sobota, 4 maja 2013

~Rozdział 5

Rano obudziły mnie promienie słoneczne. Mądra Roxi zapomniała wczoraj jak zwykle zasłonić żaluzji.   Jęknęłam cicho z rozczarowania i z powrotem opuściłam swoje powieki. Leżałam z zamkniętymi oczami kilka minut, chociaż domyślałam się, że pewnie już nie zasnę.
- Dobra, dość - powiedziałam sama do siebie gwałtownie odkrywając swoje ciało - I tak nie będę już spać - dokończyłam i powoli podniosłam się do pozycji siedzącej. Patrzyłam przed siebie na zegarek wskazujący godzinę grubo po dziesiątej. Wypadałoby wstać i się ogarnąć. Moja mama nie przyszła mnie obudzić wcześniej, więc na pewno jest na zakupach z tatą. Siedziałam na łóżku po turecku, a na kolanach położony miałam koc. Po pewnym czasie bezczynnego wpatrywania się i siedzenia zaczęłam pochylać się w prawą stronę, w lewą stronę, w prawą... i ta ciągle aż wreszcie opadłam na plecy na łóżko.
- Nie, nic z tego nie będzie i koniec - powiedziałam i przekręciłam się na bok. Wybadałam ręką gdzie odłożyłam koc, a potem przykryłam się nim od stóp do głów. Zamknęłam oczy, a zarazem uśmiechnęłam się czując miłe ciepło przepływające przez moje ciało. W jednej chwili przypomniała mi się wczorajsza sytuacja z Justinem i sposób w jaki mnie całował. Szczerze mówiąc nie wiem jak w ogóle do tego doszło. Przecież my się nawet nie lubimy, a co dopiero te namiętne sprawy. Dziś się dziwię, ale wczoraj nie mogłam się oprzeć. Jego pełne rozkoszy czułe usta  spoczywające na moich wargach, to było coś niezwykłego, a kiedy gładził swoją delikatną dłonią mój policzek czułam przyjemny dreszczyk przepływający przeze mnie całą...
Po kilku minutach leżenia bezczynie, nieruchomo zaczynałam powoli 'odpływać' w sen. Zmieniłam powoli pozycje szukając najwygodniejszej, a za moment byłam gotowa spać wieczność...
- Pobudka! Wstawaj śpiochu! - wskoczył znienacka do pokoju Josh krzycząc i w mgnieniu oka wylewając na mnie całą zawartość wiadra, które właśnie trzymał w ręku.
To się nazywa ożywcze przebudzenie. Z mojego snu nici, a w dodatku byłam cała mokra. Wyskoczyłam szybko z łóżka na podłogę i stałam nieruchomo trzęsąc się. Ten debil nawet ciepłej wody nie mógł odkręcić.
- Zwariowałeś już do reszty?! Co ty robisz, kurwa?! - krzyczałam zbulwersowana. Całe ciało, włosy, ubrania, które miałam na sobie były mokre, a o łóżku, na którym leżałam nawet nie wspomnę.
- Nie bluźnij! Jest już późno, ja śniadania nie jadłem, a ty sobie śpisz! - szczęka mi dosłownie opadła na jego słowa. Oblewa mnie lodowatą wodą podczas mojego prawie snu żebym mu zrobiła śniadanie? Brawa dla tego pana. Patrzyłam na niego nie dowierzając.
- Żartujesz sobie ze mnie? Chcesz żebym ci zrobiła śniadanie? - zaakcentowałam wszystkie wyrazy. Josh tylko przytaknął. Złapałam się za czoło i stałam kiwając głową.
- Ej, a tobie nie jest nie wygodnie spać w staniku? - spytał po chwili ciszy. Przeniosłam gwałtownie wzrok na brata przetwarzając słowa, które wypowiedział.
- Słucham ? - powiedziałam z uniesionymi brwiami. Fakt tej nocy spałam w biustonoszu, ale skąd o tym wie?
- No ja zawsze myślałem, że wy zdejmujecie staniki na noc. - mówił jakby to był najnormalniejszy temat dla dwunastoletniego chłopca.
- Czasem tak, czasem nie, ale o co ci chodzi, Josh? Skąd niby to wiesz? - pytałam skrępowana. Spojrzałam na siebie i w jednej chwili wszystko zrozumiałam. Moja mokra bluzka po prostu prześwitywała co miałam pod spodem. Odwróciłam się szybko na pięcie i wzięłam leżącą na krześle bluzę. Okryłam się nią byle jak i z powrotem zerknęłam na brata.
- Dobra, zrobię ci to śniadanie, a teraz wyjdź - rzuciłam chcąc już zakończyć tą niezbyt komfortową dla mnie sytuację.
- Okey, a i mam dla ciebie radę. Na przyszłość zdejmuj na noc stanik, bo jeszcze ci się odciśnie i będzie później boleć - uśmiechnął się i zamknął za sobą drzwi wychodząc.
- Ja pierdole... To jest mój brat - powiedziałam do siebie po minucie stania w ciszy. Zdziwił mnie. I to bardzo. - Ajć. Chyba ma rację - dodałam podkładając palce pod zapinanie, które 'wbiło' się w skórę. Podeszłam do szafy i wybrałam ubrania na dziś. Było słonecznie i pewnie jest ciepło, więc zdecydowałam wziąć ciemne szorty, fioletową bokserkę. Opuściłam mój pokój żeby pójść do łazienki. Tam wysuszyłam się i ubrałam. Stanęłam przed lustrem po to żeby się pomalować oraz zrobić coś ze swoimi ciemnymi włosami. Obmyłam twarz, a starając nie przesadzać z make-up'em zdecydowałam się tylko na tusz do rzęs i prawie niezauważalny błyszczyk. Kiedy skończyłam z makijażem wzięłam się za włosy. Nie miałam dziś ochoty na modelowanie czy perfekcyjną stylizację. Stawiłam po prostu na kłoska. Mimo, że całkiem dobrze radzę sobie z układaniem włosów to muszę przyznać, że było mi ciężko zrobić samemu to co chciałam.
- Yeah. W końcu - powiedziałam ucieszona kiedy po kilku próbach udało mi się ładnie spleść włosy. Przejrzałam się ostatni raz w lusterku poprawiając co nieco po czym wyszłam. Udałam się od razu do kuchni zrobić to cholerne śniadanie. Josh już siedział przy stole bawiąc się telefonem całkowicie odizolowany od świata. Podeszłam do lodówki po czym otworzyłam ją robiąc przegląd.
- Josh, co chcesz do jedzenia? - zapytałam, bo nie miałam pojęcia co mu zrobić. Jednak odpowiedzi nie uzyskałam. - Josh, co chcesz? - powtórzyłam, ale na to również nie było reakcji. Wkurzyłam się. Zatrzasnęłam lodówkę i podeszłam do brata. Jednym zwinnym ruchem zabrałam mu komórkę na co teraz dopiero zareagował.
- Ej, co jest?! - zdziwił się patrząc na mnie jakby krzywdę mu robiła.
- Co chcesz na śniadanie? - zapytałam trzeci raz poważnie, bez emocji
- Mogą być tosty, ej, oddaj mi telefon - odpowiedział. Ja nie miałam zamiaru tego robić.
- Nie oddam.
- No nie bądź złą siostrą - mówił załamany. Widać, że miał lekkie uzależnienie.
- Nie jestem zła, młody. Po śniadaniu dostaniesz. Teraz chodź mi pomóc. - oznajmiłam. Nie miałam zamiaru sama się męczyć w kuchni, bo to nie było moje ulubione zajęcie. A w dodatku robić dla Josha kiedy on nawet palcem nie kiwnie.
- No okey - zgodził się niechętnie.
- Dobra, więc chodź - powiedziałam i rozejrzałam się po kuchni w celu zorientowania się co, gdzie jest. Nie to żebym nie wiedziała jak wygląda kuchnia w domu, w którym mieszkam. Po prostu tak orientacyjnie.
- Josh, wyciągnij toster, a ja wezmę składniki. - rozkazałam. Chłopak posłusznie zrobił to co kazałam.
- Świetnie. Teraz poczekajmy aż się upieką - oznajmiłam kiedy skończyłam wszystko, a pozostało tylko czekać.
- Zajebiście, bo już umieram z głodu - wyskoczył poniekąd uradowany Josh.
- Młody, nie bluźnij! - upomnęłam go.
- Oj, sory - przeprosił, a zaraz po tym poszedł do salonu. Wzięłam dwie szklanki soku i poszłam za nim. Dałam jedną bratu siadając przy nim na kanapie.
- Roxi? - zaczął Josh'
- Hmm? - wydobyłam tylko taki dźwięk, bo właśnie brałam łyk soku.
- Z kim się wczoraj obściskiwałaś przed domem? - dokończył, a ja momentalnie zakrztusiłam się i zaczęłam kaszleć. On to wszystko widział?
- Co proszę? - zapytałam opanowując się.
- Wczoraj, przed czwartą, przed domem okazywałaś soje czułości z chłopakiem. A ja się pytam z kim - powtórzył jeszcze raz, a ja myślałam, że się spalę.
- Ty o tej porze nie śpisz? - pytałam trochę oburzona. Szczerze to chciałam obrócić sprawę w coś innego.
- Oj tam, przecież była sobota. A poza tym nie zmieniaj tematu...
- A co ja mam ci się tłumaczyć? Chyba oszalałeś - wyskoczyłam od razu. Dlaczego niby mam się spowiadać młodszemu bratu? Jeszcze gdyby byli to moi rodzice, to okey, ale Josh? Chyba ostro dostał w głowę...
- Chcę wiedzieć. Bo chyba jesteś tego świadoma, że to może dojść do rodziców, prawda? - droczył się żałośnie. Mały cholerny szantażysta.
- To jest szantaż, mój drogi. I to jest karalne. - mówiłam. Chociaż trochę się wystraszyłam tym co może zrobić. Josh często wszystko koloryzuje, więc kto wie co wymyśli ten jego mały móżdżek.
- Zaryzykuję -działał mi już na nerwy.
- Słuchaj młody... - zaczęłam, ale musiałam przerwać - coś się pali - dokończyłam i zerwałam się najszybciej jak mogłam. Kiedy dobiegłam do kuchni sprawnie odłączyłam toster od dopływu prądu. Gdy otworzyłam go uleciał dym.
- Wow... To się najedliśmy - powiedział Josh stojąc koło mnie.
- Tsa... Chcesz kanapkę? - zaproponowałam
- Tak - powiedział szybko
- Ta, ja też - równie sprawnie odpowiedziałam.
Po posiłku udałam się do pokoju. Położyłam się na łóżku i włączyłam soją MP4. Chciałam na chwilę odizolować się od rzeczywistości. Jednak mój spokój nie trwał długo. Do pokoju wszedł mój brat.
- Co chcesz? - zapytałam wyjmując jedną słuchawkę z ucha.
- Justin - powiedział
- Co Justin? - zacytowałam go
- Całowałaś się z Justinem - powiedział. Jak do tego doszedł? Widział go? Szczerzę w to wątpię, było dość ciemno i prawie nic nie było widać. A zwłaszcza z takiej odległości w jakiej stał samochód Justin'a.
- Co? Co ty pierdolisz? - podniosłam się na rękach do góry. Wzięłam do ręki odtwarzacz w celu wyłączenia go.
- Nic nie pierdole. Taka jest prawda, a ty nie wmówisz mi, że jest inaczej. - powiedział poważnie co rzadko mu się zdarzało. - Ale mniejsza z tym. Nie chcesz żeby rodzice się dowiedzieli? - zapytał szybko. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Jak powiem, że nie to jakbym się przyznała, a jak powiem, że nie wiem o czym mówi czy coś w tym stylu, to powie rodzicom, a wiem jaka będzie ich reakcja, bo gdyby mogli zamknęli by mnie w pokoju do trzydziestki. Przygryzłam nerwowo dolną wargę zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Roxi słuchaj. -  zaczął głośno wypuszczając powietrze i podszedł do mnie siadając na łóżku blisko mnie. - Wiem co tam robiłaś i z kim.
- A przepraszam skąd wiesz? - zapytałam. Nie mogą pojąć jak doszedł do tego. Było ciemno, dosłownie jak w jakimś lochu.
- W nocy nie spałem tylko oglądałem różne horrory. Usłyszałem zatrzymujące auto, a sama przyznaj o takiej godzinie to trochę dziwne. Podszedłem do okna i zobaczyłem obściskujące się osoby w środku - w tej chwili przygryzłam jeszcze mocniej niż wcześniej wargę. Głupio się słucha opowiadań co roniłaś z perspektywy młodszego brata. - ale nie widziałem kto to. Że to ty skapnąłem się jak wyszłaś, a Justina obczaiłem po samochodzie. Marki nie będę już mówił bo i tak nie skumasz - dokończył. Na ostatnią część popchnęłam go w ramię, na co się zaśmialiśmy. Ale szczerze? Byłam pod lekkim wrażeniem, bo ja nigdy w życiu nie poznałabym człowieka po marce samochodu...
- Ale to jest nie ważne. Nie chcę cię szantażować, bo jesteś do mnie podobna...
- Poprawka. Ty jesteś podobny do mnie - przerwałam mu na chwilę
- Niech ci będzie. Bo jestem do ciebie podobny i jesteś moją siostrą - dokończył na co się uśmiechnęłam. Tego bym się nigdy nie spodziewała. - Chce tylko żebyś mi pomogła.
- Okey, ale w czym? - zapytałam. Byłam zdziwiona, bo niby jak i w czym mam mu pomóc..
- Powiem, tylko nie krzycz i się nie przeraź, okey? - przytaknęłam. O co chodzi?

czwartek, 2 maja 2013

~Rozdział 4

Weszłam do pomieszczenia gdzie wszyscy byli. Zaczęłam się rozglądać by znaleźć przyjaciół. Mój plan się powiódł. Dostrzegłam piątkę siedzącą na sofie przy stoliku. Pili drinki czy coś innego jak zawsze w dobrych humorach. Chciałam do nich podejść, ale przed zrobieniem pierwszego kroku zawahałam się. Nie wiem na czyj widok bardziej... Justina czy Kevina. Zastanawiam się czy gdy podejdę chłopaki nie zaczną drążyć tematu minionych minut. Kevinowi może się wymsknąć pytanie, a Justin... Justin jest zdolny do wszystkiego. Nie za bardzo chciałam tam podchodzić. Ale z drugiej strony, mam tutaj tak stać? Trochę głupio to wygląda. Założyłam ręce na piersi i wypuściłam głęboko powietrze. Za moment wzięłam się na odwagę i poszłam do przyjaciół.
- Oo. Roxi, jesteś. - powiedziała dostrzegając mnie Amy.
- Gdzie się podziewałaś i co tak długo? - Katy zapytała robiąc łyk swojego napoju.
- Mia poprosiła mnie o pomoc. - odpowiedziałam szybko bez żadnych wahań.- Nie mogłam znaleźć kluczy, dlatego tak długo. - spojrzałam przelotnie na Justina bez emocjonalnym wzrokiem. Stałam przed stolikiem z założonymi rękami co robiło się trochę dziwne.
- Co tak stoisz? Chodź siadaj koło mnie - oznajmiła Katy posuwając się w bok robiąc mi miejsce... - Justin, posuń się trochę - ... miejsce koło Justina.
- Nie fatyguj się, usiądę na brzegu - szybko odpowiedziałam. Nie miałam ochoty siedzieć koło tego człowieka.
- No coś ty. Chodź - po swoich słowach Justin odsunął się w przeciwną stronę od Katy i poklepał miejsce gdzie miałam usiąść. Rozszerzyłam oczy najbardziej jak tylko byłam w stanie. Ja nie mam ochoty tam siadać...! Chłopak na widok mojej reakcji uśmiechnął się i powtórzył - Siadaj, nie gryzę.
Chcąc, nie chcąc, usiadłam na wyznaczonym miejscu. Pociągnęłam w dół sukienkę i założyłam nogę na nogę.
- No chyba, że byś chciała - dokończył szepcąc mi do ucha Justin. Spojrzałam na niego zniesmaczona po czym przewróciłam teatralnie oczami.
*
- Ej, dość. Co robimy? - zapytała Katy po jakimś czasie śmiechów i wygłupów. Wszyscy byliśmy po średniej dawce alkoholu, więc mieliśmy dość wesołe humorki.
- Może pogramy z kartą? - zaproponował uśmiechnięty Nick. Jedno słowo, a cała paczka wie o co chodzi.
A mianowicie o grę, w której osoby "wsysają" kartę ustami i podają do ust następnej osobie.
- A masz kartę? - zapytał Kevin
- Pożyczymy od Mii - wymyślił od razu chłopak. Ja osobiście nie przepadam za taką zabawą, ale co mi tam.
- Okey, to idź -  Pogoniła Nicka, Amy.
- To idę - oznajmił i tak zrobił.
Wrócił dość szybko. Rozsiedliśmy się w kole, a ja już nie wspomnę koło kogo siedziałam i zaczęliśmy grę. Była dość zabawna, karta kiepsko trzymała się ust i nawet kilka razy z rzędu spadała na podłogę. Nadeszła znowu kolej na Justina. Szło mu dobrze i zwinnie, więc dość szybko miał twarz blisko mojej. 'Nastawiłam' się do odebrania karty kiedy poczułam na swoich ustach delikatne wargi Justina. Gwałtownie się od niego odsunęłam.
- Co ty robisz?! - prawie krzyknęłam na chłopaka. Nie chciałam żadnej powtórki naszego poprzedniego pocałunku.
- Nie moja wina, że karta upadła! - tłumaczył się.
- Robicie powtórkę czy co? - zapytał Kevin. Zaskoczył mnie totalnie, nie sądziłam, że to powie przy reszcie. W tym momencie gdyby mój wzrok zabijał, byłby martwy.
- Jakiej powtórki? Wy się całujecie po kryjomu? - od razu na słowa Kevina zareagowała Amy
- żadnej. No coś ty. - odpowiedziałam zanim ktokolwiek zdążył nabrać powietrza.
- Ale, chyba musi coś być - droczyła się Katy. Kurde, one nie mogą sobie darować?
- Ale nic nie było, prawda? - spojrzałam na Kevina zabójczym wzrokiem.
- Yyy... Tak, tak. - potwierdził. coś mi się wydaje, że zestresowałam chłopaka...
- Stary, to o co ci chodziło - zapytał zdziwiony Nick.
- No, bo wiesz - zaczął Kevin. Ciekawe co wymyśli, bo prawdy nie może powiedzieć - oni ciągle na siebie najeżdżają i się kłócą. - dokończył. Szczerze? Sama bym tego lepiej nie wymyśliła.
- Jak chcesz - odpowiedział i podniósł artystycznie ręce w górę. Coś mi się wydaje, że nie uwierzył. Trudno, musi to zrobić.
- Okey... - odezwał się Justin - Chodźmy trochę jeszcze potańczyć i się zmywamy.
- Świetny pomysł - przytaknęła Katy. Wszyscy wstaliśmy i poszliśmy na środek.
- Nie jesteś wkurwiona, prawda? - spytał Kevin kiedy tańczyliśmy.
- Nie jestem. Właściwie to powinnam podziękować - trochę chyba przesadziłam z moją bulwersacją. Kevin to naprawdę fajny chłopak.
- Nie masz za co. A tak w ogóle to co się tam wydarzyło ? - zapytał.
- Nie wiem. Dobra dość tematu. - odpowiedziałam. Sama chcę wiedzieć co się właściwie zdarzyło...
Po trzeciej nad ranem postanowiliśmy wracać, co oznacza, że trzeba jechać jednym samochodem z Justinem. Jak ja się kurwa cieszę... Dobrze, że są dziewczyny, bo nie jestem pewna od dziś siebie.
Weszłam do samochodu i zatrzasnęłam drzwiczki od strony pasażera. Justin przekręcił kluczyk w statyjce i wyjechał na ulicę. Byłam zaniepokojona, bo on też pił. I wcale nie minimalną ilość. Jednak po czasie moje obawy okazały się kompletnie niepotrzebne. Jechał dość szybko, ale prosto. Nie robił jakiś slalomów jak to się zdarza u pijanych kierowców ani nie przyjebał w żadne drzewo.
Odwiózł na początku Katy później Amy, mnie ostatnią.
- Dzięki, cześć - podziękowałam kiedy zatrzymał się przed domem. Byłam gotowa wyjść, ale mnie zatrzymał.
- Chwila. - zaczął - Dwie minuty wtedy nie minęły. - dokończył i spojrzał na  mnie z zadziornym uśmiechem.
- Trudno. Dostałam klucze, więc co mnie to obchodzi - odpowiedziałam oschle. Dlaczego on do tego wraca?
- Powinno. Pojutrze wszyscy będą wiedzieć, że dobrze całujesz - powiedział, a mnie zamurowało. Jeszcze tego było mało żeby rozpowiadał to wszystkim...
- To jest szantaż. - mruknęłam spoglądając na niego.
- Może jest, może nie - szepnął tajemniczo. - Ale na pewno niedługo niektórzy będą wiedzieć o twoich zdolnościach - Justin cały czas uśmiechał się w ten sam sposób.
- Co mam niby zrobić? - spytałam. Nie chcę aby wszyscy się dowiedzieli co zaszło.
- Dokończymy i będzie okey. - powiedział i nachylił się nade mną łapiąc mnie za policzek. Przyciągnął do siebie i namiętnie pocałował. Jego pełne usta 'wpiły' się w moje wargi, a ja nie powstrzymałam się i wplątałam palce w jego włosy. Pożądliwie i rozkosznie muskał moje wargi sprawiając, że 'odpłynęłam' Położył jedną dłoń na moim biodrze i delikatnie pogładził to miejsce. Swoja wolną dłoń położyłam na jego splatając nasze palce razem. Justin rozłączył nasze usta i przeniósł pocałunki niżej, na szyję. Cicho jęknęłam kiedy delikatnie przygryzł jedno miejsce na co chłopak mi zawtórował. Robiło mi się naprawdę gorąco teraz, przy nim. Moje już dawno zamknięte oczy uchyliłam i zorientowałam się, że samochód stał niemal na ulicy, tuż przed moim domem, przed oknem rodziców i Josha. Spojrzałam jeszcze szybko na zegarek, obiecane dwie minutki minęły. Nie chcąc musiałam to przerwać.
- Justin, stop - powiedziałam próbując ustatkować oddech. Chłopak nie zareagował, a nawet jeszcze bardziej wpił się w moją szyję co było bardzo rozkoszne, ale wiedziałam, że musi skończyć. - Przestań. - powiedziałam trochę głośniej i tym razem posłuchał. Jak nigdy. Powoli odsunął się ode mnie ostatni raz całując mnie w usta. Usadowił się na swoim siedzeniu wygodnie i powiedział:
- Przepraszam, do zobaczenia. - uśmiechnął się promiennie przy tym.
- Nie masz za co - odwzajemniłam gest - Do zobaczenia. - dodałam i wyszłam z samochodu. Jak najciszej mogłam prześlizgnęłam się do pokoju, potem do łazienki i wzięłam szybki prysznic.
W pokoju od razu położyłam się do łóżka przykrywając się kocem. Uśmiechnęłam się sama do siebie przypominając sobie ostanie chwile w samochodzie. Jestem przerażona. A co jeśli coś poczułam do Justina?

~Rozdział 3

(jeśli jesteś na mobilnym wejdź w stronę "rozdziały" i włącz drugi. przepraszam za problem)

Znalazłam schody prowadzące na piętro. Położyłam dłoń na ramę i postawiłam pierwszy krok na stopniu. Po chwili byłam już na górze. Weszłam do pomieszczenia, w którym miałam poszukać kluczy i nachyliłam się nad komodom. Wysunęłam szufladę i zaczęłam przywracać różne rzeczy, papiery... Nie znalazłam tego czego szukałam, więc otworzyłam następną i zrobiłam to samo. Niemal wyskoczyłam ze skóry kiedy poczułam czyjeś ręce na moich biodrach. Serce niemal mi zamarło, a oddech przyśpieszył. Gwałtownie się odwróciłam uderzając nogą o komodę, co spowodowało ból. Nie patrząc już kto przede mną stoi nachyliłam się łapiąc za bolącą kostkę. Ból był okropny, ale miałam nadzieję, ze za chwilę minie. Zacisnęłam oczy, a otwierając je zobaczyłam postać kucająca koło mnie.
- nie zabiłaś się? - Zapytał Justin. Miałam ochotę go walnąć za to, że mnie przestraszył.
- Zwariowałeś do reszty?! - podniesionym tonem powiedziałam masując moją kostkę.
- Ja? To ty przecież walisz się w nogę. - Zachichotał, nawet nie wiem co go tak rozśmieszyło. Przewróciłam teatralnie oczami i powoli zaczęłam wstawać. Mój ruch okazał się kompletnie nierozsądny. Chcąc zrobić krok do przodu ból się nasilił.  Potknęłam się o własną nogę i zaczęłam 'lecieć' do tyłu. Już widziałam siebie leżącą na podłodze i zwijającą się z bólu. Jednak kilka centymetrów przed podłogą poczułam ręce Justin'a na moich plecach. Odruchowo złapałam go za szyję żeby nie uderzyć głową o ziemię. Czułam jego perfumy, które były zniewalające. Nie dawno chciałam go zabić, a teraz powinnam mu dziękować.
-Wszystko w porządku? - spytał z uniesionymi brwiami patrząc na mnie leżącą w jego ramionach.
- Tak, chyba jest okey. - odpowiedziałam blado się uśmiechając.
- Chyba? Lepiej sprawdź czy nic ci nie jest. - powiedział tak troskliwie, a ja nie nawet mogłam uwierzyć, że to ten sam Justin. ''Zjechał" mnie wzrokiem sprawdzając czy 'jestem cała'. Jednak w jednym momencie się zaśmiał. Dziwnie na niego spojrzałam po czym przeniosłam wzrok na siebie. Chyba wiem dlaczego się śmiał. Upadając na podłogę, sukienka, którą miałam na sobie podwinęła się do góry przez co widać było moją bieliznę. Samej chciało mi się śmiać jednak tego nie zrobiłam. Szybko puściłam szyję chłopaka i odsunęłam się odrobinę od niego. Wstawać już nie próbowałam, bo kto wie jak to by było. Siedząc na ziemi jak najszybciej umiałam opuściłam sukienkę niżej. Kiedy doprowadziłam wszystko do pierwotnego stanu spojrzałam na kucającego w tym samym miejscu co poprzednio Justin'a. Patrzył na mnie uśmiechając się. Już sama nie wiem czy mam się śmiać czy płakać. Bo na pewno się wstydziłam.
- Co jest takie zabawne? - zapytałam zakładając ręce na piersi i obserwując śmiejącego się chłopaka.
- Ty - odpowiedział ciągle ze swoim uśmiechem.
- Zabawne, rzeczywiście - z oburzoną miną odwróciłam głowę w prawą stronę.
- Chodź, nic tu po nas - usłyszałam po chwili głos Justin'a, który stał już przede mną z wyciągniętą ręką. Podałam mu dłoń i z jego małą pomocą wstałam na nogi. Zachwiałam się przez co chłopak złapał mnie w tali.
- Trzymasz się? - spytał patrząc mi prosto w oczy. Tak, jego oczy są przepiękne.
- Jest w porządku. - odpowiedziałam nadal patrząc na niego.
- To dobrze - złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę - Chodź.
- Poczekaj - powiedziałam zatrzymując się przed znaną mi nieszczęsną komodą - Muszę znaleźć klucze - nachyliłam się chcąc ich poszukać kiedy usłyszałam:
- Te klucze? - spojrzałam w stronę Justin'a. Trzymał w ręku klucze, których ja tyle szukałam. - Leżały na wierzchu. - uśmiechnął się. Ręce same mi opadły kiedy to usłyszałam. Podniosłam brwi, a usta same mi się uchyliły.
- Żartujesz sobie ze mnie? - wyjąkałam po chwili ciszy.
- Nie, one sobie po prostu leżały. - oznajmił. Złapałam się na moment za czoło i podeszłam do niego. Wzięłam z jego dłoni klucze. Znaczy próbowałam wziąć. Kiedy tylko zbliżałam moją dłoń do jego, on zabierał rękę dalej.
- Daj mi je! - powiedziałam po jakimś czasie tej 'zabawy'. Nie zareagował. Na twarzy jedynie pojawił się jego promienny uśmiech. - Nie bądź taki...
- Jaki? - zapytał nadal nie oddając mi kluczy
- Taki, oddaj
- Nie oddam - powiedział zaciskając w pięści klucze.
- Oddaj
- Nie - droczył się dalej
- Oddaj - prosiłam go dalej, a nawet już błagałam.
- Coś za coś - stwierdził. Justin powrócił... Nigdy nie dawał, mówił, przekazywał jakąś wiadomość za darmo. A przynajmniej mi. Czasem jest to strasznie denerwujące, a wręcz frustrujące.
- Słucham - wypuściłam głośno powietrze i czekałam na głupie zadanie od Justin'a.
- Więc tak - zaczął. Widzę, że miał już wszystko przygotowane. - Zejdziesz na dół i przyznasz przed wszystkimi oficjalnie, że się we mnie zakochałaś. - dokończył. Zamurowało mnie. Przyznać się? Że ja sie w nim zakochałam? Chyba mu do reszty odbiło.
- Emm - wyjąkałam - a jaka jest druga opcja?
- Nie ma drugiej opcji - uśmiechnął się zadziornie i spojrzał na mnie.
- Jak mam się przyznać gdy to jest nieprawda ?! - zapytałam zażenowana
- Do nieprawdy nie kazałbym ci się przyznawać, skarbie - mrugnął do mnie i poruszał brwiami co dość śmiesznie wyglądało. Za to się zaśmiałam. - I jak, idziesz? - coś mi się wydaje, że ten człowiek lubi mną pogrywać.
- Nie, nie idę. - Przeniosłam ciężar ciała na jedną nogę i ani mi się śni tam zejść.
- To bierzemy inną opcje - powiedział bawiąc się kluczami.
- Podobno nie było drugiej opcji - uniosłam brwi. Sami przyznacie to jak mówił, że nie ma innej opcji. Krętacz...
- Już się stworzyła, więc jak? Zgadzasz się? - zapytał patrząc się na to co miał w ręku. Czyli na klucze.
- Tylko na co ?- wolę się upewnić co tym razem wymyślił zanim się na cokolwiek zgodzę.
- Powiedz tylko tak lub nie - za nic nie chce zdradzić. Zgodzić się? Kto wie co ten człowiek wymyśli, ale z drugiej strony muszę...
- Tak - po dłuższym namyśle odpowiedziałam. Nie byłam do końca pewna, ale już za późno na jakiekolwiek zmiany.
- Serio? - Zerknął na mnie zaskoczony. Raczej nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
- Serio. - szybko rzuciłam.
- Okey, więc... - zastanowił się przez chwilę. Sam nie wiedział co chce. Aż się boję co mu teraz wpadnie do głowy. - podejdź bliżej. - dokończył po dłuuuugim rozważaniu.
Niepewnie i wolno podeszłam bliżej chłopaka.
- Przez dwie minuty - powiedział i jednym ruchem złapał moją tył mojej głowy, przyciągnął mnie do siebie i... złączył nasze usta. Byłam zdezorientowana, nie wiedziałam co się dzieje. Początkowo próbowałam odsunąć się od niego, ale bezskutecznie. Zamknęłam oczy, zresztą on też. Po kilku sekundach pocałunek stał się dla mnie cholernie przyjemny. Justin miał takie delikatne, zmysłowe usta, a całował wspaniale. Kciukiem 'rysował' na moim policzku kółeczka co przyprawiało mnie o dodatkowy przyjemny dreszczyk. Chłopak po jakimś czasie wysunął język i dotknął nim moje usta tak jak gdyby 'prosząc' abym je otworzyła. Posłusznie to zrobiłam. Wsunął język do moich ust i gładził mój język. Potem ja jego. Przeniósł swoje dłonie na moje biodra. Momentalnie, pod wpływem impulsów uwiesiłam ręce na jego szyi. Wszystko było wspaniałe i idealne...
- Just... Oł... Nie przeszkadzam? - w jednej chwili w drzwiach pojawił się Kevin. Słyszą go odzyskałam rozum i szybko odsunęłam się od Justin'a. Wiecie jak się czułam? Było mi głupio i wstyd, że nas zobaczył. A raczej, że się z nim całowałam. Spoglądałam raz na Justin'a raz na Kevina. Po kilku sekundach podeszłam z powrotem do Justina i zabrałam od niego klucze, które miał mi dać. Wzięłam je i skierowałam się do wyjścia.
- Roxi, czekaj! - Krzyknął za mną Justin, ale ja nie zwróciłam na niego uwagi. Zeszłam po schodach i znalazłam Mię.
- Wielkie dzięki! Roxi uratowałaś mnie - powiedziała ucieszona na widok mnie podającą klucze.
- Nie ma za co - wyjąkałam i przeczesałam dłonią włosy.
- Coś się stało, Roxi? - Mia spojrzała na mnie przejmująco.
- Nie, nic się nie stało- odpowiedziałam. Bo co niby miałam powiedzieć? Całowałam się z Justinem żeby dostać twoje klucze, a Kevin nas zobaczył i jest mi wstyd...?
- To dobrze. Dzięki za pomoc, a teraz chodź się bawić - uśmiechnęła się promiennie. Złapała mnie za ramię i wskazała na drzwi.