środa, 3 lipca 2013

~ Rozdział 7

(jeśli jesteś na mobilnym wejdź w stronę "rozdziały" i włącz szóstkę. przepraszam za kłopot)

Chłopak zamknął drzwi wchodząc jak najciszej umiał w głąb pokoju robiąc dość sprawne kroki.
- Hej, gotowa? - Spytał szeptem będąc naprzeciwko mnie po czym ja spojrzałam na niego niepewna.
- Niby tak, ale jakim cudem uda nam się przeprowadzić samochód, który praktycznie jest cholernym złomem ? Nie jestem siłaczem, a że odpali to raczej nie liczmy - Powiedziałam z odrobiną wyrzutów w głosie, ale właśnie taka jest prawda. Jakim sposobem osiemnastolatka i jej młodszy brat dadzą radę zaprowadzić kompletnie niedziałający samochód...? To jest niemożliwe i bez sensu.
- Zobaczymy na razie chodźmy do garażu.- stwierdził zawracając z powrotem po czym wyszedł przymykając powolnie drzwi. Długo jeszcze słyszałam jego kroki gdy się  przemieszczał. Dziwnie jest tak słyszeć tylko czyjś tupot. Można poczuć się jak w jakimś horrorze, w którym zaraz wyskoczy facet z piłą i mnie potnie.
Westchnęłam cicho opuszczając gwałtownie swoje ciało na pościel. Trzymałam ręce bo bokach swojego ciała bezmyślnie patrząc na nieruchomy punkt szczerząc się głupio do sufitu.
- Młody nastolatek, który rozwala auto swojego ojca. Uszczypnijcie mnie, bo chyba śnie o jakiś chorych debilizmach. - tego typu słowa krążyły po mojej głowie, a w myślach śmiałam się z niewiary w to co się stało.
W jednym momencie poczułam pod sobą wibracje i zaczynające piosenkę pierwsze jej dźwięki. Z rozszerzonymi oczami odruchowo podniosłam się do pozycji siedzącej i szybko wzięłam do ręki komórkę. Żeby nikogo nie obudzić ekspresowo przejechałam palcem po wyświetlaczu odbierając i przykładając do ucha. Z tego wszystkiego nawet nie zobaczyłam kto dzwoni o tej porze. Domyślać się tylko mogę, że jakiś pijany idiota nie wie do kogo dzwoni...
- Słucham? - powiedziałam odgarniając włosy z twarzy do tyłu.
- Czemu jeszcze nie śpisz? - usłyszałam znajomy męski głos. To jakieś żarty? Po co on dzwoni? Nie może dać sobie spokój? Nie mamy sobie nic do mówienia.
- Bo mi się nie chce. - odpowiedziałam jak pięciolatka, która po wieczorynce nie ma zamiaru iść do łóżka, ale cóż... co będę się mu tłumaczyć? Nie jego sprawa.
- Jasne, a w ogóle dziękuję, że odebrałaś. -  wymamrotał sarkastycznie Justin na co tylko teatralnie przewróciłam oczami. Ktoś ma ochotę założyć się ze mną, że właśnie się uśmiechnął?
- Dobra, czego chcesz? - spytałam kiedy za chwilę drzwi cicho zaskrzypiały otwierając się.
- Po prostu chcę sprawdzić czy nie jesteś w swego rodzaju zła o to co zrobiłem. - Mówił Justin kiedy Josh zaczął intensywnie i w szybkim tempie się przybliżać z progu drzwi do mnie. Czemu on tak krąży od pokoju do pokoju ? Przecież niedawno tu był, a ja już praktycznie do niego szłam.
- Ej - zaczął brat lecz nie udało mu się skończyć.
- Zamknij się ! - powiedziałam machając ręką w jego kierunku aby się odsunął. Nie mam zamiaru pozwolić mu słyszeć cokolwiek. Nie to, że będziemy rozmawiać nie wiadomo o czym, ale sam fakt, że będziemy. Nie chcę żeby słyszał i koniec.
- Um... Wystarczy powiedzieć, że nie chcesz ze mną rozmawiać. - wyjąkał zakłopotany Jus. Z resztą w tej chwili sama nie wiem kto był gorzej. On czy ja.
- Nie, to nie do ciebie. - Nawet już odruchowo zaczęłam przecząco kręcić głową mówiąc.
- Roxi, proszę szybciej do cholery. Zaraz noc się skończy, a samochód stoi!
- Młody nie bluźnij i nie krzycz, bo się obudzą. - Ten chłopiec coś za dużo sobie pozwala w stosunki do używania niektórych słów i sposobu mówienia. Jeszcze ja go tego od uczę. Zobaczycie.
- Młody? Ja nie krzyczę. Jaki samochód? kto się obudzi? Kto klnie? Roxi? - wypytywał Justin zdziwiony całym tym zajęciem i moimi słowami. Gubił się tym wszystkim co mówiłam, ale z resztą ja już sama się gubię. Mówię do Josha, Justin reaguje. Mówię do Justina, Josh mi przerywa. No kurde!
- Przepraszam, nie mogę teraz. Mam mały kłopot. - Wypowiedziałam ostatnie zdanie łapiąc się za czoło i nie czekając na reakcje z drugiej strony rozłączyłam się. Ciężko oddychając walnęłam telefonem o łóżko następnie sama na nie opadłam.
- Idziesz? - Usłyszałam po chwili cienki głos brata
- Mhm. - Wyjąkałam zamykając na chwilę oczy. To była jedna z cięższych rozmów, a raczej za przeproszeniem pierdolniętych.
Pierwszy raz od niepamiętnych czasów wymykam się z domu na zewnątrz. No dobra, może ostatni raz zrobiłam to około tygodnia temu, ale pomińmy ten mały szczegół. Lecz po jak długim czasie wyszliśmy na podwórze to ja nawet nie wspomnę. Idąc ciągle natrafiliśmy na różne wazony, kwiatki, fotele, meble... Jak na złość wszystko stało tam gdzie akurat szliśmy! Kilka razy wleciałam na przeszkody lub walnęłam kostką o coś twardego, ale o co to ja nie wiem, bo za cholerę nic w nocy nie widać. Tak się uderzając przypominała mi się sytuacja w domu Mii i jak... Dobra, dość.
- Ej, młody - pisnęłam cofając wychodzącego brata z powrotem do wnętrza.
- No co ? - zdziwił się co pokazał w gestach wymachiwanych naokoło rąk i mimice twarzy. Zabójczy widok.
- Bez kurtki ani mi się rusz - zdjęłam z wieszaka letnią kurtkę chłopca i rzuciłam mu ją. Zwinnie złapał po czym ubrał na swoje ciało. Sama wzięłam swoją i założyłam ją. Cichutko jak tylko można wyszliśmy z domu zatrzaskując drzwi za sobą. 
- Uh... wyszliśmy - wyszeptał Josh opierając się o mur naszego domu. Noc jest ciemna, więc szczęście w nieszczęściu, że są latarnie uliczne. Ich światło wtedy kiedy próbuję usnąć jest przytłaczające, ale w tej chwili całkiem przydatne. Bo nawet nie chce pomyśleć na co mogę się natrafić prowadząc ten złom, że tak się określę.
- Tsa, masz klucze? - spytałam brata zakładając ręce na piersi i przenosząc ciężar ciała na jedną nogę. Chłopak włożył dłoń do kieszeni spodni po chwili wyciągając z niej komplet kluczy.
Odebrałam je od niego i udałam się w stronę garażu, a brat za mną. Patrząc pod światło otworzyłam drzwi, a następnie weszłam wewnątrz. Stanęłam na środku kompletnie nie wiedząc co zrobić, jak się zachować. Patrzyłam się na materiał przykrywający samochód kiedy za moment zdecydowałam go ściągnąć. Coś trzeba zrobić, a od tego zacznę. Przynajmniej tyle... Pociągnęłam i rzuciłam materiał gdzie w róg pomieszczenia odkrywając auto.
- Wow, dziewczyno co ty wyrabiałaś? - nagle poczułam czyjeś delikatne dłonie na swoich biodrach, a za chwilę głos Justina.
- Co ty tu robisz? - momentalnie odwróciłam się przodem do chłopaka patrząc na niego ze zdziwieniem. Jest środek nocy, a jemu zachciało się odwiedzin...?
- Przez telefon dziwnie brzmiałaś, a w dodatku powiedziałaś, że masz kłopot, więc przyjechałem. A że nie śpisz to raczej było wiadome. - uśmiechnął się wkładając ręce do kieszeni robiąc w tym samym momencie kilka kroków w moją stronę. Był tak blisko, że dzieliło nas dosłownie z pięć centymetrów.
- Aha i tak po prostu postanowiłeś sobie przyjechać do mnie w środku nocy ?
- Trochę się zmartwiłem, dlatego musiałem przyjechać. - na jego słowa momentalnie mój oddech przyspieszył, a serce biło coraz szybciej. Dlaczego, nie wiem. No dobra, może wiem. To przez niego, jego oczy, jego zapach, jego oddech, który czułam na swojej twarzy, jego miły uśmiech, jego czułe słowa ...
- Mogę ci pomóc, tylko powiedz jak - przeniósł swoje dłonie na moje policzki delikatnie masując i gładząc je. Było to tak cholernie przyjemne, że mogłabym zasnąć czy zgodzić się, ulec na cokolwiek od razu bez namysłu. Wiecie jakie to głupie uczucie ? Po jednym zwykłym dotknięciu stajesz się kompletnie wyłączona, zapominasz i powoli odpływasz w niewiadome.
- Bo... Joshowi zachciało się rozwalać samochód i... dokonał co chciał. - powiedziałam zdejmując jego dłonie.
- Nie mów mi, że twój brat tak rozpierdolił ten wóz. - skinął podchodząc do tego odkrytego przeze mnie złomu. To wyglądało okropnie, cholernie źle.
- Tak to on - podeszłam do chłopaka z założonymi na piersi rękami przyglądając się wraz z nim. W tej chwili po lewej stronie stanął mój brat. Miał skwaszoną minę. Chyba sam do końca nie mógł uwierzyć w to co nawyrabiał
- I co chcesz zrobić ? - spytał przenosząc swój wzrok na mnie Justin. Odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam go w jasnym blasku księżyca. Wyglądał wspaniale, jego oczy szkliły się, a idealnie wymodelowane włosy miały dziwny nieziemski blask...
- Co? - spytał patrząc na mnie i czekając na odpowiedź.
- Co? - powtórzyłam po nim to samo pytanie otrząsając się i przestając podziwiać jego idealną posturę. A o co on wcześniej pytał? Kurde ...
- Co chcesz teraz zrobić - zaśmiał się widząc moje rozkojarzenie. Może ja lepiej przestanę się na niego patrzeć, bo zaczynam świrować.
- W tym kłopot, że nie wiem. - wzdychnęłam bezradna. Byliśmy na miejscu, ale co z tego kiedy nie wiedzieliśmy co robić.
Justin spojrzał ostatni raz na samochód po czym bez żadnego słowa wyszedł na zewnątrz. Rozszerzyłam oczy maksymalnie nie wiedząc co mam myśleć. Najpierw przyjeżdża wilki bohater, a teraz wychodzi bez żadnej reakcji? No dziękuję kochany człowieku za uratowanie mi dupy. Nic nie zrobiłam, ale znając moich rodziców i tak wszystko będzie moja wina. Nie Josha, nie Luoisa, tylko moja. Sprawiedliwość w tym domu aż kipi. Czujecie ten sarkazm?
- Hmm... To jak dostarczymy to do warsztatu ? - spytał Josh dochodząc i opierając się na aucie. Jeśli w ogóle mogę tak to jeszcze nazwać.
- Nie dotykaj, bo jeszcze runie - skarciłam go. Ostatnie czego bym teraz chciała to żeby wszystko się rozwaliło i dodatkowo narobiło wielkiego huku. Rodzice bez dwóch zdań by to usłyszeli i przylecieli jak na miotłach.
- Okej, spokojnie. Nie ruszam - podniósł w geście obronnym ręce do góry wręcz uciekając w moją stronę. Stanął z powrotem obok mnie i się zamyślił patrząc w martwy punkt.
- Zajebiście - mruknęłam kiedy za chwilę poczułam na swojej tali czyjeś dłonie. Przekręciłam głowę w bok i ujrzałam uśmiechniętego Justina. Nawet nie wiecie jak bardzo ucieszyłam się na jego widok. Nie wiem czemu, może dlatego bo jednak nie zostanę sama z bratem z problemem...?
- Co taka dziwna mina? Przecież już mnie dzisiaj widziałaś - zaśmiał się wtulając mnie w swoje ciało co było całkiem przyjemne.
- Wyszedłeś bez słowa. Myślałam, że pojechałeś do domu. - powiedziałam zagłębiając się w jego czekoladowych oczach.
- Powiedziałem, że pomogę, więc słowa dotrzymam. - skwitował muskając delikatnie moje wargi co pomimo, że było przyjemne to jednocześnie dziwne.
- Nie przeszkadzam wam przypadkiem? - usłyszałam głos Josha, któremu ewidentnie zbierało się na wybuchnięcie śmiechem. Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy to żeby odwrócić się przodem do Justina, zawiesić ręce na jego karku i pocałować głębiej i namiętniej... ale w rzeczywistości po prostu odsunęłam się od chłopaka posyłając bratu zabójcze spojrzenie.
- Więc... Jak zamierzasz pomóc? - spytałam. Mi osobiście do głowy nic nie przychodzi.
- Macie łańcuch, linę czy coś takiego?
- Pewnie gdzieś jest, a po co ci to? - Czy on nie może po prostu powiedzieć tylko zadaje pytania...?
- Z tyłu mojego samochodu jest hak. Doczepimy łańcuchem do niego auto twojego ojca i zawieziemy do warsztatu. Powiemy żeby się streszczali i po sprawie. - Wytłumaczył jaki ma plan, który szczerze mówiąc był realny i mógł wypalić co mnie ucieszyło, bo lepiej mieć cokolwiek niż nic.
- Wszystko doczepione? - Spytał Justin, Josha, który właśnie jako ostatni wsiadł na tylne siedzenie w samochodzie.
- Wszystko gotowe - odparł szpinając pas. Chyba ostatnie zdarzenia dały mu do myślenia o ostrożności...
- Świetnie. Powiedz mi teraz, Josh jak ty w ogóle rozwaliłeś ten wóz? - zapytał Justin przekręcając kluczyk w statyjce. Odblokował samochód i ruszył na drogę. W międzyczasie jazdy często sprawdzał czy z tyłu wszystko okey i nic się nie odczepiło.
- Aj, długa historia. A wszystko przez Louisa. - Tłumaczył Josh ewidentnie wkurzony i ... Nie wiem, zawstydzony? Chyba tak, taki był.
- Zakład? - Dopytywał chłopak zerkając w lusterko.
- Raczej głupie udowodnienia  - Przeciągnął każde słowo po czym spuścił w dół głowę.
- Wiem coś na ten temat. Na  przyszłość nie daj się sprowokować. Nie warto. - Wyjaśnił po czym uśmiechnął się do mnie. Tak trochę dziwnie się poczułam. To niby miało coś znaczyć?
- Jesteśmy, poczekajcie na mnie. Zaraz będę. - Justin odpiął pas i wyszedł na zewnątrz. Skierował się do stojącego mężczyzny a będąc obok podał rękę na przywitanie.
Justin Pov.
- Dobra, weźmiemy się od razu do pracy. - powiedział Harry. Często przyjeżdżam w to miejsce kiedy w moim samochodzie natrafią się usterki, więc dość dobrze się znamy.
- Czyli mniej więcej kiedy będzie do odbioru? - Spytałem, bo doskonale wiem, że Roxi zależy żeby do rana wszystko funkcjonowało. Inaczej jej ojciec nieźle da popalić Joshowi, a kto wie czy ona się nie załapie.
- Jeśli bardzo ci zależy to nawet dziś około szóstej.
- Okej, świetnie. - Klasnąłem entuzjastycznie dłońmi po czym zacząłem odchodzić w stronę samochodu.
- Chociaż, muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie widziałem tak rozwalonego wozu. - zaśmiał się zapisując coś w swoim notesie.
- Szczerze to ja też nie - uśmiechnąłem się i ostatni raz spojrzałem w jego stronę. Włożyłem ręce do kieszeni i ruszyłem ponownie. Pomimo wczesnego lata nie było tak zimno. Zerknąłem podnosząc spuszczoną wcześniej głowę na Roxi. Siedziała bezbronna spoglądając w przednią szybę. Z profilu, z resztą z której by nie spojrzał strony, wyglądała słodko. Kosmyk włosów zaczesany za ucho, a oczy utkwiły w jednym miejscu. Nawet z mojej perspektywy widać było jak bawi się swoimi palcami czy skrawkiem materiału od bluzki.
Kiedy przekręciła głowę w bok i kiedy mnie zobaczyła uśmiechnęła się co odwzajemniłem. Miło popatrzeć gdy na jej pełnych ustach gości uśmiech.
Obszedłem na około samochód i wsiadłem do środka. Przekręciłem kluczyk i od razu ruszyłem.
Roxi Pov
- Wejdziesz? - Spytałam odpinając pas. Może to głupie pytanie o tej porze dnia, ale Justin wspomniał, że nawet jeszcze dziś samochód będzie do odbioru.
- Nie wiem, mogę? - uśmiechnął się trochę zdziwiony moją propozycją. Sama nie wiem co mnie naszło.
Roxi, nie lubicie się. Uspokuj się.
- Skoro proponuje to tak - odpowiedziałam.
Roxi do cholery, co ty wyrabiasz?!
- Więc, czemu nie. - Uśmiechnął się ostatni raz i wyłączył silnik. Również odpiął pas i już razem wysiedliśmy. Bezszelestnie przedostaliśmy się do środka domu. Josh wszedł pierwszy nie czekając na nas. Pewnie jest u siebie i zasypia niczym nie przejęty. Ja i Justin na palcach weszliśmy do mojego pokoju. Przymknęłam drzwi po czym odwróciłam się. Zobaczyłam leżącego na moim łóżku Justina, który najwyraźniej czuł się jak u siebie.
- Wygodnie ci ? - Zaśmiałam się podchodząc blisko a następnie siadając obok niego.
- Hm... Mogłoby być lepiej - powodział położył się bokiem, a za chwilę złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie przez co położyłam się obok jego ciała. - Teraz idealnie - dodał mocno ściskając oraz bardziej dosuwając bliżej.
- Wariat - Zachichotałam próbując "odplątać" jego palce by wydostać się z jego objęcia. Jednak wszystko na marne, bo był silniejszy. Dałam z tym spokój, a on bardziej wtulił mnie w niego. Możecie sobie tylko wyobrażać jak w objęciach Justina jest przyjemnie. W jednej chwili nie przejmujesz się tym co ma być, czujesz się cholernie bezpieczna, masz uczucie że jest ktoś kto zawsze będzie przy tobie i nie pozwoli żeby stała ci się krzywda... Boskie uczucie.
- Roxi? - Wyszeptał spokojnym łagodzącym głosem Justin.
- Hmm? - Wyjąkałam czując powoli jak sen i zmęczenie bierze górę.
- Przepraszam - powiedział słodko. Otworzyłam wcześniej zamknięte oczy i odwróciłam się powoli przodem do niego nie zwiększajac minimalnej odległości między nami. Jest mi dobrze tak jak jest i nic nie będziemy zmieniać
- Za co? - Spytałam zdziwiona patrząc mu głęboko w oczy. W ciemnościach dużo nie widać, ale jego oczy aż błyszczały od promieni księżyca.
- Za wszystko. Jesteś wspaniałą dziewczyną i nie chcę się dużej z tobą kłócić. Zgoda? - Na jego słowa poczułam miłe ciepło przeszywające mnie od środka. Nigdy wcześniej nie słyszałam tak miłych słów z jego strony.
- Jasne. I ja też przepraszam. - Uśmiechnęłam się. Wspaniale, że to już koniec ciągłych kłótni. Ale... Mogę mu zaufać? To nie jest żadne kłamstwo żeby potem śmiać się ze mnie?
Justin pogładził delikatnie dłonią mój policzek za chwilę złączył nasze usta. Namiętnie muskał swoimi ciepłymi wargami moje usta przez co doznałam przyjemnych dreszczy i "motylków" w brzuchu. Drgnęłam ciałem i z lekką głosem kiedy przeniósł rękę na moje biodro. Swoją reakcją rozśmieszyłam chłopaka, bo cicho zachichotał lecz po chwili szybkim ruchem zmienił pozycję leżąc teraz na mnie. Był trochę ciężki, nie zaprzeczę, ale cholernie zaczęłam lubić jego bliskość i wcale mi to nie przeszkadzało. Przejechał językiem po wardze przerywając tym na moment pocałunek. Poznałam już wcześniej ten jego ruch, więc posłusznie tak jak chciał uchyliłam usta. Wsunął język i już od razu zaczęła się walka naszych języków o dominację. Gładził i "bojował" w mojej buzi przez co jęknęłam. Momentalnie zaplątałam nogi wokół jego bioder. Możliwe że się zapędziłam, ale to samo wyszło. Już nad tym nie panowałam... A Justin nie pomagał zahamować. Wcale. Nawet wszystko jeszcze bardziej napędzał przenosząc swoje pocałunki na szyję. Ssał, całował i lekko przygryzał na zmianę miejsca na niej doprowadzając mnie tym samym do coraz głośniejszych jęków. Odchyliłam głowę w bok dając mu większe pole do popisu sama łapiąc go za włosy i lekko pociągając. Wykorzystał to i pieścił coraz to większy obszar. Kiedy już "odkleił" się ode mnie czułam jak na mojej szyi pojawiła się "malinka". Jednak na tym nie kończył. Przeniósł się niżej na dekold. Robił dokładnie to samo. Całował, ssał... Jeśli wtedy dość głośno jęczałam to nie wiem jak nazwać to co działo się teraz. Włożył swoją dłoń pod cienki materiał bluzki zaczynając masować mój brzuch, a sam z pocałunkami schodził coraz niżej kiedy... Po prostu wyprostował się pochylając nade mną. Sojrzał, ostatni raz składając krótki pocałunek na ustach i położył się obok mnie.
- Dobranoc - wyszeptał, mocno wtulając moje ciało w swoje. Przytuliłam się uśmiechając pod nosem i przymknęłam oczy.

3 komentarze:

  1. jaka słodka końcówka <3

    OdpowiedzUsuń
  2. nie rozumiem kurcze czemu tak mało osób komentuje twoje rozdziały, ta historia jest zajebista. nie rozumiem. rozdziały które piszesz są wspaniałe, nie widzę tutaj żadnych błędów, super się czyta :) napewno dużo osób czyta tego bloga :0 myśle że nawet nie zła by z tego była książka. musisz zachęcać czytelników do komentowania rozdziałów bo wiem że to miłe uczucie kiedy czyta się pozytywne komentarze. czytelnicy nie komentują, są leniami , a ty musisz pisać rozdział dla tych leniuchów . to nie fair :\to opowiadanie jest bardzo ciekawe, i intrygujące. co najważniejsze po każdej końcówce chcę więcej . kocham cię życze weny kochana,
    @WiktoriaHofman (Twitter )

    OdpowiedzUsuń