnego! Życzę weny, buziaki x
OdpowiedzUsuńKocham już nie mogę doczekać się następnego :)
OdpowiedzUsuńRozdział gxhsifjsidbdh :) @xdmysweetlovato
OdpowiedzUsuńprzeczytalam dzisiaj wszystkie rozdziały i musze przyznac, ze blog jest naprawdę bardzo fajny :) czekam z niecierpliwością na nn <3
OdpowiedzUsuńMega rozdział :)
OdpowiedzUsuńLol ciekawe, co on wymyslil :o wydaje mi sie ze jednak przyjal ten zaklad ;c no i czekam na wyjasnienie zagadki w nastepnych rozdzialach <3
OdpowiedzUsuńPjcucuxgxgx uwielbiam tego bloga ;)))
OdpowiedzUsuń