sobota, 4 maja 2013

~Rozdział 5

Rano obudziły mnie promienie słoneczne. Mądra Roxi zapomniała wczoraj jak zwykle zasłonić żaluzji.   Jęknęłam cicho z rozczarowania i z powrotem opuściłam swoje powieki. Leżałam z zamkniętymi oczami kilka minut, chociaż domyślałam się, że pewnie już nie zasnę.
- Dobra, dość - powiedziałam sama do siebie gwałtownie odkrywając swoje ciało - I tak nie będę już spać - dokończyłam i powoli podniosłam się do pozycji siedzącej. Patrzyłam przed siebie na zegarek wskazujący godzinę grubo po dziesiątej. Wypadałoby wstać i się ogarnąć. Moja mama nie przyszła mnie obudzić wcześniej, więc na pewno jest na zakupach z tatą. Siedziałam na łóżku po turecku, a na kolanach położony miałam koc. Po pewnym czasie bezczynnego wpatrywania się i siedzenia zaczęłam pochylać się w prawą stronę, w lewą stronę, w prawą... i ta ciągle aż wreszcie opadłam na plecy na łóżko.
- Nie, nic z tego nie będzie i koniec - powiedziałam i przekręciłam się na bok. Wybadałam ręką gdzie odłożyłam koc, a potem przykryłam się nim od stóp do głów. Zamknęłam oczy, a zarazem uśmiechnęłam się czując miłe ciepło przepływające przez moje ciało. W jednej chwili przypomniała mi się wczorajsza sytuacja z Justinem i sposób w jaki mnie całował. Szczerze mówiąc nie wiem jak w ogóle do tego doszło. Przecież my się nawet nie lubimy, a co dopiero te namiętne sprawy. Dziś się dziwię, ale wczoraj nie mogłam się oprzeć. Jego pełne rozkoszy czułe usta  spoczywające na moich wargach, to było coś niezwykłego, a kiedy gładził swoją delikatną dłonią mój policzek czułam przyjemny dreszczyk przepływający przeze mnie całą...
Po kilku minutach leżenia bezczynie, nieruchomo zaczynałam powoli 'odpływać' w sen. Zmieniłam powoli pozycje szukając najwygodniejszej, a za moment byłam gotowa spać wieczność...
- Pobudka! Wstawaj śpiochu! - wskoczył znienacka do pokoju Josh krzycząc i w mgnieniu oka wylewając na mnie całą zawartość wiadra, które właśnie trzymał w ręku.
To się nazywa ożywcze przebudzenie. Z mojego snu nici, a w dodatku byłam cała mokra. Wyskoczyłam szybko z łóżka na podłogę i stałam nieruchomo trzęsąc się. Ten debil nawet ciepłej wody nie mógł odkręcić.
- Zwariowałeś już do reszty?! Co ty robisz, kurwa?! - krzyczałam zbulwersowana. Całe ciało, włosy, ubrania, które miałam na sobie były mokre, a o łóżku, na którym leżałam nawet nie wspomnę.
- Nie bluźnij! Jest już późno, ja śniadania nie jadłem, a ty sobie śpisz! - szczęka mi dosłownie opadła na jego słowa. Oblewa mnie lodowatą wodą podczas mojego prawie snu żebym mu zrobiła śniadanie? Brawa dla tego pana. Patrzyłam na niego nie dowierzając.
- Żartujesz sobie ze mnie? Chcesz żebym ci zrobiła śniadanie? - zaakcentowałam wszystkie wyrazy. Josh tylko przytaknął. Złapałam się za czoło i stałam kiwając głową.
- Ej, a tobie nie jest nie wygodnie spać w staniku? - spytał po chwili ciszy. Przeniosłam gwałtownie wzrok na brata przetwarzając słowa, które wypowiedział.
- Słucham ? - powiedziałam z uniesionymi brwiami. Fakt tej nocy spałam w biustonoszu, ale skąd o tym wie?
- No ja zawsze myślałem, że wy zdejmujecie staniki na noc. - mówił jakby to był najnormalniejszy temat dla dwunastoletniego chłopca.
- Czasem tak, czasem nie, ale o co ci chodzi, Josh? Skąd niby to wiesz? - pytałam skrępowana. Spojrzałam na siebie i w jednej chwili wszystko zrozumiałam. Moja mokra bluzka po prostu prześwitywała co miałam pod spodem. Odwróciłam się szybko na pięcie i wzięłam leżącą na krześle bluzę. Okryłam się nią byle jak i z powrotem zerknęłam na brata.
- Dobra, zrobię ci to śniadanie, a teraz wyjdź - rzuciłam chcąc już zakończyć tą niezbyt komfortową dla mnie sytuację.
- Okey, a i mam dla ciebie radę. Na przyszłość zdejmuj na noc stanik, bo jeszcze ci się odciśnie i będzie później boleć - uśmiechnął się i zamknął za sobą drzwi wychodząc.
- Ja pierdole... To jest mój brat - powiedziałam do siebie po minucie stania w ciszy. Zdziwił mnie. I to bardzo. - Ajć. Chyba ma rację - dodałam podkładając palce pod zapinanie, które 'wbiło' się w skórę. Podeszłam do szafy i wybrałam ubrania na dziś. Było słonecznie i pewnie jest ciepło, więc zdecydowałam wziąć ciemne szorty, fioletową bokserkę. Opuściłam mój pokój żeby pójść do łazienki. Tam wysuszyłam się i ubrałam. Stanęłam przed lustrem po to żeby się pomalować oraz zrobić coś ze swoimi ciemnymi włosami. Obmyłam twarz, a starając nie przesadzać z make-up'em zdecydowałam się tylko na tusz do rzęs i prawie niezauważalny błyszczyk. Kiedy skończyłam z makijażem wzięłam się za włosy. Nie miałam dziś ochoty na modelowanie czy perfekcyjną stylizację. Stawiłam po prostu na kłoska. Mimo, że całkiem dobrze radzę sobie z układaniem włosów to muszę przyznać, że było mi ciężko zrobić samemu to co chciałam.
- Yeah. W końcu - powiedziałam ucieszona kiedy po kilku próbach udało mi się ładnie spleść włosy. Przejrzałam się ostatni raz w lusterku poprawiając co nieco po czym wyszłam. Udałam się od razu do kuchni zrobić to cholerne śniadanie. Josh już siedział przy stole bawiąc się telefonem całkowicie odizolowany od świata. Podeszłam do lodówki po czym otworzyłam ją robiąc przegląd.
- Josh, co chcesz do jedzenia? - zapytałam, bo nie miałam pojęcia co mu zrobić. Jednak odpowiedzi nie uzyskałam. - Josh, co chcesz? - powtórzyłam, ale na to również nie było reakcji. Wkurzyłam się. Zatrzasnęłam lodówkę i podeszłam do brata. Jednym zwinnym ruchem zabrałam mu komórkę na co teraz dopiero zareagował.
- Ej, co jest?! - zdziwił się patrząc na mnie jakby krzywdę mu robiła.
- Co chcesz na śniadanie? - zapytałam trzeci raz poważnie, bez emocji
- Mogą być tosty, ej, oddaj mi telefon - odpowiedział. Ja nie miałam zamiaru tego robić.
- Nie oddam.
- No nie bądź złą siostrą - mówił załamany. Widać, że miał lekkie uzależnienie.
- Nie jestem zła, młody. Po śniadaniu dostaniesz. Teraz chodź mi pomóc. - oznajmiłam. Nie miałam zamiaru sama się męczyć w kuchni, bo to nie było moje ulubione zajęcie. A w dodatku robić dla Josha kiedy on nawet palcem nie kiwnie.
- No okey - zgodził się niechętnie.
- Dobra, więc chodź - powiedziałam i rozejrzałam się po kuchni w celu zorientowania się co, gdzie jest. Nie to żebym nie wiedziała jak wygląda kuchnia w domu, w którym mieszkam. Po prostu tak orientacyjnie.
- Josh, wyciągnij toster, a ja wezmę składniki. - rozkazałam. Chłopak posłusznie zrobił to co kazałam.
- Świetnie. Teraz poczekajmy aż się upieką - oznajmiłam kiedy skończyłam wszystko, a pozostało tylko czekać.
- Zajebiście, bo już umieram z głodu - wyskoczył poniekąd uradowany Josh.
- Młody, nie bluźnij! - upomnęłam go.
- Oj, sory - przeprosił, a zaraz po tym poszedł do salonu. Wzięłam dwie szklanki soku i poszłam za nim. Dałam jedną bratu siadając przy nim na kanapie.
- Roxi? - zaczął Josh'
- Hmm? - wydobyłam tylko taki dźwięk, bo właśnie brałam łyk soku.
- Z kim się wczoraj obściskiwałaś przed domem? - dokończył, a ja momentalnie zakrztusiłam się i zaczęłam kaszleć. On to wszystko widział?
- Co proszę? - zapytałam opanowując się.
- Wczoraj, przed czwartą, przed domem okazywałaś soje czułości z chłopakiem. A ja się pytam z kim - powtórzył jeszcze raz, a ja myślałam, że się spalę.
- Ty o tej porze nie śpisz? - pytałam trochę oburzona. Szczerze to chciałam obrócić sprawę w coś innego.
- Oj tam, przecież była sobota. A poza tym nie zmieniaj tematu...
- A co ja mam ci się tłumaczyć? Chyba oszalałeś - wyskoczyłam od razu. Dlaczego niby mam się spowiadać młodszemu bratu? Jeszcze gdyby byli to moi rodzice, to okey, ale Josh? Chyba ostro dostał w głowę...
- Chcę wiedzieć. Bo chyba jesteś tego świadoma, że to może dojść do rodziców, prawda? - droczył się żałośnie. Mały cholerny szantażysta.
- To jest szantaż, mój drogi. I to jest karalne. - mówiłam. Chociaż trochę się wystraszyłam tym co może zrobić. Josh często wszystko koloryzuje, więc kto wie co wymyśli ten jego mały móżdżek.
- Zaryzykuję -działał mi już na nerwy.
- Słuchaj młody... - zaczęłam, ale musiałam przerwać - coś się pali - dokończyłam i zerwałam się najszybciej jak mogłam. Kiedy dobiegłam do kuchni sprawnie odłączyłam toster od dopływu prądu. Gdy otworzyłam go uleciał dym.
- Wow... To się najedliśmy - powiedział Josh stojąc koło mnie.
- Tsa... Chcesz kanapkę? - zaproponowałam
- Tak - powiedział szybko
- Ta, ja też - równie sprawnie odpowiedziałam.
Po posiłku udałam się do pokoju. Położyłam się na łóżku i włączyłam soją MP4. Chciałam na chwilę odizolować się od rzeczywistości. Jednak mój spokój nie trwał długo. Do pokoju wszedł mój brat.
- Co chcesz? - zapytałam wyjmując jedną słuchawkę z ucha.
- Justin - powiedział
- Co Justin? - zacytowałam go
- Całowałaś się z Justinem - powiedział. Jak do tego doszedł? Widział go? Szczerzę w to wątpię, było dość ciemno i prawie nic nie było widać. A zwłaszcza z takiej odległości w jakiej stał samochód Justin'a.
- Co? Co ty pierdolisz? - podniosłam się na rękach do góry. Wzięłam do ręki odtwarzacz w celu wyłączenia go.
- Nic nie pierdole. Taka jest prawda, a ty nie wmówisz mi, że jest inaczej. - powiedział poważnie co rzadko mu się zdarzało. - Ale mniejsza z tym. Nie chcesz żeby rodzice się dowiedzieli? - zapytał szybko. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Jak powiem, że nie to jakbym się przyznała, a jak powiem, że nie wiem o czym mówi czy coś w tym stylu, to powie rodzicom, a wiem jaka będzie ich reakcja, bo gdyby mogli zamknęli by mnie w pokoju do trzydziestki. Przygryzłam nerwowo dolną wargę zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Roxi słuchaj. -  zaczął głośno wypuszczając powietrze i podszedł do mnie siadając na łóżku blisko mnie. - Wiem co tam robiłaś i z kim.
- A przepraszam skąd wiesz? - zapytałam. Nie mogą pojąć jak doszedł do tego. Było ciemno, dosłownie jak w jakimś lochu.
- W nocy nie spałem tylko oglądałem różne horrory. Usłyszałem zatrzymujące auto, a sama przyznaj o takiej godzinie to trochę dziwne. Podszedłem do okna i zobaczyłem obściskujące się osoby w środku - w tej chwili przygryzłam jeszcze mocniej niż wcześniej wargę. Głupio się słucha opowiadań co roniłaś z perspektywy młodszego brata. - ale nie widziałem kto to. Że to ty skapnąłem się jak wyszłaś, a Justina obczaiłem po samochodzie. Marki nie będę już mówił bo i tak nie skumasz - dokończył. Na ostatnią część popchnęłam go w ramię, na co się zaśmialiśmy. Ale szczerze? Byłam pod lekkim wrażeniem, bo ja nigdy w życiu nie poznałabym człowieka po marce samochodu...
- Ale to jest nie ważne. Nie chcę cię szantażować, bo jesteś do mnie podobna...
- Poprawka. Ty jesteś podobny do mnie - przerwałam mu na chwilę
- Niech ci będzie. Bo jestem do ciebie podobny i jesteś moją siostrą - dokończył na co się uśmiechnęłam. Tego bym się nigdy nie spodziewała. - Chce tylko żebyś mi pomogła.
- Okey, ale w czym? - zapytałam. Byłam zdziwiona, bo niby jak i w czym mam mu pomóc..
- Powiem, tylko nie krzycz i się nie przeraź, okey? - przytaknęłam. O co chodzi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz