Justin wyciągając walizkę, położył ją na ścieżce na wprost od drzwi wejściowych, po czym zatrzasnął mocno bagażnik i oparł się o niego z założonymi rękami. Jego spojrzenie niezwłocznie powędrowało na mnie, a za koleją przekręcił lekko głowę w prawą stronę, przygryzając dolną wargę. Zaśmiałam się, spuszczając chwilowo głowę, a następnie powiedziałam
- Co się tak patrzysz? Zaraz dziurę we mnie wywiercisz..
- Chodź do mnie - rozłożył ręce i nie musiał nic więcej mówić, prosić.
Podeszłam, mocno się w niego wtulając. Pokładając głowę na jego torsie, czułam jego zniewalające perfumy, które przepełniały moje nozdrza. Przymknęłam swoje powieki.
W jego ramionach czułam się tak... bezpiecznie.
Zabawne, prawda? Zabawne jak wszystko tak szybko może się obrócić o sto osiemdziesiąt stopni. Tak drastycznie się zmienić.
A najlepsze jest to, że nawet do końca nie wiem kiedy to się stało.
Żyjąc z dnia na dzień najwidoczniej nie dostrzegamy ważnych lecz mało widocznych zmian, zbliżeń, sygnałów.
Człowiek którego szczerze nienawidziłam. Irytował mnie każdy jego ruch, gest, każde wypowiedziane słowo. Cokolwiek bym nie powiedziała czy zrobiła; zawsze dochodziło to banalnych, nie potrzebnych sprzeczek. Wyzwiska, komplikacje, kaprysy - były zwyczajnie codziennością.
A teraz? Teraz stoję wtulona w jego ciało, uśmiechnięta i po prostu szczęśliwa.
Odsunęłam się lekko, spoglądając w miodowe oczy chłopaka. Miałam lekko skwaszony i i posmutniały wyraz twarzy z dwóch powodów:
a) nie jestem już na Florydzie tylko w Phoenix
b) nie mogę zostać tu (z Justinem), bo muszę iść tam (do domu).
- Do zobaczenia jutro? - podniósł delikatnie prawy kącik, mówiąc lekko zachrypniętym głosem.
Pokiwałam jedynie głową, wysuwając dolną wargę i oparłam nasze czoła.
Zaśmiał się cicho, cmokając czule moje usta - Jeśli Josh z tęsknoty za tobą cię nie udusi, spędzimy jutro cały dzień tylko we dwoje
- Brzmi kusząco - oblizałam wargi, mrucząc - o ile to ja pierwsza nie uduszę Josha - zachichotałam cicho, przykładając dłoń do twarzy
- Wtedy z pewnością będziemy musieli spierdolić - Zmrużył oczy, kiwając głową, jednak za chwilę znów wydobył ledwo słyszalny śmiech.
- Wypadałoby już iść - zerknęłam kątem oka na mój dom - Dobranoc, Justin - delikatnie pocałowałam go w policzek, następnie odsunęłam się i złapałam za walizkę, kierując w stronę budynku.
- Dobranoc, husky - uśmiechnął się zadziornie, krzyżując ręce.
Odwróciłam się na pięcie, spoglądając na niego - mówiłam kiedykolwiek, że cię nienawidzę?
- Tak, coś wspominałaś
- To dobrze - wytknęłam mu język, jednocześnie nie mogąc powstrzymać uśmiechu i zaczęłam iść dalej.
- Ja ciebie też kocham, kochanie moje piękne! - usłyszałam jego dość głośnie zdanie, a następnie w uszach zabrzmiał mi dźwięk otwieranych drzwi samochodowych.
Pokręciłam głową, podnosząc rękę i machając mu na pożegnanie.
- Palant... - mruknęłam, śmiejąc się i otworzyłam drzwi wejściowe. Mama przekazała mi telefonicznie, że będzie w pracy na dyżurze nocnym, brat nocuje u kolegi, a w domu jest tylko tata.
O ile w ogóle jest.
Przechodząc przez próg, pierwszą rzeczą rzucającą się w oczy jest zegarek, który wskazywał dwudziestą pierwszą trzydzieści pięć. Dotrzeć miałam na wpół do jedenastej, więc byłam przed czasem o godzinkę. Oparłam się o ścianę, zsuwając po niej w dół, będąc kompletnie wykończona. Przymknęłam oczy, chcąc na chwilę posłuchać ciszy, po czym wejść do swojego ukochanego pokoju i położyć się w mięciutkim łóżeczku.
Jednak zamiast zbawiennej ciszy usłyszałam...jęki. Przeplatające się męskie i kobiece odgłosy rozkoszy przepełniały cały dom. Uchyliłam lekko usta, mrużąc oczy. Stanęłam na nogach, zaczynając powolnymi, niepewnymi krokami iść w stronę jadalni, z której dochodziły odgłosy. Przełknęłam głośno ślinę wchodząc do środka. Spojrzałam na stół, przy którym zwykliśmy jadać i łzy mimowolnie napłynęły mi do oczu. Stałam jak wryta, przykładając dłoń do ust aby uspokoić szloch wydobywający się ze mnie. Jednak na marne. Po polikach spłynęły krople rozpaczy przepełnione żalem i wściekłością. Ja nie umiałam ich powstrzymać. I chyba nawet nie chciałam.
- Ta...tato...? - wydusiłam z siebie z trudem jedno słowo.
Ojciec śmiało i żwawo posuwający na naszym stole rodzinnym swoją asystentkę, o ile się nie mylę Jade, zaprzestał na chwilę, spoglądając na mnie. Spojrzałam w jego oczy, które w jednej chwili zmieniły się z zapełnionych pożądaniem na posmutniałe i zdziwione.
Jade zmieszana sytuacją, odruchowo chwyciła za zwiniętą w kłębek koszulkę i zaczęła okrywać nią swoje piersi.
Ostatni raz spojrzałam na tatę, a na mojej twarzy malowało się obrzydzenie do jego osoby. Pokręciłam głową i nie wahając się jak najszybciej wybiegłam z domu.
Długo słyszałam wołania ojca, jednak zignorowałam je. Nie zatrzymałam się ani na moment. Zalewając twarz słonymi łzami, biegłam przed siebie chcąc jak najszybciej zapukać do drzwi Justina. Mieszkał tylko przecznicę dalej, więc nie było daleko.
Cała ta sytuacja nie mieści mi się w głowie. Ojca o wiele mogłabym posądzać, ale nie sądziłam, że może się posunąć do stopnia zdrady.
A moje pytanie brzmi: dlaczego?
Przecież pomimo wszystko wydaje mi się, że rodzicom dobrze się wiodło. Byli szczęśliwi będąc małżeństwem. Rzadko co się kłócili, a swoje amorki pokazywali nawet, nie oszukujmy się, przy nas. Przy mnie i Joshu.
Nie zaprzeczam, że było to dla nas w pewnym stopniu obrzydliwe, ale szczegół.
Najgorszy dla mnie nie był tylko fakt sytuacji, która zaistniała, ale również to, że właśnie ja się o tym dowiedziałam.
Nie tylko dowiedziałam, zobaczyłam na własne oczy.
I co ja mam zrobić? Powiedzieć mamie? Byłaby w stanie mi uwierzyć? Złamię jej w ten sposób serce na miliony kawałeczków. A jest to ostatnia rzecz jaką chcę zrobić..
Próbując uspokoić organizm, dobiegłam do drzwi i zadzwoniłam. Nie musiałam długo czekać. Po kilku sekundach w progu ujrzałam ubranego w same bokserki Justina.
- Boże, Roxi co się stało? - spojrzałam na mnie swoimi karmelowymi oczami, w których na chwilę obecną malowała się troska.
- Mogę wejść..? - wydusiłam z siebie, pocierając swoje prawe ramię.
Chłopak przesunął się, szepcąc ciche "jasne". Zaprowadził mnie do swojego pokoju po czym przyniósł dwa bubki gorącej czekolady i oplatając mnie ręką, usiadł obok.
Nie da się ukryć, był zmieszany i przerażony.
- Twoich rodziców nie ma? - powiedziałam cicho, wlepiając wzrok w środek kubka.
- Nie, często wyjeżdżają w delegacje - powiedział, na co tylko przytaknęłam głową.
- Roxi - zaczął, odkładając czekoladę na szafkę i przybliżając się jeszcze bardziej - co się stało?
Długo zwlekałam z odpowiedzią, przez co w pokoju zapadła cisza przerywana tylko stłumionym przez zamknięte okno szczekaniem psa. Nie chciałam nic mówić. Ciężko przychodziło mi wypowiedzenie się o tym. Ale jednak trzeba. Przychodzę w nocy do faceta, uryczana gorzej niż po krojeniu cebuli i nawet nic się nie odzywam.
Przecież to idiotyczne i nie fair.
- Widziałam jak mój tata pieprzy swoją asystentkę na stole w jadalni - pociągnęłam nosem, podnosząc odrobinę głowę.
Jako reakcję ze strony Justina nie otrzymałam żadnego słowa. Wydobył z siebie ciche westchnięcie po czym mocno objął mnie swoimi ramionami od tyłu i pocałował w czubek głowy. Przez co nie wytrzymałam. Pękłam, wylewając z siebie litry słonych łez.
Długo siedzieliśmy w jednej tej samej pozycji w milczeniu, dopóki chłopak nie zaproponował żebym została na noc, za co szczerze mu dziękowałam. Nie wyobrażałam sobie wrócić do domu i być może znów stać się świadkiem rozkosznych zabaw mego taty.
Rozebrałam się do bielizny, po czym ułożyłam wygodnie w objęciach Justina. Gładził moje ramię, przez co poczułam jak bardzo byłam zmęczona. Przymknęłam zmęczone powieki, rozluźniając ciało, a już po chwili zanurzając się w głęboki sen.
sobota, 9 sierpnia 2014
wtorek, 22 lipca 2014
~ Rozdział 24
Złapałam za dłoń Justina i ostrożnie stąpnęłam na ziemię, wychodząc z łódki. Spojrzałam w oczy chłopaka, śmiejąc się pod nosem i trzymając mocno pandę za szyję.
- Co tam? - zachichotałam, zaczynając iść do przodu, a przy okazji ciągnęłam go lekko za mną.
- Jutro wyjeżdżamy - dogonił mnie, owijając ręką moje ramiona.
- Wiem.. - westchnęłam, opierając głowę o jego tors.
Ścisnęłam mocniej pluszowego zwierzaka w ręce, wydymając dolną wargę w celach protestacyjnych. Nie chciałam wyjeżdżać, zdecydowanie nie. Było mi tam bardzo dobrze.
Był już wieczór, a raczej śmiało można powiedzieć, że noc, a my nadal byliśmy na plaży. Morze przy pełni księżyca wydawało się być najpiękniejszym widokiem jaki może być.
- Idziesz się kąpać? - spytał Justin, podnosząc się z piasku. Podszedł do mnie i pochylił się aby móc spojrzeć mi w oczy.
- Żartujesz? Jest późno, a woda pewnie lodowata - odmówiłam, jednocześnie skarciłam go wzrokiem za idiotyczny pomysł.
- Czemu nie? Wątpię żeby w tym rejonie było zimno, a w dodatku latem. - powiedział, podnosząc się po czym zaczął ściągać swoją koszulkę.
- Możliwe, ale nie mam stroju. - powiedziałam, śledząc jego poczynania i odruchowo gryząc wargę.
- Ja też nie - stwierdził, zabierając się za rozpinanie spodni i następnie zdejmowanie bokserek, a kiedy się ich pozbył moim oczom ukazał się nie mały kolega Justina. Dosłownie moim oczom. Ja siedziałam, on stał naprzeciw mnie. Miałam głowę skierowaną wprost na jego krocze...
Lekko uchyliłam usta, rozszerzając swoje gałki i patrząc się jakby ktoś mnie hipnotyzował.
Chłopak zaśmiał się, widząc moją reakcję, a ja momentalnie oblałam się rumieńcem. Szybko przeniosłam wzrok do góry. Spojrzał na mnie ostatni raz, uśmiechając się i puszczając oczko, po czym pobiegł w stronę morza. Bez żadnego zawahania wskoczył do wody, cały się zanurzając.
Idiota, skończony wariat.
Pokręciłam głową, obserwując jak wyłania się i kręci głową żeby pozbyć się mokrych włosów z czoła. Oblizałam usta, zerkając na chwilę w dół, a kiedy znów podniosłam wzrok, jego już nie było widać.
Nie chciałam zostawać tu sama dlatego zdjęłam ubrania i poszłam za nim. Wchodząc do wody poczułam przepływ dreszczy spowodowanych przez zimno. Mimo to przeszłam ostrożnie, wyczuwając stopą każdą szczelinę i kamyczek na dnie, do pasa. Objęłam się ramionami, masując gęsią skórkę na moim ciele.
- Ale jesteś śliczna - szepnął nieoczekiwanie do ucha Justin i zaplątał swymi rękoma moją talię, czym przyprawił mnie o dreszcze. Nachylił się bardziej w bok żeby sunąć nosem po mojej szyi, a ja chcąc poddać się jego dotykowi odchyliłam głowę do tyłu. Muskał swoimi pulchnymi ustami moją zimną, nagą skórę aż w końcu łapiąc mnie za biodra, odwrócił przodem do siebie.
Drgnęłam, przylegając ciałem do jego. Podniosłam obie ręce i uwiesiłam je na karku chłopaka, a pod wpływem impulsu nachalnie wpiłam się w jego dolną wargę.
W duchu wiedziałam, że to co robię jest nie zbyt w porządku. Plaża jest miejscem publicznym, a kochać się na niej to tak jak gdyby ktoś idąc przez centrum handlowe nagle ukucnął i zrobił siku.
Chociaż z drugiej strony; przecież my nie jesteśmy na plaży tylko w morzu...
Justin zjechał dłonią z mojego brzucha niżej i zaczął masować punkt, który zdecydowaniem był słaby. Tak zwany mój punkt G.
Nie wiem skąd, ale wiedział co zrobić żeby nogi pode mną zaczęły się mimowolnie uginać.
Jęknęłam mu w usta, szczypiąc go w skórę na kręgach szyjnych, po czym mocno się podpierając, podskoczyłam i owinęłam Justina nogami w pasie, a ten przytrzymał mnie za biodra. Zadanie nie należało jednak do najłatwiejszych ze względu na położenie, w którym się znajdowaliśmy.
Chłopak spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się chytrze:
- Nie boisz się, że ktoś nas zobaczy?
Rozejrzałam się przelotnie:
- Raczej nikogo tutaj nie, a jeśli tak to tylko emeryci, którzy obchodzą swoje szafirowe gody.
Nachyliłam się, nie pozwalając mu na wypowiedzenie reszty słów i wpiłam się w jego usta, a on pogłębił pocałunek. Podniosłam lekko biodra w górę i opuściłam je na jego penisie.
Leżeliśmy na piachu już prawie susi, ale jednocześnie nadal nadzy. Patrzyłam na nierozgwieżdżone niebo i księżyc, który był prawie w pełni.
Pokładałam głowę na ramieniu Justina, a ten mierzwił moje włosy dłonią.
- Powinniśmy się zbierać - odchrząknął, lekko poprawiając swoje położenie
- Chyba tak - przekręciłam się na bok, wygodnie kładąc się na torsie chłopaka, a dłonią gładziłam jego ciało - kocham cię - szepnęłam niepewnie, przygryzając dolną wargę
- Ja ciebie też - pocałował mnie w czubek głowy, na co reakcją z mojej strony był mimowolny uśmiech.
- A teraz wstawaj - klepnęłam go w brzuch, następnie wstałam żeby się ubrać.
Justin jedynie jęknął zniechęcony i podniósł się żeby usiąść.
Wchodząc do domu, pierwsze na co zwróciłam uwagę była zaścielana kanapa, a na niej leżący w samych bokserkach Kevin, czytający magazyn sportowy. Obok niego na fotelu siedziała piłująca swoje długie czerwone paznokcie Katy.
- Można wiedzieć co wy robicie? - podeszłam bliżej, przerzucając po kolei na nich wzrok.
- No więc tak: on leża, a ja siedzę - posłała mi głupi uśmiech, zaszczycając pojedynczym spojrzeniem, po czym znów zainteresowanie padło na jej paznokcie.
- Yy, okeej..? - skrzywiłam się, siadając na brzegu drugiego fotela.
- Stary co jest? - Justin usiadł rozkrokiem na kanapie, kierując wzrok na przyjaciela.
Kevin gwałtownie opuścił gazetę, spoglądając na chłopaka - Jedna mądra pani x wpadła na genialny pomysł aby dać wam w tą ostatnią noc trochę prywatności, co wiąże się z tym, że pani x kazała mi, wyprowadzić się z pokoju, żebyś ty mógł swobodnie i bez skrępowania szaleć nocą z panną Roxanną. - spojrzał z przymrużonymi oczami na Katy, na co ta tylko wytknęła mu język i oboje powrócili do wcześniejszych czynności.
- I ty tak po prostu się zgodziłeś? - zaśmiał się Justin.
- Pani x mnie szantażowała... - mruknął cicho
- Dobrze, więc dziękujemy - zachichotałam i wstałam, kierując się na piętro. Weszłam do pokoju Justina i wygodnie rozsiadłam się na jego łóżku, krzyżując nogi.
Chwilkę potem wszedł chłopak, który usiadł obok
- Czyli dzięki wspaniałomyślnej pani x mamy cały pokój tylko dla siebie - uśmiechnął się, przybliżając swoją twarz do mojego ucha.
- Ale najpierw - odsunęłam go lekko od siebie, wstając - Musimy się umyć - złapałam za jego rękę i pociągnęłam do siebie
- Mogę z tobą? - oblizał wargi, podnosząc ciężar swojego ciała
- A niby po co cię ze sobą ciągnę? - zaśmiałam się, po chwili wychodząc z pokoju.
- Co tam? - zachichotałam, zaczynając iść do przodu, a przy okazji ciągnęłam go lekko za mną.
- Jutro wyjeżdżamy - dogonił mnie, owijając ręką moje ramiona.
- Wiem.. - westchnęłam, opierając głowę o jego tors.
Ścisnęłam mocniej pluszowego zwierzaka w ręce, wydymając dolną wargę w celach protestacyjnych. Nie chciałam wyjeżdżać, zdecydowanie nie. Było mi tam bardzo dobrze.
Był już wieczór, a raczej śmiało można powiedzieć, że noc, a my nadal byliśmy na plaży. Morze przy pełni księżyca wydawało się być najpiękniejszym widokiem jaki może być.
- Idziesz się kąpać? - spytał Justin, podnosząc się z piasku. Podszedł do mnie i pochylił się aby móc spojrzeć mi w oczy.
- Żartujesz? Jest późno, a woda pewnie lodowata - odmówiłam, jednocześnie skarciłam go wzrokiem za idiotyczny pomysł.
- Czemu nie? Wątpię żeby w tym rejonie było zimno, a w dodatku latem. - powiedział, podnosząc się po czym zaczął ściągać swoją koszulkę.
- Możliwe, ale nie mam stroju. - powiedziałam, śledząc jego poczynania i odruchowo gryząc wargę.
- Ja też nie - stwierdził, zabierając się za rozpinanie spodni i następnie zdejmowanie bokserek, a kiedy się ich pozbył moim oczom ukazał się nie mały kolega Justina. Dosłownie moim oczom. Ja siedziałam, on stał naprzeciw mnie. Miałam głowę skierowaną wprost na jego krocze...
Lekko uchyliłam usta, rozszerzając swoje gałki i patrząc się jakby ktoś mnie hipnotyzował.
Chłopak zaśmiał się, widząc moją reakcję, a ja momentalnie oblałam się rumieńcem. Szybko przeniosłam wzrok do góry. Spojrzał na mnie ostatni raz, uśmiechając się i puszczając oczko, po czym pobiegł w stronę morza. Bez żadnego zawahania wskoczył do wody, cały się zanurzając.
Idiota, skończony wariat.
Pokręciłam głową, obserwując jak wyłania się i kręci głową żeby pozbyć się mokrych włosów z czoła. Oblizałam usta, zerkając na chwilę w dół, a kiedy znów podniosłam wzrok, jego już nie było widać.
Nie chciałam zostawać tu sama dlatego zdjęłam ubrania i poszłam za nim. Wchodząc do wody poczułam przepływ dreszczy spowodowanych przez zimno. Mimo to przeszłam ostrożnie, wyczuwając stopą każdą szczelinę i kamyczek na dnie, do pasa. Objęłam się ramionami, masując gęsią skórkę na moim ciele.
- Ale jesteś śliczna - szepnął nieoczekiwanie do ucha Justin i zaplątał swymi rękoma moją talię, czym przyprawił mnie o dreszcze. Nachylił się bardziej w bok żeby sunąć nosem po mojej szyi, a ja chcąc poddać się jego dotykowi odchyliłam głowę do tyłu. Muskał swoimi pulchnymi ustami moją zimną, nagą skórę aż w końcu łapiąc mnie za biodra, odwrócił przodem do siebie.
Drgnęłam, przylegając ciałem do jego. Podniosłam obie ręce i uwiesiłam je na karku chłopaka, a pod wpływem impulsu nachalnie wpiłam się w jego dolną wargę.
W duchu wiedziałam, że to co robię jest nie zbyt w porządku. Plaża jest miejscem publicznym, a kochać się na niej to tak jak gdyby ktoś idąc przez centrum handlowe nagle ukucnął i zrobił siku.
Chociaż z drugiej strony; przecież my nie jesteśmy na plaży tylko w morzu...
Justin zjechał dłonią z mojego brzucha niżej i zaczął masować punkt, który zdecydowaniem był słaby. Tak zwany mój punkt G.
Nie wiem skąd, ale wiedział co zrobić żeby nogi pode mną zaczęły się mimowolnie uginać.
Jęknęłam mu w usta, szczypiąc go w skórę na kręgach szyjnych, po czym mocno się podpierając, podskoczyłam i owinęłam Justina nogami w pasie, a ten przytrzymał mnie za biodra. Zadanie nie należało jednak do najłatwiejszych ze względu na położenie, w którym się znajdowaliśmy.
Chłopak spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się chytrze:
- Nie boisz się, że ktoś nas zobaczy?
Rozejrzałam się przelotnie:
- Raczej nikogo tutaj nie, a jeśli tak to tylko emeryci, którzy obchodzą swoje szafirowe gody.
Nachyliłam się, nie pozwalając mu na wypowiedzenie reszty słów i wpiłam się w jego usta, a on pogłębił pocałunek. Podniosłam lekko biodra w górę i opuściłam je na jego penisie.
Leżeliśmy na piachu już prawie susi, ale jednocześnie nadal nadzy. Patrzyłam na nierozgwieżdżone niebo i księżyc, który był prawie w pełni.
Pokładałam głowę na ramieniu Justina, a ten mierzwił moje włosy dłonią.
- Powinniśmy się zbierać - odchrząknął, lekko poprawiając swoje położenie
- Chyba tak - przekręciłam się na bok, wygodnie kładąc się na torsie chłopaka, a dłonią gładziłam jego ciało - kocham cię - szepnęłam niepewnie, przygryzając dolną wargę
- Ja ciebie też - pocałował mnie w czubek głowy, na co reakcją z mojej strony był mimowolny uśmiech.
- A teraz wstawaj - klepnęłam go w brzuch, następnie wstałam żeby się ubrać.
Justin jedynie jęknął zniechęcony i podniósł się żeby usiąść.
Wchodząc do domu, pierwsze na co zwróciłam uwagę była zaścielana kanapa, a na niej leżący w samych bokserkach Kevin, czytający magazyn sportowy. Obok niego na fotelu siedziała piłująca swoje długie czerwone paznokcie Katy.
- Można wiedzieć co wy robicie? - podeszłam bliżej, przerzucając po kolei na nich wzrok.
- No więc tak: on leża, a ja siedzę - posłała mi głupi uśmiech, zaszczycając pojedynczym spojrzeniem, po czym znów zainteresowanie padło na jej paznokcie.
- Yy, okeej..? - skrzywiłam się, siadając na brzegu drugiego fotela.
- Stary co jest? - Justin usiadł rozkrokiem na kanapie, kierując wzrok na przyjaciela.
Kevin gwałtownie opuścił gazetę, spoglądając na chłopaka - Jedna mądra pani x wpadła na genialny pomysł aby dać wam w tą ostatnią noc trochę prywatności, co wiąże się z tym, że pani x kazała mi, wyprowadzić się z pokoju, żebyś ty mógł swobodnie i bez skrępowania szaleć nocą z panną Roxanną. - spojrzał z przymrużonymi oczami na Katy, na co ta tylko wytknęła mu język i oboje powrócili do wcześniejszych czynności.
- I ty tak po prostu się zgodziłeś? - zaśmiał się Justin.
- Pani x mnie szantażowała... - mruknął cicho
- Dobrze, więc dziękujemy - zachichotałam i wstałam, kierując się na piętro. Weszłam do pokoju Justina i wygodnie rozsiadłam się na jego łóżku, krzyżując nogi.
Chwilkę potem wszedł chłopak, który usiadł obok
- Czyli dzięki wspaniałomyślnej pani x mamy cały pokój tylko dla siebie - uśmiechnął się, przybliżając swoją twarz do mojego ucha.
- Ale najpierw - odsunęłam go lekko od siebie, wstając - Musimy się umyć - złapałam za jego rękę i pociągnęłam do siebie
- Mogę z tobą? - oblizał wargi, podnosząc ciężar swojego ciała
- A niby po co cię ze sobą ciągnę? - zaśmiałam się, po chwili wychodząc z pokoju.
wtorek, 24 czerwca 2014
~ Rozdział 23
Przez duże okno znajdujące się naprzeciwko mnie wpadły jasne, poranne promienie słoneczne, niefortunnie przerywając mój sen. Jęknęłam leniwie otwierając oczy i powoli podniosłam się do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się po o dziwo swoim pokoju, w którym nikogo nie było. Tylko ja. Zmrużyłam oczy ze zdziwienia i powoli wstałam, kierując się do łazienki. Zdejmując z siebie bieliznę, otworzyłam drzwi kabiny prysznicowej i weszłam do jej wnętrza. Odkręciłam kurek z zimną wodą, która od razu mnie orzeźwiła. Malutkie kropelki wody swobodnie spływały po moim ciele, dając małą rozkosz.
Złapałam się za jedno ramię, przymykając oczy. "Ujrzałam" Justina gładzącego moje ciało w całym zasięgu jego ręki. Był jak ciekawski czterolatek, który wszystko musi dotknąć, zobaczyć, poczuć. Składał mokre pocałunki po długości mojej szyi aż w końcu łapczywie wessał się swoimi ustami w moje. Przez cienki materiał majtek czułam jego nabrzmiałego członka, który przez rytmiczne ruchy bioder nachalnie się o mnie ocierał. Z moich ust wydobywały się coraz to głośniejsze jęki, których powstrzymanie było dla mnie jak wspinaczka na McKinley.
Roxi - szepty krążyły po mojej głowie - Roxi...
- Roxi, jesteś? - usłyszałam już wyraźny głośny dźwięk przez którego impulsywnie szeroko otworzyłam oczy.
- Pod prysznicem - krzyknęłam, biorąc do ręki żel i nalewając na dłoń kilka jego dużych kropel. Sprawnie zaczęłam wcierać go w swoje ciało, a po skończeniu opukałam się wodą. Otworzyłam drzwi kabiny przez co chłód masowo uderzył na moją wilgotną skórę. Szybko do ręki wzięłam ręcznik znajdujący się na wieszaku i przetarłam się nim, następnie owinęłam go tak aby akurat zakrywał piersi i biodra. Stając przed lustrem, przeczesałam szczotką włosy, umyłam zęby i wyszłam z łazienki.
- O wstałaś - spojrzenie Katy przeniosła na mnie i posłała miły uśmiech - wyspałaś się?
- Można tak powiedzieć - odwzajemniłam gest, podchodząc do szafki i wyciągając z niej nowe ubrania na dzisiaj.
- Okej, jak już się ogarniesz to zejdź na dół na śniadanie - jeszcze raz podniosła kąciki i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi
Ubrałam bieliznę po czym wyciągnęłam kremową letnią sukienkę, którą wciągnęłam na siebie. Spryskałam się ulubionymi perfumami i przełożyłam do tyłu wszystkie kosmyki włosów, zostawiając tylko jeden po prawej stronie. Lekko wygładziłam ręką strój i wyszłam z pokoju, kierując się na parter. W salonie siedzieli chłopcy, którzy oglądali jakiś film w telewizji, a Amy z Katy przenosiły jedzenie na śniadanie z kuchni do jadalni.
- Cześć - mruknęłam, kierując się od razu do dziewczyn.
- Hejo - zaśmiałam się Amy, przerzucając na chwilę wzrok z ogórka, którego kroiła na mnie.
- Możesz jeszcze to zanieść? - spytała Katy, podając mi do ręku kromki chleba.
- Jasne - wzięłam talerzyk, przechodząc do jadalni. Jednak żeby położyć coś na tym zastawionym stole trzeba było lekko pochylić. Mówiąc lekko mam na myśli skłon o prawie dziewięćdziesiąt stopni. Zginając się, poczułam niespodziewanie uderzenie, które spoczęło na moim pośladku, przez co odruchowo podniosłam się, wydając cichy pisk
- Nie bój się - zaśmiał się Justin, łapiąc mnie w tali i przyciągając bardzo blisko siebie.
- Jesteś idiotą - powiedziałam, napierając na niego tyłkiem, tak żeby przesunął się do tyłu, na co on odruchowo zgiął się i mocno zacisnął swoje ramiona.
- Za to ty jak zwykle strasznie na mnie napalona - szepnął, nie mogąc powstrzymać się od triumfalnego, cwanego uśmiechu.
Przewróciłam oczami jednak na mojej twarzy widniał mały uśmieszek. Po chwili wszyscy przyszli już aby zjeść śniadanie, więc odsunęłam się od chłopaka i usiadłam na krześle. Położyłam na talerzu kromkę pieczywa, posmarowałam ją masłem i nałożyłam kilka składników, a tak bardziej szczegółowo to plasterek żółtego sera i ogórka, natomiast do szklanki nalałam soku pomarańczowego.
- Co będziemy dzisiaj robić? - zaczął Nick, zatapiając swoje zęby w toście z dżemem.
- Powiedziałeś to jak Izabella w Fineaszu i Ferbie - zaśmiała się Amy, patrząc na swojego chłopaka.
- A ty znasz wszystkie bajki, które lecą na Disney Chanel? - Spytał się jej, przeżuwając wziętego wcześniej gryza.
- Oczywiście, że tak - powiedziała po czym wzięła łyk napoju jabłkowego.
- No fajnie, fajnie, ale serio, co robimy? - wtrącił się Kevin, patrząc na każdego po kolei.
- Ja miałam zamiar iść do aqua parku - powiedziała Katy, zerkając na nas.
- O, dobre, to ja idę z tobą - zareagował na odpowiedź na swoje pytanie, dojadając ostatni kęs kanapki i wstając z miejsca.
- Ale to tak już? - zdziwiła się, patrząc na chłopaka jakby postradał zmysły
- Zjadłaś? - spojrzał na nią
- Tak - zerknęła na swój talerz, który okazał się być pusty
- Więc chodź, bo będzie kolejka - podszedł do niej, łapiąc za rękę i ciągnąc ją w kierunku drzwi wyjściowych.
- Kiedy się skapną, że nie wzięli strojów kąpielowych? - spytałam, lekko podśmiewając się pod nosem i pijąc sok.
- Jak mam być szczera, to wątpię, że to nastąpi szybciej niż gdy dojdą na miejsce - szepnęła Amy, poprawiając się na siedzeniu.
- Dobra, a co z nami? - spytał Justin, opierając się łokciami o stół
- Też chce iść to aqua parku - wydęła wargę Amy, zerkając kątem oka na swojego chłopaka, na co ten westchnął.
- Więc chodźmy - wstał ze swojego miejsca, a dziewczyna od razu zaklaskała w dłonie zadowolona - a wy?
- Nie mam ochoty - skrzywiłam się, opierając się o krzesło.
- Ja też nie - dodał od razu Justin, przez co odruchowo przeniosłam na niego wzrok.
- Dobra, to my zmykamy. Do wieczora i nie rozrabiajcie - powiedział chłopak i biorąc za rękę Amy, zniknęli w progu.
Uśmiechnęłam się i patrzyłam na Justina.
- Co? - spytał się również mnie obserwując - Mam coś na koszulce? - spojrzał w dół, oglądając swoją bluzkę.
- Pomóż mi sprzątać - dotknęłam jego kolana po czym wstałam i od razu pozbierałam na kupkę talerze, żeby zaraz je wynieść.
- Aa widzisz. I to był ich plan. - podniósł się z krzesła - Nie chciało im się sprzątać - podszedł do mnie, przytulając się do mnie od tyłu, co było... słodkie.
- Nie pomożesz mi? - przekręciłam głowę w prawą stronę, kładąc swoje dłonie na jego.
- Pomogę - zaczął nami lekko kołysał na boki - ale później
- Justin... - westchnęłam, przymykając oczy - będzie z głowy
- Mamy duużo czasu - przeciągnął, zaczynając składać mokre pocałunki na moim karku, przez co wydobyłam z siebie pojedynczy jęk.
- Proszę cię, chce to szybko skończyć żeby spędzić resztę czasu z moi... z tobą - szybko się poprawiłam zanim zdążyłam dokończyć.
Czułam jak chłopak się uśmiecha. Cmoknął mnie ostatni raz w policzek i odsunął się, biorąc do ręki szklanki.
Dość sprawnie uwinęliśmy się z wyniesieniem wszystkiego do kuchni i włożeniem brudnych naczyń do zmywarki. Umyłam ręce i przeszłam na taras gdzie na leżaku odpoczywał Justin. Podeszłam do niego i usiadłam rozkrokiem blisko jego bioder, kładąc się na nim tułowiem. Podłożyłam pod brodę dłonie, uważnie na niego patrząc.
- Co tam? - ledwo mruknął, mając przymknięte oczy.
- Nic - odpowiedziałam półgłosem, na co zapadła kompletna cisza, którą przerwałam - zabierz mnie do wesołego miasteczka
- Chcesz iść do wesołego miasteczka? - uchylił jego oko, spoglądając na mnie, a ja przytaknęłam z wydętą wargą.
- Okej, więc się zbieraj - powiedział, otwierając jakby zaspane oczy. Uśmiechnęłam się, piszcząc troszkę z radości po czym wstałam z niego i skierowałam się do pokoju po torebkę.
Będąc na miejscu czułam się jak mała dziewczynka. Byliśmy na diabelskim młynie, rollercoasterze, twisterze, filiżankach, trampolinach, przejechaliśmy się ciuchcią po całym lunaparku i weszliśmy domu strachów, który w rzeczywistości wcale nie był ani odrobinę straszny. No może troszeczkę, ale tylko troszeczkę. Chodziliśmy i opychaliśmy się watą cukrową jak to robiliśmy będąc jeszcze małymi dziećmi.
Chociaż szczerze powiedziawszy nie pamiętałam dobrze jak to jest być w takiego rodzaju centrum rozrywki. Wszystko przez to, że nie licząc dzisiejszego dnia, ostatni raz byłam tutaj z rodzicami mając jedenaście lat. Wtedy wszystko było inne. Rodzice się nie kłócili i żyli w zgodzie, brat był mały i mi nie pyskował, a co najważniejsze, tato miał dla nas zawsze czas. Rodzina była dla niego najważniejsza. Nie liczyła się dla niego praca jeśli w grę wchodziło dobro dzieci i żony. Teraz wszystko jest inaczej. Kompletnie na odwrót. Chcę powrócić do tamtych chwil gdy byłam jeszcze dzieckiem, a moim największym zmartwieniem było to, że nie zdążyłam na smurfy.
Przechodziliśmy właśnie jedząc kilka dużych gałek lodów obok stoiska gdzie można było wygrać nagrody poprzez strącenie kubeczków za pomocą trzech piłeczek.
- Chcesz pandę? - spytał Justin, patrząc na jedną z maskotek w stoisku.
- Kocham pandy! - poskoczyłam uradowana tak, że jedna z gałek spadła mi na podłogę - oj - powiedziałam cienkim głosikiem, patrząc na loda znajdującego się na ziemi.
- Trzymaj, a ja zaraz przyjdę - zaśmiał się, podając mi swój wafelek - tylko nie podjadaj mi - ostrzegł, podnosząc kąciki
- Oki doki - uśmiechnęłam się, a kiedy trochę się oddalił, zaczęłam jeść jego loda. Akurat miał tą gałkę, która mi upadła.
Chłopak wziął jedną z piłeczek i strącił kilka kubeczków. Wziął do ręki drugą i już po chwili nie było ani jednego stojącego kubeczka. Mężczyzna, który tam pracował podał mu dużą pandę, na którą wcześniej wskazał. Justin odebrał ją i podszedł do mnie.
- Proszę, skarbie - wziął swojego loda i podał mi misia.
- Yay - pisnęłam, uśmiechając się i przytulając do siebie pandkę - dziękuję
- Zjadłaś mi moją ulubioną gałkę - spojrzał na mnie ze smutną miną, wskazując na wafelek, który trzymał w ręku.
- Zjadłam tylko swojego lodzika i nic więcej - wydęłam dolną wargę, zaczynając kołysać się na boki z misiem.
- Kłamczucha - zmarszczył brwi
- No okej, okej to ja - spuściłam głowę - jak chcesz możesz zlizać z podłogi - uśmiechnęłam się, podnosząc głowę i wskazując na ziemię
- Nie, jednak przeżyję bez niej - zaśmiał się, kończąc jeść. - Chodź - podał mi po chwili rękę
- Gdzie? - złapałam go za nią i zaczęłam iść za nim.
- Zobaczysz - uśmiechnął się, zjadając swój deser.
Szliśmy minutkę kołysząc się i machając naszymi splecionymi rękoma aż w końcu doszliśmy do rzeki, na której znajdowały się łódki. Justin zapłacił za wynajem jednej na godzinę, po czym weszliśmy razem na nią. Wygodnie usiadłam, kładąc głowę na ramieniu chłopaka, który objął mnie, mocno do siebie przytulając. Wypłynęliśmy i przez cały czas mogliśmy obserwować pięknie błyszczące się na niebie gwiazdy. Było mi z nim naprawdę dobrze. Bardzo.
- Roxi - szepnął po jakimś czasie, patrząc w świetliste niebo. Jego ręka spoczywałam na mojej ręce i delikatnie gładziła ją tak, że mogłabym przysiądź, że robi to piórkiem.
- Hm? - wydobyłam cichy dźwięk, przymykając oczy.
- Kocham cię - nachylił się i podniósł mój podbródek żeby móc złączyć nasze usta w pocałunku.
- Ja ciebie też - uśmiechnęłam się, kiedy przerwaliśmy
- Bądź moja. Już zawsze - spojrzał mi prosto w oczy, a mi momentalnie napłynęły łzy. Jednak ich nie uroniłam, tylko podnosząc kąciki ze szczęścia przytaknęłam.
- I na zawsze - przeniósł, prawą dłoń na mój policzek i gładził go delikatnie kolistymi ruchami.
Pocałował mnie jeszcze raz delikatnie i uczuciowo po czym mocno przytulił mnie tak, że mogłam usłyszeć bicie jego serca.
Chłopak wziął jedną z piłeczek i strącił kilka kubeczków. Wziął do ręki drugą i już po chwili nie było ani jednego stojącego kubeczka. Mężczyzna, który tam pracował podał mu dużą pandę, na którą wcześniej wskazał. Justin odebrał ją i podszedł do mnie.
- Proszę, skarbie - wziął swojego loda i podał mi misia.
- Yay - pisnęłam, uśmiechając się i przytulając do siebie pandkę - dziękuję
- Zjadłaś mi moją ulubioną gałkę - spojrzał na mnie ze smutną miną, wskazując na wafelek, który trzymał w ręku.
- Zjadłam tylko swojego lodzika i nic więcej - wydęłam dolną wargę, zaczynając kołysać się na boki z misiem.
- Kłamczucha - zmarszczył brwi
- No okej, okej to ja - spuściłam głowę - jak chcesz możesz zlizać z podłogi - uśmiechnęłam się, podnosząc głowę i wskazując na ziemię
- Nie, jednak przeżyję bez niej - zaśmiał się, kończąc jeść. - Chodź - podał mi po chwili rękę
- Gdzie? - złapałam go za nią i zaczęłam iść za nim.
- Zobaczysz - uśmiechnął się, zjadając swój deser.
Szliśmy minutkę kołysząc się i machając naszymi splecionymi rękoma aż w końcu doszliśmy do rzeki, na której znajdowały się łódki. Justin zapłacił za wynajem jednej na godzinę, po czym weszliśmy razem na nią. Wygodnie usiadłam, kładąc głowę na ramieniu chłopaka, który objął mnie, mocno do siebie przytulając. Wypłynęliśmy i przez cały czas mogliśmy obserwować pięknie błyszczące się na niebie gwiazdy. Było mi z nim naprawdę dobrze. Bardzo.
- Roxi - szepnął po jakimś czasie, patrząc w świetliste niebo. Jego ręka spoczywałam na mojej ręce i delikatnie gładziła ją tak, że mogłabym przysiądź, że robi to piórkiem.
- Hm? - wydobyłam cichy dźwięk, przymykając oczy.
- Kocham cię - nachylił się i podniósł mój podbródek żeby móc złączyć nasze usta w pocałunku.
- Ja ciebie też - uśmiechnęłam się, kiedy przerwaliśmy
- Bądź moja. Już zawsze - spojrzał mi prosto w oczy, a mi momentalnie napłynęły łzy. Jednak ich nie uroniłam, tylko podnosząc kąciki ze szczęścia przytaknęłam.
- I na zawsze - przeniósł, prawą dłoń na mój policzek i gładził go delikatnie kolistymi ruchami.
Pocałował mnie jeszcze raz delikatnie i uczuciowo po czym mocno przytulił mnie tak, że mogłam usłyszeć bicie jego serca.
____________
Much love! ♥
sobota, 31 maja 2014
~ Rozdział 22
Przenosiłam wzrok z Patricka na Pearl i z Pearl na Patricka.To było dość dziwne. O ile się nie mylę przyszli tutaj osobno, z nami, a teraz trzymają się za ręce, zmniejszając odległość między nimi to minimum. what?
- Em - wyjąkałam, zostawiając lekko uchylone usta.
- Słuchajcie - zaczął chłopak, oblizując swoje wargi - Ja i Pearl byliśmy kiedyś, właściwie dość niedawno razem. I dzisiaj uczucie odżyło - kończąc, spojrzał na chichoczącą dziewczynę.
Przeniosłam wzrok na Justina, który miał kompletnie inny wyraz twarzy niż ja. On uśmiechał się, a ja wyglądałam jakby ktoś przypierdolił mi cegłą w twarz.
- To znaczy, że...? - zerknęłam na nich z podniesioną brwią na znak aby dokończyli.
- Przepraszamy was, głupio wyszło - Pearl lekko przygryzła wargę, czując się niezręcznie.
- Nie ma problemu - wzdrygnął się od razu Justin, wysuwając z kieszeni będące tam przed momentem dłonie - rozumiemy
- To my już pójdziemy - uśmiechnęła się dziewczyna - miłego wieczora
Odwzajemniłam uśmiech, patrząc jak idą w stronę wyjścia.
- Więc jak... - Justin przybliżył się do mnie i szepnął do ucha - idziemy coś zjeść?
Zachichotałam pod nosem i odwróciłam się twarzą w twarz do niego - to dobry pomysł
Pocałował mnie szybko w czubek nosa i łapiąc za rękę, przeszedł do naszego stolika. Usiedliśmy na miejscach, a w tym samym chłopak zawołał kelnera aby zabrał niepotrzebne nakrycia. Posłusznie przyszedł i to zrobił, przy okazji biorąc nasze zamówienia.
- Roxi... - powiedział cicho, zerkając kątem oka na mnie.
- Hm? - spojrzałam na niego, biorąc łyk białego wina.
- Po kiego grzyba ruszałaś mój telefon? - oparł się o oparcie krzesła, zakładając ręce na piersi.
- Cóż - zaczęłam, odkładając kieliszek. Założyłam nogę na nogę i lekko podrapałam się po głowie, głęboko wypuszczając powietrze - przez przypadek wysłałam zamiast do Josha to do ciebie wiadomość, która była kompromitująca i nie powinna ujrzeć światła dziennego na wyświetlaczu twojego telefonu - powiedziałam na jednym wdechu, lekko się zapowietrzając.
- Wooh - zaczął się śmiać - oddychaj kobieto.
- Przepraszam, wiem, że nie powinnam, ale... no chyba mnie rozumiesz
- Wybaczam. Chociaż w sumie ja nie miał bym problemu z takim esemesem - nachylił się, opierając łokciami o kolana.
- Pf, nawet nie wiesz co tam było - prychnęłam, przeczesując włosy.
- A założysz się? - uśmiechnął się cwaniacko, obserwując mnie
- Co - wytrzeszczałam oczy, uchylając lekko usta
- Tak się składa, że usunęłaś chyba inną wiadomość albo tej ci się nie udało - wysunął z tylnej kieszeni spodni telefon po czym pokazał mi moją niefortunną wiadomość.
Westchnęłam, opierając głowę na dłoni. - dlaczego ja?!
Chłopak zaśmiał się, a za chwilę kelner przyniósł nam zamówienie
- Przepraszamy was, głupio wyszło - Pearl lekko przygryzła wargę, czując się niezręcznie.
- Nie ma problemu - wzdrygnął się od razu Justin, wysuwając z kieszeni będące tam przed momentem dłonie - rozumiemy
- To my już pójdziemy - uśmiechnęła się dziewczyna - miłego wieczora
Odwzajemniłam uśmiech, patrząc jak idą w stronę wyjścia.
- Więc jak... - Justin przybliżył się do mnie i szepnął do ucha - idziemy coś zjeść?
Zachichotałam pod nosem i odwróciłam się twarzą w twarz do niego - to dobry pomysł
Pocałował mnie szybko w czubek nosa i łapiąc za rękę, przeszedł do naszego stolika. Usiedliśmy na miejscach, a w tym samym chłopak zawołał kelnera aby zabrał niepotrzebne nakrycia. Posłusznie przyszedł i to zrobił, przy okazji biorąc nasze zamówienia.
- Roxi... - powiedział cicho, zerkając kątem oka na mnie.
- Hm? - spojrzałam na niego, biorąc łyk białego wina.
- Po kiego grzyba ruszałaś mój telefon? - oparł się o oparcie krzesła, zakładając ręce na piersi.
- Cóż - zaczęłam, odkładając kieliszek. Założyłam nogę na nogę i lekko podrapałam się po głowie, głęboko wypuszczając powietrze - przez przypadek wysłałam zamiast do Josha to do ciebie wiadomość, która była kompromitująca i nie powinna ujrzeć światła dziennego na wyświetlaczu twojego telefonu - powiedziałam na jednym wdechu, lekko się zapowietrzając.
- Wooh - zaczął się śmiać - oddychaj kobieto.
- Przepraszam, wiem, że nie powinnam, ale... no chyba mnie rozumiesz
- Wybaczam. Chociaż w sumie ja nie miał bym problemu z takim esemesem - nachylił się, opierając łokciami o kolana.
- Pf, nawet nie wiesz co tam było - prychnęłam, przeczesując włosy.
- A założysz się? - uśmiechnął się cwaniacko, obserwując mnie
- Co - wytrzeszczałam oczy, uchylając lekko usta
- Tak się składa, że usunęłaś chyba inną wiadomość albo tej ci się nie udało - wysunął z tylnej kieszeni spodni telefon po czym pokazał mi moją niefortunną wiadomość.
Westchnęłam, opierając głowę na dłoni. - dlaczego ja?!
Chłopak zaśmiał się, a za chwilę kelner przyniósł nam zamówienie
**
Weszłam do domu na palcach, z butami w ręku, bo było dość późno, a nie miałam zamiaru kogokolwiek obudzić. Justin wszedł tuż za mną, a kiedy oboje zdjęliśmy kurtki, powstrzymując lekki śmiech, wsunęliśmy się w głąb domu. Spoglądając na kanapę znajdującą się w salonie, zauważyłam zapitą w trzy dupy Katy, która trzymała w ręku butelkę z colą. Na fotelu spał Kevin, a na drugiej kanapie Amy z Nickiem. Zaśmiałam się, spoglądając na Justina, co ten mi zawtórował. Ostrożnie, tak żeby nikogo nie obudzić, poszłam za chłopakiem na piętro. On przeszedł od razu do pokoju, a kiedy ja chciałam skręcić do swojego, pociągnął mnie za rękę. Weszłam posłusznie do pomieszczenia i usiadłam na łóżku. Justin zamknął drzwi, podszedł do mnie po czym usiadł tak, że siedziałam między jego nogami. Oplótł mnie swoimi ramionami, a ja zamykając oczy, wtuliłam się w jego tors. Delikatnie bujał mą i muskał wargami moją szyję, przez co podnosiłam kąciki. W pewnym momencie zaprzestał tych czynności. Powoli odpiął zamek sukienki, drugą ręką trzymając jednocześnie masując moje udo. Dreszcze miarowo przechodziły przez moje ciało kiedy zdjął ze mnie ubranie. Przygryzłam wargę, zerkając w jego oczy, na co uroczo się uśmiechnął. Naparł na mnie, a ja mimowolnie położyłam się na łóżku. Przekręcając głowę zassał się w moją szyję powodując, że wydobyłam pojedynczy jęk. Jedną ręką sunęłam po jego plecach za to drugą włożyłam za jego koszulkę lekko podwijając. Justin uniósł się delikatnie, tak aby pomóc mi ją z niego zrzucić. Zrobiłam to, a korzystając z okazji dobrego dostępu do jego spodni, odpięłam guzik i rozporek. Położyłam dłonie po obu stronach jego bioder i zsunęłam jego jeansy w dół. Spojrzałam na niego, a ten delikatnie popchnął mnie, kładąc się na moim ciele. Odchylił swoją głowę na bok, najpierw sunąc nosem po moim karku, a później zaczynając całować skórę na nim. Włożył rękę pod moje plecy, zbliżając się do zamka stanika, którego bez najmniejszego problemu ściągnął. Jęknęłam z rozkoszy, impulsywnie zaginając nogę. Justin położył swoje dłonie na moich piersiach i zaciskając je na nich, otarł się swoim kroczem o mnie, sprawiając tym, że oboje byliśmy coraz bardziej podnieceni. Kolistymi ruchami masował moje piersi i składał na nich mokre pocałunki przez co doprowadzał mnie do coraz głośniejszych jęków. Było mi cholernie gorąco. Czułam kurewskie podniecenie i miałam ochotę kochać się z Justinem teraz, szybko, już. Jego dotyk i pocałunki działały cuda. A on dobrze o tym wiedział.
W pewnym momencie przeniósł swoją rękę na moje majtki, bez wahania je ściągając. Momentalnie po moim ciele przeszły dreszcze. Uśmiechnęłam się pod nosem, obserwując jego ruchy. Zsunął bokserki, po czym pochylił się wyciągając z kieszeni spodni prezerwatywę. Naciągnął ją na swojego penisa i przesunął głowę tak, że patrzyliśmy na siebie.
- Kocham cię - pocałował mnie, momentalnie subtelnie we mnie wchodząc, na co wydobyłam z siebie głośny jęk. Impulsywnie oplątałam nogi wokół tego bioder kiedy on rytmicznie nimi poruszał. Jego dłonie zaczęły śmiało krążyć po całym moim nagim ciele, wywołując przy tym delikatne, przyjemnie łaskotki, dzięki którym niepohamowanie na moje usta wkradł się uśmiech. Przez moje ciało przechodziły niezwykle przyjemne fale gorącego ciepła. Justin całował moją szyję, schodząc coraz niżej i przy okazji robiąc malinki na moim dekolcie. Wplątałam odruchowo dłoń w jego rozmierzwione włosy, co chwila pociągając za końce.
W pewnym momencie zaczął coraz bardziej przyspieszać co spowodowało u mnie coraz głośniejsze jęki, za co w głębi się karciłam. Nie miałam zamiaru obudzić reszty domu. Było by mi później... niezręcznie.
Próbowałam się pohamować, jednak to było na nic. Jedynie nasze oddechy stawały się coraz cięższe i wyraźnie przenikały cisze panującą w całym, pomijając nas, pokoju. Jego dłonie nagle mocno zacisnęły się na moich udach co spowodowało, że wydobyłam z siebie kolejne głośne dźwięki i odchyliłam głowę do tyłu, ciągnąc za włosy chłopaka. Byłam pewna, że po jego uścisku zostanie widoczny ślad, jednak kompletnie mnie to teraz nie obchodziło.
Z każdym kolejnym pchnięciem czułam się coraz lepiej, a mój oddech stawał się coraz cięższy. Było tak aż do momentu gdzie moje ścianki się zacisnęły i doszliśmy. Justin wyszedł ze mnie, kładąc się obok i muskając mnie w skroń. Objął mnie swoimi ramionami, a ja mocno się do niego przytuliłam.
Kochałam go.
W pewnym momencie przeniósł swoją rękę na moje majtki, bez wahania je ściągając. Momentalnie po moim ciele przeszły dreszcze. Uśmiechnęłam się pod nosem, obserwując jego ruchy. Zsunął bokserki, po czym pochylił się wyciągając z kieszeni spodni prezerwatywę. Naciągnął ją na swojego penisa i przesunął głowę tak, że patrzyliśmy na siebie.
- Kocham cię - pocałował mnie, momentalnie subtelnie we mnie wchodząc, na co wydobyłam z siebie głośny jęk. Impulsywnie oplątałam nogi wokół tego bioder kiedy on rytmicznie nimi poruszał. Jego dłonie zaczęły śmiało krążyć po całym moim nagim ciele, wywołując przy tym delikatne, przyjemnie łaskotki, dzięki którym niepohamowanie na moje usta wkradł się uśmiech. Przez moje ciało przechodziły niezwykle przyjemne fale gorącego ciepła. Justin całował moją szyję, schodząc coraz niżej i przy okazji robiąc malinki na moim dekolcie. Wplątałam odruchowo dłoń w jego rozmierzwione włosy, co chwila pociągając za końce.
W pewnym momencie zaczął coraz bardziej przyspieszać co spowodowało u mnie coraz głośniejsze jęki, za co w głębi się karciłam. Nie miałam zamiaru obudzić reszty domu. Było by mi później... niezręcznie.
Próbowałam się pohamować, jednak to było na nic. Jedynie nasze oddechy stawały się coraz cięższe i wyraźnie przenikały cisze panującą w całym, pomijając nas, pokoju. Jego dłonie nagle mocno zacisnęły się na moich udach co spowodowało, że wydobyłam z siebie kolejne głośne dźwięki i odchyliłam głowę do tyłu, ciągnąc za włosy chłopaka. Byłam pewna, że po jego uścisku zostanie widoczny ślad, jednak kompletnie mnie to teraz nie obchodziło.
Z każdym kolejnym pchnięciem czułam się coraz lepiej, a mój oddech stawał się coraz cięższy. Było tak aż do momentu gdzie moje ścianki się zacisnęły i doszliśmy. Justin wyszedł ze mnie, kładąc się obok i muskając mnie w skroń. Objął mnie swoimi ramionami, a ja mocno się do niego przytuliłam.
Kochałam go.
niedziela, 30 marca 2014
~ Rozdział 21
- Dobranoc - powiedziałam niewzruszona i wyszłam z pomieszczenia. Udałam się od razu na górę, a przez moje ciało przeszła fala wściekłości. Tak po prostu z jednego powodu. Nie miałam najmniejszej ochoty i potrzeby zostania tutaj; na wakacjach. Nie tak wyobrażałam sobie ten okres, nie tak kurwa. Miał to być idealny czas spędzony z najlepszymi przyjaciółmi na imprezowaniu, kompletnej olewki na wszystko, snu do pieprzonej czternastej po południu i polepszeniu kontaktów z Justinem. Ale nie, bo do pieprzonego Justina Biebera dopieprzyła się pieprzona Pearl Hallward z pieprzoną idealną figurą, o której każda dziewczyna marzy. Teraz pewnie korci was spytać czy jestem zazdrosna. Jestem zazdrosna? Tak, jestem kurewsko zazdrosna, bo chcę żeby Justin był mój. M Ó J I T Y L K O M Ó J. W tej chwili mam za przeproszeniem gdzieś czy przyjął zakład od Joego czy nie. Jestem pewna, że chociaż w małym stopniu też mu się podobam, więc cóż, on zaczął z Pearl - ja skończę z Patrickiem.
Weszłam do swojego pokoju, rzucając się na łóżko, a od razu przechwyciwszy telefon do ręki, wybrałam numer do Patricka, który dostałam od niego jeszcze na plaży. Nacisnęłam przycisk "połącz" i już po dwóch sygnałach chłopak odebrał.
- Heeeej - przeciągnęłam, uśmiechając się i starając się brzmieć jak najbardziej przekonywająco żeby zyskać jego przychylność, chociaż tak naprawdę to nie było zbytnio potrzebne. Pomimo tego, że znamy się tylko kilka to można wyczytać, choćby z sympatycznego wyrazu twarzy, że jest miłym, pomocnym człowiekiem.
- Hej. Już się stęskniłaś? - lekko zmieszany i zdziwiony moim telefonem wydudłał z siebie kilka słów, przez które poczułam się jak natręt.
- Ym, tak jakby - zaśmiałam się sama do siebie blado, biorąc do zabawy kosmyk włosów, opadających na moje oko. - Jesteś jutro zajęty? - przeszłam od razu do rzeczy, podnosząc się na łóżku tak abym mogła wygodnie usiąść.
- Raczej nie - odpowiedział tak, że byłam niemal pewna, że się uśmiecha, dając mi przy tym szczyptę odwagi kontynuowania.
- A więc, miałbyś ochotę wyjść jutro ze mną i moim kolegą z dziewczyną? - spytałam pewniej, zaplatając włosami pętle na moim palcu.
- Z kolegą? - powtórzył jakby zdziwiony, zasmucony na co otworzyłam szerzej oczy i chciałam to wszystko "wyjaśnić"
- Mhm, chodzi o to, że poznał dziewczynę, a że jest trochę nieśmiały to poprosił mnie żebym szła z nim - zaczęłam cichym kruchym głosem odrobinę zmyślając - Nie chcę iść sama, bo czułabym się niezręcznie, a to dobry moment aby się lepiej poznać - początek zdania przybrałam takim samym tonem jednak potem go rozpogodziłam.
- No, to sytuacja nie cierpiąca zwłoki - zaśmiał się, na co odpowiedziałam tym samym
- Czyli się zgadzasz? - spytałam optymistycznie, choć to nie było potrzebne, bo już był "mój"
W sensie, że się zgadza rzecz jasna.
- Yep - odpowiedział równie pogodnie
- Jejku, cieszę si. To do zobaczenia - oznajmiłam, bujając się lekko do przodu i w tył na łóżku
- Do jutra - odpowiedział, po czym rozłączyłam się i rzuciłam telefon gdzieś na bok. Uśmiechnęłam się sama do siebie, kładąc swoje ciało wygodnie.
Gdyby nie fakt, że Patrick nie zna Justina mogę się założyć, że nie uwierzyłby mi w tą nadętą gadkę, to byłoby całkowicie niezgodne. Może mogłam powiedzieć normalną prawdę, ale tak wydaje mi się być bardziej przekonująco. Zresztą kłamstwo zawsze przychodzi mi lepiej, a on o nim nigdy się nie dowie, bo nie ma na to wskazań.
Podniosłam się z łóżka, chcąc udać się do łazienki jednak podnosząc się doznałam szoku, cholernie się przestraszyłam.
- Co kombinujesz? - Katy siedziała na fotelu jak lord, bawiąc się jakimś sznurkiem. Wyglądała jak na nią przerażająco.
- Ja? Nic - powiedziałam, po czym poszłam do toalety się umyć.
*
Ubrałam krótką, czerwoną, niewieczorową sukienkę, na nogi dość wysokie również czerwone szpilki i założyłam srebrną bransoletkę, co według mnie świetnie grało z moimi kręconym, czarnymi włosami i dość opaloną cerą. Wzięłam torbę i zeszłam na dół, a tam zastałam jedynie siedzących w objęciach na kanapie Justina z Pearl. Kierując się do nich powiedziałam do siebie tylko ciche "ble" przykładając na rękę do brzucha na znak, że robi mi się niedobrze i usiadłam wygodnie na fotelu kompletnie nimi niezainteresowana. Zawsze w podobnych sytuacjach moje paznokcie robią się nagle tak ciekawe, że nie mogę oderwać od nich wzroku...
- Ślicznie wyglądasz - powiedział Justin, a ja początkowo byłam pewna, że mówi to do Pearl, jednak patrzył na mnie, co miało świadczyć o tym, że kieruje te słowa do mnie.
- Em, dzięki - mruknęłam, wzruszając ramionami i z powrotem zaczynając oglądać moje długie paznokcie.
- Justin opowiadał mi o tobie - zaczęła uśmiechnięta dziewczyna, próbując zagadać, jednak o wiele lepiej byłoby gdyby siedziała cicho.
- O, serio? - spytałam, nie ukrywam, lekko zaskoczona. Spojrzałam na Justina z podniesionymi brwiami, a ten tylko odwzajemnił gest, chcąc mnie przedrzeźniać.
- Mhm, mówił, że sporo się sprzeczacie, ale pomimo to jesteś dla niego ważna. To słodkie - kontynuowała, bujając się i podśmiewając.
- Och - zaczęłam zdziwiona jej słowami - Jesteśmy tacy słodcy, że aż chce się wymiotować - dodałam, końcówkę z ciszonym głosem odwracając chwilowo głowę w inną stronę, na co dziewczyna zaczęła się panicznie śmiać. To było straszne. Naprawdę. Bardzo straszne...
Nie minęło pięć sekund jak ktoś zadzwonił do drzwi.
- To ja otworzę - szybko się zerwałam, bo; po pierwsze, byłam przekonana, że to Patrick, a po drugie, wolę trzymać się kiedy tylko mam możliwość z daleka od tego stworzenia.
- Cześć - przywitał się chłopak, wchodząc do środka, a ja na powitanie dałam mu całusa w policzek.
- Za co to? - spytał zdziwiony jednocześnie nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Za nic - uśmiechnęłam się, przygryzając wargę
- Czyli jesteśmy w komplecie i możemy je... Patrick? - wtrąciła się Pearl, dostając nagle jakiegoś olśnienia na jego widok
- Pearl... - przeciągnął, patrząc na nią. Wyglądali jakby zobaczyli w swoich osobach ducha albo gorzej. - tylko czasu
- To wy się znacie? - spytał Justin. Ja na jego miejscu byłabym trochę zazdrosna jednak u niego zauważyłam tylko zaciekawienie, nic większego.
- Mhm, kiedyś my... byliśmy razem - powiedziała, jąkając się, o co nigdy bym ją nie podejrzewała - ale to stare dzieje - zaśmiała się optymistycznie, na co chłopak jej zawtórował
- Dokładnie. To co, jedziemy? - spytał Patrick, podając mi rękę.
*
Na miejscu było dość sporo ludzi, ale znalazł się dla nas wolny stolik. Usiadłam między Patrickiem, a Justinem w roku pomieszczenia, a za chwilę podszedł do nas kelner z kartami.
- Co zjesz? - spytał się mnie Patrick, zerkając z boku karty.
- Nie mam pojęcia - zaśmiałam się, patrząc na listę, która zdawała się być niekończąca. Niektóre nazwy widziałam pierwszy raz w życiu, a niektórych... nawet nie chce wiedzieć co się pod nimi kryje.
- Jak zawsze jakiś problem - powiedział bez jakiejkolwiek mimiki Justin, nie odrywając wzroku z menu.
- Co proszę? - zerknęłam na chłopaka krzywiąc się i podnosząc brwi do góry.
- Zawsze znajdziesz jakiś problem - przywtórzył, spoglądając tym razem na mnie.
- Tsa, a ty jak zwykle wszystko zagłębiasz i komplikujesz - stwierdziłam, odkładając żwawo kartę na stolik.
- Biorąc pod uwagę całe życie to właśnie TY zawsze wszystko komplikujesz - za przeproszeniem pieprznął kartę o stół o wiele mocniej niż ja.
- Nic nie dzieje się bez powodu, wiesz - podniosłam ton głosu, odsuwając gwałtownie krzesło.
- No coś ty - powiedział jakby to co przed sekundą stwierdziłam było najjaśniejszą rzeczą na świecie - gorzej jak nie ma powodu.
- Hm.. No coś mi się zdaje, że zawsze powód się znajdzie
- No to kurwa, źle ci się wydaje, bo ostatnio nie widzę najmniejszego powodu twojego zachowania - skierował naszą sprzeczkę na jeden właściwy tok
- Przepraszam na chwilę - zwróciłam się mile do Pearl i Patricka, którzy patrzyli na nas jak na bandę szaleńców, którzy uciekli z psychiatryka.
Wstałam i pociągając Justina za krawędź bluzki skierowałam się do wyjścia. Stanęłam dopiero w takim jakby "przedpokoju", mały korytarzyku, zakładając ręce na piersi i stając sztywno.
- Dobra, jesteśmy sami - powiedział starając się ochłonąć - powiesz mi w końcu dlaczego ciągle zachowujesz się jak bym przynajmniej kogoś zabił?
Nic nie odpowiedziałam. Jedynie spuściłam głowę.
- Słuchaj - oblizał wargi, łapiąc mnie za łokieć i przyciągając - źle mi z tym. Nie wiem co zrobiłem, ale jest mi z tym cholernie źle. Kocham moją przyjaciółkę i nie pozwolę żeby bardziej się zjebało. Powiesz mi? - mówił, a ja tylko czułam jego wzrok na sobie.
- Widziałam twoją rozmowę z Joem. - podniosłam głowę i wydudłałam, myśląc, że zaraz się rozpłaczę. Właściwie to do oczu już cisnęły mi się łzy.
Justin rozszerzył oczy, po czym wyjął z kieszeni telefon i wszedł we wiadomości, a konkretniej w rozmowę z Joem. Podam mi go, a ja wyszukałam momentu, na którym wcześniej skończyłam.
- Hej. Już się stęskniłaś? - lekko zmieszany i zdziwiony moim telefonem wydudłał z siebie kilka słów, przez które poczułam się jak natręt.
- Ym, tak jakby - zaśmiałam się sama do siebie blado, biorąc do zabawy kosmyk włosów, opadających na moje oko. - Jesteś jutro zajęty? - przeszłam od razu do rzeczy, podnosząc się na łóżku tak abym mogła wygodnie usiąść.
- Raczej nie - odpowiedział tak, że byłam niemal pewna, że się uśmiecha, dając mi przy tym szczyptę odwagi kontynuowania.
- A więc, miałbyś ochotę wyjść jutro ze mną i moim kolegą z dziewczyną? - spytałam pewniej, zaplatając włosami pętle na moim palcu.
- Z kolegą? - powtórzył jakby zdziwiony, zasmucony na co otworzyłam szerzej oczy i chciałam to wszystko "wyjaśnić"
- Mhm, chodzi o to, że poznał dziewczynę, a że jest trochę nieśmiały to poprosił mnie żebym szła z nim - zaczęłam cichym kruchym głosem odrobinę zmyślając - Nie chcę iść sama, bo czułabym się niezręcznie, a to dobry moment aby się lepiej poznać - początek zdania przybrałam takim samym tonem jednak potem go rozpogodziłam.
- No, to sytuacja nie cierpiąca zwłoki - zaśmiał się, na co odpowiedziałam tym samym
- Czyli się zgadzasz? - spytałam optymistycznie, choć to nie było potrzebne, bo już był "mój"
W sensie, że się zgadza rzecz jasna.
- Yep - odpowiedział równie pogodnie
- Jejku, cieszę si. To do zobaczenia - oznajmiłam, bujając się lekko do przodu i w tył na łóżku
- Do jutra - odpowiedział, po czym rozłączyłam się i rzuciłam telefon gdzieś na bok. Uśmiechnęłam się sama do siebie, kładąc swoje ciało wygodnie.
Gdyby nie fakt, że Patrick nie zna Justina mogę się założyć, że nie uwierzyłby mi w tą nadętą gadkę, to byłoby całkowicie niezgodne. Może mogłam powiedzieć normalną prawdę, ale tak wydaje mi się być bardziej przekonująco. Zresztą kłamstwo zawsze przychodzi mi lepiej, a on o nim nigdy się nie dowie, bo nie ma na to wskazań.
Podniosłam się z łóżka, chcąc udać się do łazienki jednak podnosząc się doznałam szoku, cholernie się przestraszyłam.
- Co kombinujesz? - Katy siedziała na fotelu jak lord, bawiąc się jakimś sznurkiem. Wyglądała jak na nią przerażająco.
- Ja? Nic - powiedziałam, po czym poszłam do toalety się umyć.
*
Ubrałam krótką, czerwoną, niewieczorową sukienkę, na nogi dość wysokie również czerwone szpilki i założyłam srebrną bransoletkę, co według mnie świetnie grało z moimi kręconym, czarnymi włosami i dość opaloną cerą. Wzięłam torbę i zeszłam na dół, a tam zastałam jedynie siedzących w objęciach na kanapie Justina z Pearl. Kierując się do nich powiedziałam do siebie tylko ciche "ble" przykładając na rękę do brzucha na znak, że robi mi się niedobrze i usiadłam wygodnie na fotelu kompletnie nimi niezainteresowana. Zawsze w podobnych sytuacjach moje paznokcie robią się nagle tak ciekawe, że nie mogę oderwać od nich wzroku...
- Ślicznie wyglądasz - powiedział Justin, a ja początkowo byłam pewna, że mówi to do Pearl, jednak patrzył na mnie, co miało świadczyć o tym, że kieruje te słowa do mnie.
- Em, dzięki - mruknęłam, wzruszając ramionami i z powrotem zaczynając oglądać moje długie paznokcie.
- Justin opowiadał mi o tobie - zaczęła uśmiechnięta dziewczyna, próbując zagadać, jednak o wiele lepiej byłoby gdyby siedziała cicho.
- O, serio? - spytałam, nie ukrywam, lekko zaskoczona. Spojrzałam na Justina z podniesionymi brwiami, a ten tylko odwzajemnił gest, chcąc mnie przedrzeźniać.
- Mhm, mówił, że sporo się sprzeczacie, ale pomimo to jesteś dla niego ważna. To słodkie - kontynuowała, bujając się i podśmiewając.
- Och - zaczęłam zdziwiona jej słowami - Jesteśmy tacy słodcy, że aż chce się wymiotować - dodałam, końcówkę z ciszonym głosem odwracając chwilowo głowę w inną stronę, na co dziewczyna zaczęła się panicznie śmiać. To było straszne. Naprawdę. Bardzo straszne...
Nie minęło pięć sekund jak ktoś zadzwonił do drzwi.
- To ja otworzę - szybko się zerwałam, bo; po pierwsze, byłam przekonana, że to Patrick, a po drugie, wolę trzymać się kiedy tylko mam możliwość z daleka od tego stworzenia.
- Cześć - przywitał się chłopak, wchodząc do środka, a ja na powitanie dałam mu całusa w policzek.
- Za co to? - spytał zdziwiony jednocześnie nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Za nic - uśmiechnęłam się, przygryzając wargę
- Czyli jesteśmy w komplecie i możemy je... Patrick? - wtrąciła się Pearl, dostając nagle jakiegoś olśnienia na jego widok
- Pearl... - przeciągnął, patrząc na nią. Wyglądali jakby zobaczyli w swoich osobach ducha albo gorzej. - tylko czasu
- To wy się znacie? - spytał Justin. Ja na jego miejscu byłabym trochę zazdrosna jednak u niego zauważyłam tylko zaciekawienie, nic większego.
- Mhm, kiedyś my... byliśmy razem - powiedziała, jąkając się, o co nigdy bym ją nie podejrzewała - ale to stare dzieje - zaśmiała się optymistycznie, na co chłopak jej zawtórował
- Dokładnie. To co, jedziemy? - spytał Patrick, podając mi rękę.
*
Na miejscu było dość sporo ludzi, ale znalazł się dla nas wolny stolik. Usiadłam między Patrickiem, a Justinem w roku pomieszczenia, a za chwilę podszedł do nas kelner z kartami.
- Co zjesz? - spytał się mnie Patrick, zerkając z boku karty.
- Nie mam pojęcia - zaśmiałam się, patrząc na listę, która zdawała się być niekończąca. Niektóre nazwy widziałam pierwszy raz w życiu, a niektórych... nawet nie chce wiedzieć co się pod nimi kryje.
- Jak zawsze jakiś problem - powiedział bez jakiejkolwiek mimiki Justin, nie odrywając wzroku z menu.
- Co proszę? - zerknęłam na chłopaka krzywiąc się i podnosząc brwi do góry.
- Zawsze znajdziesz jakiś problem - przywtórzył, spoglądając tym razem na mnie.
- Tsa, a ty jak zwykle wszystko zagłębiasz i komplikujesz - stwierdziłam, odkładając żwawo kartę na stolik.
- Biorąc pod uwagę całe życie to właśnie TY zawsze wszystko komplikujesz - za przeproszeniem pieprznął kartę o stół o wiele mocniej niż ja.
- Nic nie dzieje się bez powodu, wiesz - podniosłam ton głosu, odsuwając gwałtownie krzesło.
- No coś ty - powiedział jakby to co przed sekundą stwierdziłam było najjaśniejszą rzeczą na świecie - gorzej jak nie ma powodu.
- Hm.. No coś mi się zdaje, że zawsze powód się znajdzie
- No to kurwa, źle ci się wydaje, bo ostatnio nie widzę najmniejszego powodu twojego zachowania - skierował naszą sprzeczkę na jeden właściwy tok
- Przepraszam na chwilę - zwróciłam się mile do Pearl i Patricka, którzy patrzyli na nas jak na bandę szaleńców, którzy uciekli z psychiatryka.
Wstałam i pociągając Justina za krawędź bluzki skierowałam się do wyjścia. Stanęłam dopiero w takim jakby "przedpokoju", mały korytarzyku, zakładając ręce na piersi i stając sztywno.
- Dobra, jesteśmy sami - powiedział starając się ochłonąć - powiesz mi w końcu dlaczego ciągle zachowujesz się jak bym przynajmniej kogoś zabił?
Nic nie odpowiedziałam. Jedynie spuściłam głowę.
- Słuchaj - oblizał wargi, łapiąc mnie za łokieć i przyciągając - źle mi z tym. Nie wiem co zrobiłem, ale jest mi z tym cholernie źle. Kocham moją przyjaciółkę i nie pozwolę żeby bardziej się zjebało. Powiesz mi? - mówił, a ja tylko czułam jego wzrok na sobie.
- Widziałam twoją rozmowę z Joem. - podniosłam głowę i wydudłałam, myśląc, że zaraz się rozpłaczę. Właściwie to do oczu już cisnęły mi się łzy.
Justin rozszerzył oczy, po czym wyjął z kieszeni telefon i wszedł we wiadomości, a konkretniej w rozmowę z Joem. Podam mi go, a ja wyszukałam momentu, na którym wcześniej skończyłam.
Nie wiem jakim skończonym frajerem musisz być proponując mi to
nigdy kurwa w życiu
Przeczytałam, a łzy same wypłynęły po moich policzkach. - Przepraszam - wymamrotałam, patrząc oczy chłopaka.
- Nie przepraszaj - odpowiedział, łapiąc mnie i przyciągając. Odruchowo mocno wtuliłam się w jego tors, czując się o niebo lepiej niż kiedykolwiek.
Cokolwiek by się nie stało, już zawsze będę mu ufać...
Staliśmy tak wtuleni w siebie kiedy usłyszeliśmy głos - Roxi? Justin? - była to Pearl. Stała centralnie przed nami z Patrickiem.
Odsunęłam się od Justina, patrząc na nich oboje. Przez pierwszy moment się speszyłam się, że zobaczyli nas w tej pozycji, ale teraz dostrzegłam coś i tylko jedno chodzi mi po głowie:
"Co to ma niby być?"
piątek, 14 marca 2014
~ Rozdział 20
Weszliśmy na pękającą w szwach od natłoku ludzi plażę i idąc przed siebie w końcu natrafiliśmy na sporą część wolnego miejsca, gdzie się rozłożyliśmy. Była już, a mówiąc moim językiem, DOPIERO jedenasta. W nocy prawie w ogóle nie spałam, bo za Chiny nie mogłam nawet zmrużyć oka, więc byłam kompletnie wyczerpana. Ułożyłam starannie mój koc na piasku po czym usiadłam na nim i zdjęłam ubrania, odsłaniając przy tym bikini aby się poopalać. Inni zrobili to samo, ale (nawet przez ciemne przeciwsłoneczne) zauważyłam, że Justin zachowuje się tak jakby ukradkiem kogoś szukał po całej plaży. To było dość dziwne, ale jednocześnie takie... intrygujące. Położyłam się na plecach na kocu, tak samo jak Amy i Katy z tą różnicą, że one zajęły się przeglądaniem razem czasopism na zmianę z rozmawianiem ze sobą, a ja włożyłam jedną słuchawkę do ucha, włączyłam muzykę i słuchałam ulubionych wykonawców ukradkiem czasem zerkając na rozglądającego się chłopaka.
leżałam tak kilkanaście minut rozmyślając, po czym usłyszałam głosy dziewczyn skierowane do mojej osoby - Eej, Roxi?
- Hmm? - otrząsnęłam się zdejmując wzrok z Justina i skupiając uwagę na nich.
- Ty w ogóle słyszałaś co my do ciebie mówimy? - spytały poniekąd retorycznie, a mi na myśl przyszło tylko jedno; to one coś do mnie mówiły?
- Yy, nie do końca przez muzykę. - wytłumaczyłam się wyjmując z ucha słuchawkę i blado się uśmiechnęłam.
- Yy, nie do końca przez muzykę. - wytłumaczyłam się wyjmując z ucha słuchawkę i blado się uśmiechnęłam.
- Tsa, mhm jasne - zironizowała Amy, przekręcając głowę w bok. - a tak naprawdę to co korci?
- Uh - westchnęłam, widząc, że przed nimi serio nic się nie ukryje - widzicie jak się rozgląda? Jakby kogoś oczekiwał - mówiłam z przymrużonymi oczami na chłopaka
- Jaka zazdrośnica - powiedziały obie równocześnie, śmiejąc się ze mnie.
- Bardzo śmieszne - skarciłam je wzrokiem następnie opadłam na twarde podłoże, w skrócie mówiąc strzelając na nie "sztucznego" focha.
- Och, no już. Nie obrażaj się tak. Może szuka szczęścia - stwierdziła Amy kładąc się koło mnie, a z drugiej strony Katy.
Szczerze? Z resztą co on mnie obchodzi. Przyszłam tutaj odpocząć, a nie bawić się w Sherlocka. Wypuściłam głęboko powietrze i włożyłam znów w ucho słuchawkę, włączając jedną z moich ulubionych piosenek, czyli "Candy Shop". Jak dla mnie jest to jeden z najlepszych kawałków jakie kiedykolwiek powstały, rytmiczna jednocześnie trochę pociągająca. Przymknęłam oczy, wsłuchując się w dźwięki muzyki. Leżałam tak może kilkanaście minut i z wielką chęcią zostałabym w takiej bezczynnej pozycji dłużej gdyby nie odgłosy czyjegoś głośnego śmiechu. To brzmiało jak przymuszony śmiech spowodowany podrywem, który w sytuacji bez pociągu obu stron do siebie nie miałby miejsca. Cóż, szczerze powiedziawszy miałabym to gdzieś gdyby nie fakt, że z chwili na chwilę stawało się to bardziej irytujące, głośniejsze i miałam wrażenie, że zaraz ktoś się tu będzie pieprzył na środku plaży.
- Kurwa, głowa mi już pęka, nie można stękać ciszej? - nie wytrzymując wydusiłam, gwałtownie się podnosząc do pozycji siedzącej. Odruchowo odłożyłam słuchawki na bok, a okulary zasłaniające moje oczy zaczesałam na będące w kompletnym nieładzie włosy.
Podejmując decyzję podniesienia się z pewnością nie miałam zamiaru zobaczyć jakiejś młodej, opalonej suki centralnie znajdującej się przede mną, która w dodatku obściskuje się i przygryza, a wręcz "żuje" płatek ucha Justina. Widząc to moja mina w stu procentach była zabójcza. Wpadała coś pod zdziwienie, zniesmaczenie, obrzydzenie, wkurwienie razem wzięte. Plus dodatki.
- Och, przepraszam, ale to wszystko jego wina - dziewczyna zaśmiała się, dla mnie wręcz żałośnie, ściskając lekko czubek nosa Justina, na co ten jedynie cicho chichotał jej blisko ucha.
- Aha - mruknęłam zniesmaczona całą tą sytuacją i chciałam z powrotem się położyć albo chociaż nie zwracać na nią dłużej uwagi, jednak jej głos skierowany do mnie nie pozwolił na to.
- Jestem Pearl - uśmiechnięta podała swoją rękę na znak poznania.
- Roxi - udzieliłam odpowiedzi, a gdyby nie fakt, że mamusia dobrze mnie wychowała byłaby ona nieco inna.
- Ooo, mam tak na drugie - mówiła cały czas z tym samym wyrazem twarzy. Pieprzona optymistka.
- Jeej, serio? Fajniee - Nie kurwa, nie fajnie. Obrzydziłaś mi to imię ladacznico. - A teraz wybacz, ale idę do brzegu - dodałam z wymalowanym zadowoleniem na twarzy, po czym nie czekając na jakąkolwiek odpowiedzieć, reakcję pospiesznie podeszłam do brzegu morza.
Usiadłam na idealnie mokrym, gładkim piasku, bez najmniejszego kamyczka na powierzchni i od razu poczułam jak ciepła, ale nie przesadnie woda uderza o moje pośladki. Czując fale na moim ciele doznałam w pewnym sensie odprężenia, przyjemności.
Może teraz głupio brzmi to z moich ust, ale ta cała Pearl wydała się być naprawdę miłą osobą. Tylko szkoda mi jej, bo mam wrażenie, że Justin chce się tylko nią pobawić albo robi to specjalnie na złość mi. Wiem, wydaje się, że mówię jak skończona hipokrytka, która myśli, że wszystko kręci się tylko wokół niej, ale wcale tak nie jest. Po prostu mam takie przeczucie i biorąc to tak na logikę; przecież Justin jeszcze wczoraj zachowywał się jakby chciał czegoś więcej, a teraz tak nagle "złowił" pierwszą lepszą laskę na plaży od tak? Może serio odpuścił... Jeśli tak to z jednej strony dobrze, bo szalka z opcją "nie przyjął zakładu" odrobinę przeciąża tą "przyjął zakład". Ale z drugiej, co mi po tym? Stracę przyjaciela, bo zachciało mi się komplikacji na wakacjach... Ugh, z pewnością za dużo myślę.
- Można się dosiąść? - usłyszałam niespodziewanie za sobą wyraźny, męski głos, na którego dźwięk od razu się odwróciłam.
- Jasne - odpowiedziałam z promienistym uśmiechem, spoglądając na chłopaka, którego widziałam pierwszy raz w życiu.
- Jestem Patrick - powiedział podając mi prawą rękę
- Roxi - przywitałam się, szybko obczajając wzrokiem wygląd chłopaka, który okazał się być baaaardzo przyzwoity.
- Mieszkasz tutaj? - spytał, brunet lekko opierając się łokciem o kolano.
- Niee, jestem na wakacjach. Po takiej harówce w szkole należy mi się - zaśmiałam się, obracając również w jego stronę, przez co rzuciły mi się jego śliczne błękitne oczy, w których spokojnie można odpłynąć.
- Jak najbardziej - odwzajemnił mój gest, pokazując przy tym szereg białych ząbków - Czyli jeszcze się uczysz?
- Powiedzmy, szkołę już skończyłam, ale myślę nad collegaem. - odpowiedziałam, zaczynając kreślić na piasku różne wzory.
- Collegae ważna rzecz. Ja studiuję już od dwóch lat. - stwierdził bacznie obserwując to co "maluję".
- A tak przy okazji nie jesteś może z wymiany międzynarodowej? - palnęłam od razu, kiedy zauważyłam jakim akcentem mówi.
- Skąd takie pytanie? - zdziwił się, po czym zaśmiał.
- Chodzi o to, że masz boski akcent i tak po prostu się zastanawiam - sprostowałam.
- Nie no, spoko. Jestem z Francji - odpowiedział na wcześniejsze pytanie, następnie oboje mogliśmy zauważyć jak duża fala zabiera moje dzieło ze sobą
- Nieeee - przeciągnęłam, mając na twarzy smutek. Cóż, co jak co, ale trochę się postarałam.
- Pieprzyć ją. Zrobimy nowy, tylko chodź wyżej - uśmiechnął się, co odwzajemniłam, po czym przystąpiliśmy do pracy jak małe dzieci w przedszkolu.
*
Późnym popołudniem wszyscy wrócili do domu zmęczeni samym odpoczywaniem. Justin czuł satysfakcję, bo widział jak Roxi wściekła się na widok Pearl, do której tak naprawdę nic nie czuł. Owszem, była śliczna i podobała się mu, ale tak jak pierwsza lepsza ładna dziewczyna na plaży, nic poza tym. Wszystko wydawałoby się iść po jego myśli gdyby nie Patrick; chłopak, któremu ewidentnie spodobała się Roxi. Był wściekły, że "jakiś pajac psuje jego plany". Więc trzeba to jakoś sprostować...
Wszedł do kuchni, w której pijąc zimny napój była już dziewczyna i usiadł spokojnie bez emocji na twarzy.
- Czyli poznałaś kogoś. - zaczął biorąc z blatu jabłko i obracał nim w dłoniach
- Yep - odpowiedziała krótko, nie zwracając najmniejszej uwagi na chłopaka.
- A co ty na to gdybyśmy poszli w czwórkę, no nie wiem, do knajpki? - spytał nadal bezuczuciowo bawiąc się owocem
- Nie chcemy naruszać waszej intymności - powiedziała nie łapiąc kontaktu wzrokowego
- Nie będziecie, spokojnie. Tylko nie przeszkadzajcie nam w nocy - mówiąc to, miał ochotę lekko uśmiechnąć się zwycięsko jednak powstrzymał to.
- Okej, więc spoko - odpowiedziała, odkładając szklankę do zlewu i skierowała się w stronę wyjścia - dobranoc
- Dobranoc, mała - odrzekł już niekontrolowanie uśmiechając się i robiąc gryz jabłka.
Oboje mieli swoje plany, które miały się już niebawem ziścić
- Jaka zazdrośnica - powiedziały obie równocześnie, śmiejąc się ze mnie.
- Bardzo śmieszne - skarciłam je wzrokiem następnie opadłam na twarde podłoże, w skrócie mówiąc strzelając na nie "sztucznego" focha.
- Och, no już. Nie obrażaj się tak. Może szuka szczęścia - stwierdziła Amy kładąc się koło mnie, a z drugiej strony Katy.
Szczerze? Z resztą co on mnie obchodzi. Przyszłam tutaj odpocząć, a nie bawić się w Sherlocka. Wypuściłam głęboko powietrze i włożyłam znów w ucho słuchawkę, włączając jedną z moich ulubionych piosenek, czyli "Candy Shop". Jak dla mnie jest to jeden z najlepszych kawałków jakie kiedykolwiek powstały, rytmiczna jednocześnie trochę pociągająca. Przymknęłam oczy, wsłuchując się w dźwięki muzyki. Leżałam tak może kilkanaście minut i z wielką chęcią zostałabym w takiej bezczynnej pozycji dłużej gdyby nie odgłosy czyjegoś głośnego śmiechu. To brzmiało jak przymuszony śmiech spowodowany podrywem, który w sytuacji bez pociągu obu stron do siebie nie miałby miejsca. Cóż, szczerze powiedziawszy miałabym to gdzieś gdyby nie fakt, że z chwili na chwilę stawało się to bardziej irytujące, głośniejsze i miałam wrażenie, że zaraz ktoś się tu będzie pieprzył na środku plaży.
- Kurwa, głowa mi już pęka, nie można stękać ciszej? - nie wytrzymując wydusiłam, gwałtownie się podnosząc do pozycji siedzącej. Odruchowo odłożyłam słuchawki na bok, a okulary zasłaniające moje oczy zaczesałam na będące w kompletnym nieładzie włosy.
Podejmując decyzję podniesienia się z pewnością nie miałam zamiaru zobaczyć jakiejś młodej, opalonej suki centralnie znajdującej się przede mną, która w dodatku obściskuje się i przygryza, a wręcz "żuje" płatek ucha Justina. Widząc to moja mina w stu procentach była zabójcza. Wpadała coś pod zdziwienie, zniesmaczenie, obrzydzenie, wkurwienie razem wzięte. Plus dodatki.
- Och, przepraszam, ale to wszystko jego wina - dziewczyna zaśmiała się, dla mnie wręcz żałośnie, ściskając lekko czubek nosa Justina, na co ten jedynie cicho chichotał jej blisko ucha.
- Aha - mruknęłam zniesmaczona całą tą sytuacją i chciałam z powrotem się położyć albo chociaż nie zwracać na nią dłużej uwagi, jednak jej głos skierowany do mnie nie pozwolił na to.
- Jestem Pearl - uśmiechnięta podała swoją rękę na znak poznania.
- Roxi - udzieliłam odpowiedzi, a gdyby nie fakt, że mamusia dobrze mnie wychowała byłaby ona nieco inna.
- Ooo, mam tak na drugie - mówiła cały czas z tym samym wyrazem twarzy. Pieprzona optymistka.
- Jeej, serio? Fajniee - Nie kurwa, nie fajnie. Obrzydziłaś mi to imię ladacznico. - A teraz wybacz, ale idę do brzegu - dodałam z wymalowanym zadowoleniem na twarzy, po czym nie czekając na jakąkolwiek odpowiedzieć, reakcję pospiesznie podeszłam do brzegu morza.
Usiadłam na idealnie mokrym, gładkim piasku, bez najmniejszego kamyczka na powierzchni i od razu poczułam jak ciepła, ale nie przesadnie woda uderza o moje pośladki. Czując fale na moim ciele doznałam w pewnym sensie odprężenia, przyjemności.
Może teraz głupio brzmi to z moich ust, ale ta cała Pearl wydała się być naprawdę miłą osobą. Tylko szkoda mi jej, bo mam wrażenie, że Justin chce się tylko nią pobawić albo robi to specjalnie na złość mi. Wiem, wydaje się, że mówię jak skończona hipokrytka, która myśli, że wszystko kręci się tylko wokół niej, ale wcale tak nie jest. Po prostu mam takie przeczucie i biorąc to tak na logikę; przecież Justin jeszcze wczoraj zachowywał się jakby chciał czegoś więcej, a teraz tak nagle "złowił" pierwszą lepszą laskę na plaży od tak? Może serio odpuścił... Jeśli tak to z jednej strony dobrze, bo szalka z opcją "nie przyjął zakładu" odrobinę przeciąża tą "przyjął zakład". Ale z drugiej, co mi po tym? Stracę przyjaciela, bo zachciało mi się komplikacji na wakacjach... Ugh, z pewnością za dużo myślę.
- Można się dosiąść? - usłyszałam niespodziewanie za sobą wyraźny, męski głos, na którego dźwięk od razu się odwróciłam.
- Jasne - odpowiedziałam z promienistym uśmiechem, spoglądając na chłopaka, którego widziałam pierwszy raz w życiu.
- Jestem Patrick - powiedział podając mi prawą rękę
- Roxi - przywitałam się, szybko obczajając wzrokiem wygląd chłopaka, który okazał się być baaaardzo przyzwoity.
- Mieszkasz tutaj? - spytał, brunet lekko opierając się łokciem o kolano.
- Niee, jestem na wakacjach. Po takiej harówce w szkole należy mi się - zaśmiałam się, obracając również w jego stronę, przez co rzuciły mi się jego śliczne błękitne oczy, w których spokojnie można odpłynąć.
- Jak najbardziej - odwzajemnił mój gest, pokazując przy tym szereg białych ząbków - Czyli jeszcze się uczysz?
- Powiedzmy, szkołę już skończyłam, ale myślę nad collegaem. - odpowiedziałam, zaczynając kreślić na piasku różne wzory.
- Collegae ważna rzecz. Ja studiuję już od dwóch lat. - stwierdził bacznie obserwując to co "maluję".
- A tak przy okazji nie jesteś może z wymiany międzynarodowej? - palnęłam od razu, kiedy zauważyłam jakim akcentem mówi.
- Skąd takie pytanie? - zdziwił się, po czym zaśmiał.
- Chodzi o to, że masz boski akcent i tak po prostu się zastanawiam - sprostowałam.
- Nie no, spoko. Jestem z Francji - odpowiedział na wcześniejsze pytanie, następnie oboje mogliśmy zauważyć jak duża fala zabiera moje dzieło ze sobą
- Nieeee - przeciągnęłam, mając na twarzy smutek. Cóż, co jak co, ale trochę się postarałam.
- Pieprzyć ją. Zrobimy nowy, tylko chodź wyżej - uśmiechnął się, co odwzajemniłam, po czym przystąpiliśmy do pracy jak małe dzieci w przedszkolu.
*
Późnym popołudniem wszyscy wrócili do domu zmęczeni samym odpoczywaniem. Justin czuł satysfakcję, bo widział jak Roxi wściekła się na widok Pearl, do której tak naprawdę nic nie czuł. Owszem, była śliczna i podobała się mu, ale tak jak pierwsza lepsza ładna dziewczyna na plaży, nic poza tym. Wszystko wydawałoby się iść po jego myśli gdyby nie Patrick; chłopak, któremu ewidentnie spodobała się Roxi. Był wściekły, że "jakiś pajac psuje jego plany". Więc trzeba to jakoś sprostować...
Wszedł do kuchni, w której pijąc zimny napój była już dziewczyna i usiadł spokojnie bez emocji na twarzy.
- Czyli poznałaś kogoś. - zaczął biorąc z blatu jabłko i obracał nim w dłoniach
- Yep - odpowiedziała krótko, nie zwracając najmniejszej uwagi na chłopaka.
- A co ty na to gdybyśmy poszli w czwórkę, no nie wiem, do knajpki? - spytał nadal bezuczuciowo bawiąc się owocem
- Nie chcemy naruszać waszej intymności - powiedziała nie łapiąc kontaktu wzrokowego
- Nie będziecie, spokojnie. Tylko nie przeszkadzajcie nam w nocy - mówiąc to, miał ochotę lekko uśmiechnąć się zwycięsko jednak powstrzymał to.
- Okej, więc spoko - odpowiedziała, odkładając szklankę do zlewu i skierowała się w stronę wyjścia - dobranoc
- Dobranoc, mała - odrzekł już niekontrolowanie uśmiechając się i robiąc gryz jabłka.
Oboje mieli swoje plany, które miały się już niebawem ziścić
wtorek, 25 lutego 2014
~ Rozdział 19
- Możemy już jechać? - spytał Justin, owijając mnie wokół talii swoimi ramionami.
- Jeszcze chwilka - odpowiedziałam, odsuwając się od chłopaka po czym skończyłam nakładać delikatny błyszczyk na usta.
- Czemu mnie odtrącasz? - zadał kolejne pytanie, łapiąc mnie za łokieć i szarpnął w swoją stronę tak abym na niego spojrzała.
- Wcale nie
może troszkę
- Jak nie, przecież widzę. Przez ostatnie trzy dni unikałaś mnie jak ognia. - mówił patrząc mi prosto w oczy, przyjmując "zraniony" wyraz twarzy, przez co zrobiło mi się... głupio, smutno? - Myślałem, że między nami jest już w porządku - kontynuował, mając ciągle tą samą minę.
Może i ma trochę racji. Przez ostatnie kilka dni odkąd przeczytałam jego smsy z Joe, stałam się w pewnym sensie podejrzliwa. Cokolwiek by nie zrobił i jakkolwiek by się do mnie nie odezwał, miałam przeczucie, że on to robi tylko dla cholernego zakładu.
- Najwyraźniej się myliłeś - powiedziałam po czym odepchnęłam szatyna, odchodząc i biorąc swoją torbę z półeczki - Możemy już jechać - dodałam, spuszczając delikatnie głowę w dół, nie chcąc napotkać jego spojrzenia.
Justin jedynie parsknął z ironią w głosie po czym przeszedł koło mnie, a kierując się do wyjścia delikatnie otarł o siebie nasze ramiona. Stałam i patrzyłam przez chwilę w jedno miejsce. Czułam się tak... żałośnie. Dosłownie, po prostu idiotycznie.
Ruszyłam się dopiero gdy usłyszałam dźwięk klaksonu samochodu Justina. Wyszłam z domu i od razu na parkingu ujrzałam auto, więc nie zastanawiając się dłużej weszłam do środka. Spojrzałam na chwilę na Justina, który trzymał na kierownicy mocno zaciśniętą dłoń, a na twarzy wymalowany miał grymas. Gdy zamknęłam drzwiczki i zapięłam pas, ruszył z posesji na drogę i z dużą prędkością kierował się w stronę gdzie miał odbywać się koncert.
Połowa moich myśli skupiała się na ujrzeniu za niedługą chwilkę Justina Timberlake'a, za to druga była podirytowana tą niezręczną ciszą panującą w samochodzie i przez to chciałam jak najszybciej stąd wysiąść.
JUSTIN'S POV
Koncert dobiegł już końca i muszę przyznać, że show było świetne, pełno wspaniałej muzyki i pięknych tańczących do niej pań. Jednak niestety mój scenariusz się sprawdził.
Stałem jeszcze na arenie, czekając na Roxi, która niczym małe dziecko pobiegła rozradowana po autograf. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że na około mnie wszystkie dziewczyny wręcz zaczęły się okładać pięściami żeby przejść chociaż odrobinę do przodu. Nie obchodziłoby mnie to gdybym ja na tym przy okazji nie ucierpiał. Co jak co, ale kiedy jakaś laska mocno stanie obcasem na twojej stopie i ile sił w nogach wbija ci go w skórę, bądź inna chcąc dołożyć drugiej wali cię w twarz albo wchodzi ci na plecy aby mieć lepszą widoczność dostajesz lekkiej irytacji. Na szczęście w dobrej chwili w głębi zauważyłem jak Roxi zmierza zadowolona w moim kierunku co oznaczało wyjście już z tej dżungli.
Wyglądała prześlicznie. Jak aniołek. Chociaż ostatnio wylewa na mnie jakieś swoje niezrównoważone humory, unika mnie i zachowuje się przy mnie jakby coś ukrywała to i tak nie zmienia faktu, że jest najpiękniejszą dziewczyną na Ziemi.
Z samowolnym uśmiechem na twarzy podszedłem nieco bliżej niej i łapiąc jedną ręką za talię, przyciągnąłem do siebie.
- I jak, cel osiągnięty? - spytałem, pokazując przy tym szereg białych zębów.
- Mhm, patrz - pisnęła, pokazując mi na zdjęciu wokalisty jego podpis - Mam nawet jeszcze zdjęcie - dodała, podskakując w miejscu z radości, która przepełniała ją po całości, po czym odruchowo wyciągnęła telefon i podała abym zobaczył ich wspólne zdjęcie.
- Wow, pozazdrościć - zaśmiałem się, zerkając na wyświetlacz.
- Tak, wiem. Też sobie zazdroszczę - westchnęła, pokładając głowę na moim ramieniu.
- Nie mówię o nim - sprostowałem, spoglądając na nią. Zdezorientowana podniosła głowę i przez chwilę uważnie się przyglądała.
- Ee? - wymamrotała, zwężając powieki.
- No tylko spójrz na tę ślicznotkę. Ma facet szczęście, że zrobiła sobie z nim zdjęcie - uśmiechnąłem się, patrząc jej w oczy.
Usłyszawszy to delikatnie się zarumieniła, przez co od razu spuściła głowę w dół nic się już nie odzywając. Widząc to lekko się zaśmiałem czego teraz wiem, że robić nie powinienem, bo momentalnie zyskałem reakcję zwrotną. A mówiąc mniej kolokwialnie, Roxi strzeliła mi z łokcia w żebra.
- Przemoc fizyczna w miejscu publicznym? Byś się wstydziła - upomniałem ją w żartach, robiąc minę zbitego szczeniaka.
- Czasem się należy - powiedziała, po czym już bezsłownie odeszła w stronę samochodu.
Zdezorientowany bez czekania poszedłem za nią, wszedłem do samochodu od strony kierowcy, jednak nie zamierzałem ruszać. Siedzieliśmy w kompletnej ciszy, która zaczynała być żenująca, ale na szczęście w końcu Roxi się odezwała.
- Będziemy tu tak teraz siedzieć aż ranek nas zastanie? - rzuciła poniekąd z wyrzutami.
- Może - odpowiedziałem z zaciśniętą twardo szczęką, lekko zsuwając się na siedzeniu w dół.
- O co ci chodzi? - zapytała bez chwili przerwy po mojej wypowiedzi
- Mi o co chodzi?! - odpowiedziałem na pytanie pytaniem, podnosząc się na siedzeniu. Ona do cholery teraz kpi?
- A komu? - wyrzuciła ręce w powietrze przez co o mały włos nie strąciła lusterka.
- Hmm, no niech pomyślę - powiedziałem w przeciągu kilku sekund udając zamyślonego. - Ach wiem, tobie do cholery - "zagrałem oświeconego" akcentując na końcu słowo tobie. - Ciągle masz jakieś ale, unikasz mnie jakbym był przynajmniej mordercą, a kiedy próbuję jakoś z tobą o tym wszystkim pogadać odtrącasz mnie i odchodzisz jak najdalej ode mnie.
Wygarnąłem czując jak wszystko we mnie buzuje i mam coraz większą chęć rozpierdolenia czegoś na kawałki. Siedzieliśmy przez chwilę ponownie w ciszy, jednak ja gotowałem się ze złości, a ona spokojnie jak myszka nie dając wręcz oznak życia. Nie chcąc dłużej tkwić w tym jebanym miejscu odpaliłem silnik i wyjechałem na ulicę, kierując się do domu.
- No heeej.. I jak tam koncert? - spytała Amy gdy weszliśmy już do domu. Jednak ani ode mnie ani od Roxi nie otrzymała odpowiedzi.
- Aha, dzięki za odpowiedź - stwierdziła kwasząc chwilowo wyraz twarzy.
- Spytaj panny obrażalskiej. Z pewnością dostaniesz odpowiedź - zirytowałem swoją odpowiedź po czym poszedłem do kuchni po chłodne piwo z lodówki i w ogóle nie patrząc na przyjaciół wyszedłem na taras, trzaskając za sobą drzwiami.
Wziąłem łyk, siadając na rozłożonym leżaku i głośno wydychając powietrze zamknąłem oczy, chcąc się rozluźnić. Mój samotny spokój nie trwał długo, bo po chwili usłyszałem jak ktoś wchodzi na taras.
- Jeśli chcesz mi prawić monolog o treści "chamsko odezwałeś się do mojej dziewczyny", to już mówię przepraszam i wyjdź - powiedziałem na wstępie do Nicka.
A skąd wiedziałem, że to akurat on? Cóż, po pierwsze; z naszej trójki zawsze on ma te swoje mądrości i gdy o coś pójdzie etc, to on wszystko "naprawia". Po drugie; Amy to jego świętość. Nie ruszaj, nie dogaduj, nie masz prawa. I tak to działa...
- Wcale nie mam zamiaru. - odpowiedział siadając na sąsiednim leżaku. - Dajesz, co się stało.
- Bo ja wiem, ma jakieś swoje wąty - rzekłem szybko, pijąc ciurkiem sporą dawkę piwa.
- To nie wiesz nawet o co chodzi? - zdziwił się, poprawiając pozycję na siedzeniu.
- Nope - stwierdziłem, kręcąc przecząco głową, po czym odchyliłem ją do tyłu - ej, wiesz co? - spytałem wpadając na pewien plan
- Jak mi powiesz to pewnie się dowiem - uśmiechnął się doskonale znając wyraz twarzy, który w tej chwili przyjąłem.
- Pamiętasz co się dzisiaj rano na plaży zadziało gdy dziewczyny jeszcze nie przyszły? - zapytałem w pewnym sensie retorycznie, bo doskonale wiedziałem, że pamięta.
- No tak. I co, za tym pośrednictwem masz zamiar jej przygryźć? - spojrzał na mnie pytająco.
- Yep
- Serio myślisz, że to w jakiś sposób ją dotknie?
- Jestem tego pewien - odpowiedziałem zadowolony, pod nosem się uśmiechając i po raz kolejny przykładając butelkę do ust.
ROXI'S POV
- Spytaj panny obrażalskiej. Z pewnością dostaniesz odpowiedź - dopowiedział swoje, wychodząc do kuchni, a następnie na taras, a ja bez żadnego słowa jak najszybciej poszłam na górę do swojego pokoju. Nie miałam najmniejszej ochoty przebywać teraz z kimkolwiek i ponadto chciałam być jak najdalej Justina.
Gwałtownie zamknęłam za sobą drzwi rzucając się na łóżko i chowając głowę w poduszkę. Nie leżałam tak długo, bo usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałam w poduszkę, mając nadzieję, że nie jest to Justin.
- Co jest, mała? - od razu przechodząc do rzeczy, do pokoju weszła Amy. Momentalnie się podniosłam, a ona usiadła na moim łóżku.
- Nic takiego - odpowiedziałam, zaczesując kosmyk włosów za ucho.
- Przecież widzę. Opowiadaj, już
Przygryzłam odruchowo wargę, zastanawiając się czy powinnam wszystko mówić. Z jednej strony nie chciałam żeby ktokolwiek się dowiedział, a z drugiej musiałam się komuś wygadać. A Amy jest raczej najwłaściwszą osobą.
- Bo zaczęło się od tego, że wysłałam kompletnie idiotycznego smsa zamiast w odpowiedzi do Josha to do Justina, więc poszłam do jego pokoju w duchu modląc się żeby zostawił telefon. I zostawił, więc wzięłam i usunęłam wiadomość, ale wychodząc ze skrzynki zauważyłam w jednej konferencji moje imię, także już z ciekawości przeczytałam... - zatrzymałam się na chwilę czując jak samoistnie łza zaczyna kręcić mi się w oku. - To była rozmowa Justina z Joem.
- Z Joem ? - zdziwiła się Amy
- Tak. Pisał mu o zakładzie gdzie Justin miałby mnie poderwać, a jak nie to on się za mnie "bierze".
- Nie gadaj, że on ten zakład przyjął?! - zbulwersowana aż wstała z miejsca.
- Tak, znaczy nie. Znaczy nie wiem. Nie doczytałam, bo usłyszałam jego głos i wyszłam z pośpiesznie z pokoju. - dokończyłam przecierając oko. - Rozumiesz? On się najprawdopodobniej założył o mnie...
- Nie wiesz tego
- Nie broń go jeszcze, proszę. Pisał, że może mieć każdą i żadna mu się nie oprze - ciągnęłam dalej, czując jak kolejne łzy płyną po moich policzkach.
- Nie bronię. Po prostu nie wiemy czy zakład przyjął. Nie płacz już. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Jakoś się wyjaśni - powiedziała po czym mocno mnie do siebie przytuliła.
Z samowolnym uśmiechem na twarzy podszedłem nieco bliżej niej i łapiąc jedną ręką za talię, przyciągnąłem do siebie.
- I jak, cel osiągnięty? - spytałem, pokazując przy tym szereg białych zębów.
- Mhm, patrz - pisnęła, pokazując mi na zdjęciu wokalisty jego podpis - Mam nawet jeszcze zdjęcie - dodała, podskakując w miejscu z radości, która przepełniała ją po całości, po czym odruchowo wyciągnęła telefon i podała abym zobaczył ich wspólne zdjęcie.
- Wow, pozazdrościć - zaśmiałem się, zerkając na wyświetlacz.
- Tak, wiem. Też sobie zazdroszczę - westchnęła, pokładając głowę na moim ramieniu.
- Nie mówię o nim - sprostowałem, spoglądając na nią. Zdezorientowana podniosła głowę i przez chwilę uważnie się przyglądała.
- Ee? - wymamrotała, zwężając powieki.
- No tylko spójrz na tę ślicznotkę. Ma facet szczęście, że zrobiła sobie z nim zdjęcie - uśmiechnąłem się, patrząc jej w oczy.
Usłyszawszy to delikatnie się zarumieniła, przez co od razu spuściła głowę w dół nic się już nie odzywając. Widząc to lekko się zaśmiałem czego teraz wiem, że robić nie powinienem, bo momentalnie zyskałem reakcję zwrotną. A mówiąc mniej kolokwialnie, Roxi strzeliła mi z łokcia w żebra.
- Przemoc fizyczna w miejscu publicznym? Byś się wstydziła - upomniałem ją w żartach, robiąc minę zbitego szczeniaka.
- Czasem się należy - powiedziała, po czym już bezsłownie odeszła w stronę samochodu.
Zdezorientowany bez czekania poszedłem za nią, wszedłem do samochodu od strony kierowcy, jednak nie zamierzałem ruszać. Siedzieliśmy w kompletnej ciszy, która zaczynała być żenująca, ale na szczęście w końcu Roxi się odezwała.
- Będziemy tu tak teraz siedzieć aż ranek nas zastanie? - rzuciła poniekąd z wyrzutami.
- Może - odpowiedziałem z zaciśniętą twardo szczęką, lekko zsuwając się na siedzeniu w dół.
- O co ci chodzi? - zapytała bez chwili przerwy po mojej wypowiedzi
- Mi o co chodzi?! - odpowiedziałem na pytanie pytaniem, podnosząc się na siedzeniu. Ona do cholery teraz kpi?
- A komu? - wyrzuciła ręce w powietrze przez co o mały włos nie strąciła lusterka.
- Hmm, no niech pomyślę - powiedziałem w przeciągu kilku sekund udając zamyślonego. - Ach wiem, tobie do cholery - "zagrałem oświeconego" akcentując na końcu słowo tobie. - Ciągle masz jakieś ale, unikasz mnie jakbym był przynajmniej mordercą, a kiedy próbuję jakoś z tobą o tym wszystkim pogadać odtrącasz mnie i odchodzisz jak najdalej ode mnie.
Wygarnąłem czując jak wszystko we mnie buzuje i mam coraz większą chęć rozpierdolenia czegoś na kawałki. Siedzieliśmy przez chwilę ponownie w ciszy, jednak ja gotowałem się ze złości, a ona spokojnie jak myszka nie dając wręcz oznak życia. Nie chcąc dłużej tkwić w tym jebanym miejscu odpaliłem silnik i wyjechałem na ulicę, kierując się do domu.
- No heeej.. I jak tam koncert? - spytała Amy gdy weszliśmy już do domu. Jednak ani ode mnie ani od Roxi nie otrzymała odpowiedzi.
- Aha, dzięki za odpowiedź - stwierdziła kwasząc chwilowo wyraz twarzy.
- Spytaj panny obrażalskiej. Z pewnością dostaniesz odpowiedź - zirytowałem swoją odpowiedź po czym poszedłem do kuchni po chłodne piwo z lodówki i w ogóle nie patrząc na przyjaciół wyszedłem na taras, trzaskając za sobą drzwiami.
Wziąłem łyk, siadając na rozłożonym leżaku i głośno wydychając powietrze zamknąłem oczy, chcąc się rozluźnić. Mój samotny spokój nie trwał długo, bo po chwili usłyszałem jak ktoś wchodzi na taras.
- Jeśli chcesz mi prawić monolog o treści "chamsko odezwałeś się do mojej dziewczyny", to już mówię przepraszam i wyjdź - powiedziałem na wstępie do Nicka.
A skąd wiedziałem, że to akurat on? Cóż, po pierwsze; z naszej trójki zawsze on ma te swoje mądrości i gdy o coś pójdzie etc, to on wszystko "naprawia". Po drugie; Amy to jego świętość. Nie ruszaj, nie dogaduj, nie masz prawa. I tak to działa...
- Wcale nie mam zamiaru. - odpowiedział siadając na sąsiednim leżaku. - Dajesz, co się stało.
- Bo ja wiem, ma jakieś swoje wąty - rzekłem szybko, pijąc ciurkiem sporą dawkę piwa.
- To nie wiesz nawet o co chodzi? - zdziwił się, poprawiając pozycję na siedzeniu.
- Nope - stwierdziłem, kręcąc przecząco głową, po czym odchyliłem ją do tyłu - ej, wiesz co? - spytałem wpadając na pewien plan
- Jak mi powiesz to pewnie się dowiem - uśmiechnął się doskonale znając wyraz twarzy, który w tej chwili przyjąłem.
- Pamiętasz co się dzisiaj rano na plaży zadziało gdy dziewczyny jeszcze nie przyszły? - zapytałem w pewnym sensie retorycznie, bo doskonale wiedziałem, że pamięta.
- No tak. I co, za tym pośrednictwem masz zamiar jej przygryźć? - spojrzał na mnie pytająco.
- Yep
- Serio myślisz, że to w jakiś sposób ją dotknie?
- Jestem tego pewien - odpowiedziałem zadowolony, pod nosem się uśmiechając i po raz kolejny przykładając butelkę do ust.
ROXI'S POV
- Spytaj panny obrażalskiej. Z pewnością dostaniesz odpowiedź - dopowiedział swoje, wychodząc do kuchni, a następnie na taras, a ja bez żadnego słowa jak najszybciej poszłam na górę do swojego pokoju. Nie miałam najmniejszej ochoty przebywać teraz z kimkolwiek i ponadto chciałam być jak najdalej Justina.
Gwałtownie zamknęłam za sobą drzwi rzucając się na łóżko i chowając głowę w poduszkę. Nie leżałam tak długo, bo usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałam w poduszkę, mając nadzieję, że nie jest to Justin.
- Co jest, mała? - od razu przechodząc do rzeczy, do pokoju weszła Amy. Momentalnie się podniosłam, a ona usiadła na moim łóżku.
- Nic takiego - odpowiedziałam, zaczesując kosmyk włosów za ucho.
- Przecież widzę. Opowiadaj, już
Przygryzłam odruchowo wargę, zastanawiając się czy powinnam wszystko mówić. Z jednej strony nie chciałam żeby ktokolwiek się dowiedział, a z drugiej musiałam się komuś wygadać. A Amy jest raczej najwłaściwszą osobą.
- Bo zaczęło się od tego, że wysłałam kompletnie idiotycznego smsa zamiast w odpowiedzi do Josha to do Justina, więc poszłam do jego pokoju w duchu modląc się żeby zostawił telefon. I zostawił, więc wzięłam i usunęłam wiadomość, ale wychodząc ze skrzynki zauważyłam w jednej konferencji moje imię, także już z ciekawości przeczytałam... - zatrzymałam się na chwilę czując jak samoistnie łza zaczyna kręcić mi się w oku. - To była rozmowa Justina z Joem.
- Z Joem ? - zdziwiła się Amy
- Tak. Pisał mu o zakładzie gdzie Justin miałby mnie poderwać, a jak nie to on się za mnie "bierze".
- Nie gadaj, że on ten zakład przyjął?! - zbulwersowana aż wstała z miejsca.
- Tak, znaczy nie. Znaczy nie wiem. Nie doczytałam, bo usłyszałam jego głos i wyszłam z pośpiesznie z pokoju. - dokończyłam przecierając oko. - Rozumiesz? On się najprawdopodobniej założył o mnie...
- Nie wiesz tego
- Nie broń go jeszcze, proszę. Pisał, że może mieć każdą i żadna mu się nie oprze - ciągnęłam dalej, czując jak kolejne łzy płyną po moich policzkach.
- Nie bronię. Po prostu nie wiemy czy zakład przyjął. Nie płacz już. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Jakoś się wyjaśni - powiedziała po czym mocno mnie do siebie przytuliła.
niedziela, 16 lutego 2014
~ Rozdział 18
- A może po prostu się nie rozbieraj? - zaproponowała kolejny wspaniały pomysł Katy jednak ja nie miałam ochoty z niego skorzystać.
- Nie, dzięki, ale nigdzie nie idę i koniec. - stwierdziłam, leżąc na łóżku i trzymając się za obolały brzuch.
- W takim razie ja też nie idę. - stwierdziła, po czym położyła na ziemi swoją torbę i wygodnie usiadła na fotelu.
- Chyba cię pojebało do reszty - momentalnie podniosłam się do pozycji siedzącej - masz iść, bo się obrażę
- Ooo, czy to szantaż? - zadrwiła, zakładając ręce na piersi.
- Może. Nie chcesz się przekonać...
Uśmiechnęła się ponownie, ale po krótkim czasie spoważniała - Ale na pewno? Zrozum, szkoda mi cię tutaj zostawiać samą
- Na pewno. Nie chcę tu cię, wynocha - zaśmiałam się wskazując ręką na drzwi wyjściowe.
- Pff, ale milutka. W takim razie idę, ale jak ktoś cię napadnie czy coś to dzwoń, jasne? - wstała ponownie, biorąc do ręki swoją torbę i skierowała się bliżej mnie.
- Taaak, powiem: ej, czekaj chwilkę zadzwonię do przyjaciółki i powiem, że tu jesteś.
- Oo, bosko. To spadam, pa kochanie - powiedziała i w przeciągu kilku sekund opuściła pokój.
Naprawdę nie miałam ochoty iść, poza tym czułam się niekomfortowo... Z resztą nieważne. Przyłożyłam swoją głowę do miękkiej poduszki i zamknęłam na chwilę powieki, chcąc odpocząć i się wyluzować, a w zamian tego zasnęłam.
Obudził mnie dopiero późnym wieczorem dźwięk telefonu oznaczający przyjście wiadomości. Niemrawo i niechętnie otworzyłam oczy, wyciągając rękę aby sięgnąć IPhone'a, który leżał na stoliku obok. Odblokowując go syknęłam, zaciskając na chwilę oczy, gdyż wyświetlacz przystawiony blisko oczu okazał się zbyt rażący. Po kilku jednak sekundach znów spojrzałam na ekran, a na nim od razu rzuciła mi się w oczy owa wiadomość jak się okazuje od brata. Jeśli znów zgubił swoją konsolę i pisze do mnie żeby się spytać gdzie ona jest, przysięgam, że zabije do telepatycznie.
- Taaak, powiem: ej, czekaj chwilkę zadzwonię do przyjaciółki i powiem, że tu jesteś.
- Oo, bosko. To spadam, pa kochanie - powiedziała i w przeciągu kilku sekund opuściła pokój.
Naprawdę nie miałam ochoty iść, poza tym czułam się niekomfortowo... Z resztą nieważne. Przyłożyłam swoją głowę do miękkiej poduszki i zamknęłam na chwilę powieki, chcąc odpocząć i się wyluzować, a w zamian tego zasnęłam.
Obudził mnie dopiero późnym wieczorem dźwięk telefonu oznaczający przyjście wiadomości. Niemrawo i niechętnie otworzyłam oczy, wyciągając rękę aby sięgnąć IPhone'a, który leżał na stoliku obok. Odblokowując go syknęłam, zaciskając na chwilę oczy, gdyż wyświetlacz przystawiony blisko oczu okazał się zbyt rażący. Po kilku jednak sekundach znów spojrzałam na ekran, a na nim od razu rzuciła mi się w oczy owa wiadomość jak się okazuje od brata. Jeśli znów zgubił swoją konsolę i pisze do mnie żeby się spytać gdzie ona jest, przysięgam, że zabije do telepatycznie.
"Mieliście w końcu wolny czas tylko dla siebie i nikt zapewne wam nie przeszkadzał, jak tam spędziliście czas, hmm? dobry jest? "
Co za głupi, tępy, niezrównoważony, zboczony, chamski gówniarz. Czego on się tak doczepił? Jeśli myśli, że mnie i Justina coś łączy to go zdrowo pojebało. Najprawdopodobniej efekt przedawkowania w dzieciństwie marsjanków..
" Było bosko, gówniarzu. Całe popołudnie mocno, namiętnie i przyjemnie. Jakbyś chciał kiedyś tak zadowolić dziewczynę to powodzenia, chociaż nie dałbyś rady. "
Dodaj odbiorcę: Justin,
dodano,
wyślij.
Wysłałam wiadomość, odkładając na swoje miejsce telefon i wstałam żeby rozprostować nogi po tej długiej drzemce. Podeszłam do walizki, z której jeszcze nie wypakowałam ubrań żeby wygrzebać coś na przebranie, po czym z wybranymi już ciuchami poszłam do łazienki się przebrać. poniekąd to było nie potrzebne, bo w domu nikogo nie ma, ale już tak mam w nawyku.
Przeszłam z powrotem do pokoju i spojrzałam na telefon.
- Chwila, do kogo ja to wysłałam? - powiedziałam niepewnie do siebie, po czym wzięłam do ręki komórkę i sprawdziłam wiadomości.
Jestem głupia czy głupia?
Przeczytawszy odbiorcę, gwałtownie rzuciłam telefonem o łóżko i złapałam się za głowę. Przecież jak Justin to przeczyta to albo mnie wyśmieje, albo będzie się mścił za idiotyczny tekst.
Zaczęłam krążyć po pokoju, szukając racjonalnego wyjścia. Przecież mógł zostawić telefon. Chociaż, jaki człowiek go zostawia w domu gdzieś wychodząc... w sumie Justin taki jest...
Nie myśląc dłużej, przeszłam pośpiesznie do pokoju Justina i Kevina od razu rozglądając się na wszystkie strony w poszukiwaniu jego telefonu. I w takich momentach uświadamiam sobie, że mam więcej szczęścia niż rozumu.
Komórka leżała na fotelu obok okularów i portfela chłopaka, więc czym prędzej podeszłam i wzięłam ją, odblokowując. Od razu w oczy rzuciła mi się nieprzeczytana wiadomość od jakiejś "shawty". Nie było żadnej innej, więc nacisnęłam tą i jak się okazało była ona ode mnie. Bez wahania ją usunęłam. Chcąc wyjść z wiadomości niechcący przeczytałam w jednej konferencji imię Roxi. Już przez moją nadmierną ciekawość otworzyłam i zaczęłam czytać wiadomości z tygodnia. Tak, wiem, nie ładnie, ale nic nie poradzę.
Joe:
Coś z Roxi dobrze ci nie idzie. Czyżbyś tracił urok osobisty?
Justin:
Chciałbyś. Spokojnie, idzie świetnie, trochę czasu i będzie moja.
Joe:
Zobaczymy. Stary, zróbmy układ
Justin:
Jaki kurwa układ?
Joe:
Masz miesiąc na zdobycie jej, a jeśli ci się nie uda, ja ją biorę kiedy ty nie możesz nawet jej zaczepić.
Justin:
Miesiąc? To kompletnie za dużo. ranisz
Joe:
Taki pewny siebie?
Justin:
Mam powody. Spójrz tylko każda na mnie leci i mogę mieć je wszystkie
Joe:
Jak chcesz. Więc jak, wchodzisz w to?
- Roxi, jesteś? - usłyszałam niespodziewanie głos Justina, na który wzdrygnęłam się.
- O kurwa - powiedziałam do siebie, po czym wychodząc z wiadomości i blokując, odłożyłam jego własność na prawowite miejsce. Panicznie rozglądając się po pokoju przypomniałam sobie o ścianie i przejściu do mojego pokoju. Zaczęłam macać po kolei miejsca, bo szczerze nie pamiętałam gdzie dokładnie to było, aż w końcu znalazłam. Popchnęłam to miejsce, po czym szybko przeszłam do swojego pokoju.
Zatrzasnęłam ścianę (jakkolwiek to dziwacznie nie brzmi) i zsunęłam się po niej w dół, ujmując w dłonie swoją twarz. Nie mogłam uwierzyć, Uwierzyć, że jestem obiektem zakładu tego chuja Justina i jeszcze większego chuja Joe'go. Nie wiecie kim jest Joe, prawda? Więc tak, jest moim byłym chłopakiem, który jedyne co widzi w dziewczynie to obiekt jego erotycznych potrzeb. Ciągle męczył mnie żebym się z nim przespała jako dowód swojej miłości, ale mu odmawiałam. Nie byłam na to po prostu gotowa. Raz tak się wściekł aż mnie uderzył. Bolało, ale większy był ból psychiczny niż fizyczny. Kochałam go i ten czyn sprawił mi wiele bólu... Byliśmy jeszcze kilka dni, ale ja w końcu nie wytrzymałam i zerwałam wszelkie kontakty. Nie chciałam go znać.
A teraz? Teraz Justin, człowiek którego zaczęłam traktować na prawdę jak przyjaciela tak po prostu się o mnie z tym dupkiem zakłada... Chociaż do końca nie wiem, nie przeczytałam... Ale jestem prawie pewna.
- Jesteś, coś się stało? - spytał Justin, wchodząc do już mojego pokoju.
- Nie, wszystko dobrze. - skłamałam, posyłając wymuszony uśmiech - Co tu robisz?
- Yy, przyszedłem z plaży do domu? - dopowiedział zdziwiony pytaniem na pytanie.
- A no tak, głupia jestem - skarciłam się, kręcąc głową - a gdzie reszta?
- Poszli obczaić jakieś kluby - uśmiechnął się podchodząc bliżej i kucając przy mnie - przez co mamy troszkę czasu dla siebie - dodał, ujmując dłonią mój policzek i przybliżając twarz bliżej mojej. Pod wpływem jego dotyku zamknęłam oczy i momentalnie jedyne czego chciałam to go pocałować, jednak od razu przez głowę przeszły mi słowa, które wcześniej przeczytałam.
"jeszcze trochę czasu i będzie moja"
"zróbmy układ"
"jeśli ci się nie uda, ja ją biorę"
"każda na mnie leci i mogę mieć je wszystkie"
"Więc jak, wchodzisz w to?"
- Nie! - krzyknęłam gwałtownie się od niego odsuwając i kierując do wyjścia.
- Co? Czemu? - spytał zmieszany podchodząc powoli do mnie.
- Boo - przeciągnęłam - Zrób mi naleśniki
- Słucham? - powiedział będąc zmieszany i patrząc na mnie jak na idiotkę.
- Mam ochotę na naleśniki, zrobisz mi? - spytałam uwodzicielsko, czego nie powinnam robić, się uśmiechając.
- Okej, skoro księżniczka sobie życzy - odpowiedział, idąc już w stronę kuchni, a zanim wyszedł pocałował mnie w czoło.
Stałam przez chwilę w miejscu, po czym wypuściłam głęboko powietrze i powędrowałam za nim. Wchodząc do kuchni zauważyłam jak Justin nalewa porcję ciasta na patelnię i równomiernie rozkłada.
Uśmiechnęłam się, przygryzając wargę jednocześnie siadając na stołku. Szczerze? Chciałabym mieć takiego chłopaka, budzić się codziennie i widzieć jak mój kochany robi mi śniadanie... Dobra, Roxana wróć na ziemię.
- Co robiłaś przez ten czas? - spytał, siadając obok.
- Spałam - odpowiedziałam, napotykając jego wzrok, w którym przez moment utknęłam.
- Ciągle?
- Yep
- A czemu się odsuwasz ? - zapytał, a ja dopiero teraz zorientowałam się, że zaraz spadnę z stołka.
- Yy, nie wiem - zaśmiałam się przysuwając z powrotem.
- Nie bój się mnie - powiedział dotykając moich pleców i delikatnie przyciągając do siebie.
- Nie boję - odpowiedziałam poddając się pokusie.
Justin ponownie zbliżył nasze twarze i delikatnie dosłownie musnął moje usta. Chciał to zrobić ponownie, ale przerwałam.
- Justin...
- Hmm? - mruknął, ocierając swoim nosem o mój
- Pali się - powiedziałam czując zapach spalenizny
- Co?
- Naleśniki się palą - powtórzyłam, a on wystrzelił jak z procy aby ugasić palącą się patelnię.
- Daj spokój, odechciało mi się - stwierdziłam, podchodząc do niego.
- I chuj - powiedział, waląc patelnią do zlewu
Zaśmiałam się i chciałam już iść do pokoju kiedy Jus złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie - Tak korzystając z okazji, kiedy ten koncert? - spytał, a na mojej twarzy od razu zagościł wielki cwany uśmiech.
I tak nie zapomniałam jednego...
czwartek, 30 stycznia 2014
~ Rozdział 17
Weszłam z walizkami do swojego pokoju aby się rozpakować. W szóstkę mieliśmy do dyspozycji cały domek, a pokoje były dwuosobowe, więc chyba wiadomo z kim dzieliłam swój, prawda? Amy i Nick jako para wiadomo chcieli mieć własny kącik, więc ja i Katy wzięłyśmy wspólny, a chłopcy razem. To chyba jest najodpowiedniejsze rozwiązanie.
- Biorę łóżko przy oknie! - krzyknęła Katy, od razu gdy tylko otworzyłyśmy drzwi i rzuciła się pośpiesznie do "zamówionego" łóżka.
- Dobra, przecież wiesz, że ja dostaje schizy gdy tylko mam spać pod oknem. - zaśmiałam się kładąc koło szafki nocnej swój bagaż.
- Wiem, wiem. Tamten obóz pozostawił w tobie złe wspomnienia. - uśmiechnęła się, otwierając walizkę i wyciągając z niej bikini.
- Och, spadaj. Nie dosyć, że włączyliście mi jakiś horror, to po tym Justin ciągle mnie straszył. - niby oburzona rzuciłam w przyjaciółkę pierwszą lepszą rzeczą znajdującą się w moim zasięgu, czyli poduszką.
- Ej! - wzdrygnęła się, kiedy trafiłam ją w głowę. - teraz to ty spadaj - zaśmiała się, odrzucając przedmiot - a tak wracając do tego obozu, pamiętam jak po tym fochnęłaś się na Jusa na dwa tygodnie.
- Też to pamiętam. Pff, należało mu się. Ja naprawdę myślałam, że porywa mnie jakiś kanibal żeby mnie zjeść albo zgwałcić...
- Z pewnością - zaśmiała się, biorąc do ręki strój i powoli zaczęła zmierzać do łazienki. - Zaraz wracam, tylko się przebiorę
- Okej - odpowiedziałam i usiadłam na fotelu, wcześniej wyciągając z torby telefon. Od razu w oczy rzuciły mi się dwie nieprzeczytane wiadomości. Pierwsza od mamy:
"Daj znać jak dojedziesz żebym się nie martwiła, słonko."
Taak, cała moja kochająca, troskliwa, wiecznie widząca we mnie małą dziewczynkę, która nie da sobie rady poza domem mamusia, którą bardzo kocham. Nie zastanawiając się dłużej, odpisałam jej:
"dojechaliśmy i muszę przyznać, że już mi się tutaj podoba. Kocham cię mamo, nie martw się, jestem dużą dziewczynką i dam sobie radę. Całuję :*"
Druga, która mnie bardzo zdziwiła, była od brata...
"Ej, gdzie jest moja konsola?!"
Szczerze? Czytając to, myślałam, że mnie coś zaraz trafi. Za jaką cholerę mam wiedzieć gdzie jest jego konsola będąc z dala od domu?
"Pilnuj swoich rzeczy, a nie mnie męczysz. skąd mam to wiedzieć?"
Odpisałam i od razu weszłam na twittera. Ludzie mówią, że jestem wręcz od niego uzależniona, ale ja zaprzeczam.
Z przyzwyczajenia wyświetliłam profil Justina Timberlake'a żeby przeczytać jego nowe tweety. Najnowszy brzmiał:
" Thank you guys for crazy show! Next is #Florida".
W jednym momencie stałam się najszczęśliwszą osobą na świecie. Zaczęłam piszczeć i skakać jak małe dziecko, które właśnie dostało wymarzoną zabawkę. Chociaż pewnie wyglądałam jak małpa w zoo.
Justin Timberlake przyjeżdża do miejsca gdzie akurat spędzam wakacje?! Cudy się zdarzają! Teraz tylko namówię kogoś żeby ze mną poszedł, bo nie lubię chodzić sama... A jak się nie zgodzą, to nie, pf, ich strata.
Skakałam i piszczałam tak jakiś czas póki nie poczułam wibrowania mojego telefonu. Nie włączyłam dźwięku, więc taka wibracja oznaczała przyjście esemesa.
- Znowu? Ale ludzie za mną tęsknią. - powiedziałam do siebie, po czym otworzyłam wiadomość.
Od: Justin
"chodź do mnie"
Momentalnie z powrotem usiadłam i zaczęłam gapić się na wyświetlacz. Czego on chce? Po co mam niby do niego iść? Tu mi dobrze... Boże, myślę jak histeryczka.
Schowałam do kieszeni spodenek telefon i udałam się do pokoju Justina i Kevina. Delikatnie zapukałam i od razu weszłam do środka.
- Po co pukasz jak i tak wchodzisz bez odpowiedzi? - spytał Justin, przerzucając swój wzrok z ściany na mnie.
- Bo napisałeś abym przyszła, a pukanie to ostrzeżenie znaczące: uwaga wchodzę - stwierdziłam zamykając drzwi i podchodząc bliżej niego.
- Dobra, nie ważne. Spójrz. - Powiedział pokazując ścianę, na którą przed chwilą patrzył.
- Co z nią nie tak? - spytałam, patrząc na ścianę, która wydawała się być.. normalna.
- Z pozoru nic prawda? - spojrzał na mnie, a ja przytaknęłam - Ale to nie ściana tylko drzwi. - stwierdził, a mnie zatkało.
- Co proszę? - zapytałam, robiąc wielkie oczy.
- To co słyszysz. Spójrz - rzekł, po czym podszedł bliżej i popychając ściano-drzwi otworzył przejście przez które od razu przeszedł, a ja za nim. To było niesamowite. Nie dość, że dom, w którym mieszkamy skrywa w sobie tajne przejścia, to tym samym Justin ma łatwy dostęp do... mojego pokoju?! Tak cholera, po przejściu przez te drzwi znaleźliśmy się w moim pokoju.
- O kur-wa - zasylabizowałam widząc to.
- Taa, a wiesz, że już u ciebie byłem w odwiedzinach? - spytał, uśmiechając się tak słodko, że zwala z nóg.
- Co? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, otrząsając się po patrzeniu na jego uśmiech.
- To co słyszysz. Tylko wybrałem dziwny moment, bo skakałaś i piszczałaś jak idiotka szczerząc się do telefonu. - wyjaśnił, a ja poczułam, że chcę się zapaść pod ziemię. Serio, to musiało wyglądać żałośnie...
- Właśnie, to co się stało?
- Aaa, nie uwierzysz - szybko odpowiedziałam, łapiąc za rękę i ciągnąc w stronę łóżka, na które go popchnęłam żeby usiadł.
- Woo, dziewczyno, aż tak napalona na mnie jesteś, czy jak? - zaśmiał się, układając się wygodnie.
- Zgadnij, kto ma przyjechać na Florydę - ignorując jego wcześniejszą wypowiedź, przeszłam do rzeczy
- Justin Timberlake
- Justin Timberlake! - krzyknęłam uradowana - Ej, zaraz, co? skąd wiesz? - zareagowałam od razu, zawracając uwagę na jego odpowiedź.
- Zawsze piszczysz na jego widok, wieść o nim jak dziewczyny podczas dobrego seksu - stwierdził, malując na twarzy kompletną obojętność.
- Serio? - spytałam "kontrolnie"
- Mhm
- Och... A więc? - położyłam się koło niego, mocno przytulając - pójdziesz ze mną, prawda?
- Nie - odpowiedział szybko i krótko.
- Proszę.
- Nie.
- Proszę, ładnie proszę - prosiłam, robiąc minę szczeniaczka. Niby nikogo ona nie przekonuje, ale w moim wykonaniu każdy ulega.
- Nie, nie lubię go. Poza tym, pewnie kompletnie mnie olejesz, pójdziesz gdzieś w przód spotkać Justina, a ja zostanę okrążony przez namolne fanki krzyczące "On jest mój!" "Nie suko, mój!" "odpierdol się, takiej brzydoty nikt nie chce!" i w tym miejscu jedna przywala drugiej - odpowiedział szczegółowo.
No może nie każdy ulega...
- Nigdzie nie pójdę, obiecuję. - prosiłam dalej, mając nadzieję, że się zgodzi.
- Zobaczymy
- Czyli się zgadzasz? - powiedziałam bardziej stwierdzająco niż pytająco, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Tego nie powiedziałem.
- Ale mi wystarcza - uśmiechnęłam się zadowolona, bo wiedziałam, że ulegnie. No chyba, że chce wysłuchiwać moich lamentów przez najbliższe pięć lat.
- Ooo, wygodnie ci? - spytała Katy, wychodząc z łazienki.
- Mhm, całkiem tu przytulnie - odpowiedział Justin, posyłając jej uśmiech na powitanie.
- Jejku, w końcu, co tak długo? - spytałam, spoglądając na zegarek wiszący na ścianie.
- Wskoczyłam na szybko pod prysznic - uśmiechnęła się, a ja oddając gest wyminęłam ją udając się do ubikacji. Po tej podróży strasznie zachciało mi się siku...
- Cholera jasna - powiedziałam, widząc na wkładce czerwoną plamę, co oznaczało krwawienie z okolic intymnych albo 28dni minęło szybciej niż myślałam. Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent to drugie.
Załatwiając potrzebę umyłam ręce i wyszłam z łazienki.
- Wiecie co, bo ja dziś nie idę na plażę - powiedziałam niepewnie, będąc lekko poddenerwowana i zawstydzona.
- Dlaczego ? - spytała zmartwiona Katy.
- Dostałam czerwony problem - oznajmiłam, przygryzając wargę. Mówiłam niepewnie, bo w pokoju nadal był Justin co mnie trochę onieśmielało.
Cudnie i pierwszy tydzień wakacji spieprzony...
___________________
Cześć, kochani <3 Mam dziś kilka spraw, więc proszę przeczytaj.
1. Pewnie każdy z Was widział już teledysk Justina do Confident, racja? Nie dość, że teledysk jest absolutnie perfekcyjny, to okazał się inspiracją dla mnie w dalszym tworzeniu tego bloga.
2. Komentarze. a właściwie to jeden komentarz od: Iza Grodecka. Pod 16 rozdziałem napisałaś mi śliczny komentarz, ale niestety przez niedopilnowanie mojej kuzynki został on przez nią usunięty (ma 4 latka, kilka na laptopie bez zastanowienia i wiedzy co to). Przepraszam. Ale przeczytałam komentarz i bardzo za niego dziękuję :)
Ogólnie dziękuję wszystkim którzy piszą komentarze. To bardzo motywujące i przyjemnie się czyta wasze opinie. Dziękuję z całego serducha <3
3. Ma ktoś twittera? Jeśli tak to zapraszam na bloga z ttpacks - na-twoj-profil.blogspot.com
Do następnego, kocham Was <3
wtorek, 21 stycznia 2014
~ Rozdział 16
Obudziłam się rześka i gotowa do działania, co uwierzcie rzadko mi się zdarza. Od razu ubrałam się, uczesałam by zdążyć przed przyjazdem Justina, z którym miałam jechać na lotnisko. Wziąwszy torbę na ramię wyszłam, poszłam pożegnać się z rodzicami.
- To ja lecę, do zobaczenia za dwa tygodnie - powiedziałam podchodząc do stołu gdzie na około wszyscy siedzieli. Nawet mój tata, co jest dla mnie kompletnym zaskoczeniem, ale jak najbardziej nie narzekam.
- Pa córeczko, dbaj o siebie - odrzekła mama, całując mój policzek. Uśmiechnęłam się ostatni raz i poszłam do przedpokoju, założyłam buty i wyszłam. Zamykając za sobą drzwi, spostrzegłam, że Justin właśnie nadjechał, więc bez wahania podeszłam do jego samochodu.
- Cześć - przywitałam się, zamykając za sobą drzwiczki.
- Może się przywitasz ? - stwierdził, malując na twarzy zasmuconą minę.
- Co? Niedawno to zrobiłam - zerknęłam na niego ze zdziwieniem.
Ogłuchł czy co ?
Ten nic nie mówiąc, pokazał opuszkiem palca miejsce na policzku, dając jednocześnie do zrozumienia, że chce buziaka. Nachyliłam się lekko i krótko pocałowałam go w miejsce na twarzy, które pokazywał.
- No, i od razu lepiej - uśmiechnął się zadziornie i wyjechał na drogę.
*
- Jesteś pewien, że dobrze skręciłeś ? - spytałam, wątpiąc czy jedziemy dobrą trasą.
- Przecież skręciłem w lewo jak mówiłaś - odpowiedział zirytowany moimi "oskarżeniami", jeśli można tak to nazwać.
- Miałeś skręcić w prawo! - krzyknęłam, wytrzeszczając oczy i ponownie zerknęłam na mapę, którą trzymałam nerwowo w ręku.
- Co?! Mówiłaś w lewo ! - powiedział podniesionym tonem, odruchowo skręcając na pobocze.
Zatrzymał pojazd i wysiadł z niego, następnie podchodząc z drugiej z strony do mnie. Otworzył drzwiczki, zabierając mi mapę.
- Kurwa, no tak. - załamany złapał się za głowę, przeczesując włosy po czym pociągnął je za końcówki - Zawracamy, a ty mi już nic nie podpowiadaj. - dodał ostro, zatrzaskując drzwi. Nerwowo przygryzłam wargę, spuszczając głowę w dół. Justin był na mnie wkurzony, więc postanowiłam chwilowo w ogóle się nie odzywać, a nawet zachowywać tak jakby mnie wcale tu nie było.
Odpalił z powrotem silnik, wyjeżdżając na drogę, a ja skupiłam swój wzrok i myśli na bocznej szybie i widokami za nią. Kurewsko interesujące, prawa? Cóż,mnie to pochłonęło na dobre dwadzieścia minut do czasu kiedy uznałam, że wypadałoby przerwać tą ciszę. Odwróciłam się w stronę chłopaka i obserwowałam o przez jakiś moment.
- Coś ze mną nie tak ? - spytał, zauważając jak uważnie go obserwuję.
- Oprócz faktu, że wyglądasz jakbyś miał zaraz wybuchnąć, a twoja szczęka przebić ci skórę to nic. - odpowiedziałam, a on że tak powiem, odrobinę "rzucił na luz".
- Przepraszam. - dodałam, a ten krótko na mnie spojrzał - Przepraszam za te strony... - odwróciłam wzrok na przednią szybę, spuszczając na fotelu w dół.
- Nic się nie stało, mała - powiedział, łapiąc mnie za rękę - Nie twoja wina, że nikt cię nie nauczył odróżniać stron, a przecież jest ich tak dużo, lewa i prawa - zadrwił, śmiejąc się ze mnie pod nosem.
- Spadaj ! - krzyknęłam z oburzeniem, popychając go w ramię jednak uśmiech momentalnie sam wkradał mi się na twarz.
- Ej, kto pozwolił ci wsiąść? Jesteś za brutalna. W klatce cię trzeba przewozić; nie z ludźmi! - śmiał się, a ja kolejny raz popchnęłam go tylko że dwa razy mocniej niż poprzednio.
- Wal się - założyłam ręce na piersi, udając małą fochniętą dziewczynkę, której właśnie czegoś zabroniono.
- Co powiedziałaś?
- Powiedziałam: wal się - powtórzyłam głośniej i wyraźniej żeby zrozumiał.
- Aaa, dobra, źle usłyszałem - stwierdził kładąc wolną rękę na swojej nodze, troszkę blisko, że tak się wyrażę, swojego kolegi.
- I kogo tu powinno się trzymać w klatce, zboczeńcu. Strach z tobą przebywać sam na sam w jednym miejscu - odrzekłam zauważając jego gest, chcąc nawiązać do wcześniejszych słów.
- Jakoś zazwyczaj nie przeszkadza ci fakt, że jesteśmy sami dopóki ktoś nam nie przerwie.
- Zamknij się - szybko zareagowałam, od razu wiedząc o co mu chodzi co było dla mnie dość krępujące.
- Ale czekaj, porozmawiajmy o tym. Bo to dość ciekawe, że mieliśmy z pięć zapowiadających się intymnie zbliżeń i za każdym razem coś lub ktoś nie dopuściło do kluczowego momentu - mówił co chwila zerkając na mnie, a ja czułam jak z każdą chwilą na mojej twarzy pojawia się coraz to większy rumieniec - Na przykład ten miły, namiętny pocałunek. Wtedy wtargnął Kevin. A skąd wiesz jak bardzo by cię poniosło gdyby nie on. Albo wczoraj, albo..
- O lotnisko. Tam jest chyba parking - przerwałam wskazując na określone miejsce na lotnisku. Justin jedynie się zaśmiał i zaparkował.
Wysiedliśmy z samochodu i od razu wyciągnęliśmy walizki z bagażnika, następnie pozałatwialiśmy sprawy związane z samolotem, paszportem etc i swobodnie mogliśmy wejść do samolotu. Z tego co powiedzieli pracownicy, zdążyliśmy na ostatnią chwilę.
Idąc na przód od razu w oczy rzuciła mi się Katy zasłuchana w dźwięki muzyki wydobywającej się z jej telefonu. Bez wahania podeszłam do niej i pomachałam przed oczyma żeby zwróciła na mnie uwagę.
- W końcu jesteś, co tak długo? - spytała całując mnie w policzek na przywitanie.
- Mieliśmy mały kłopot, ale nieważnie. Dobrze, że w ogóle dotarliśmy. - uśmiechnęłam się, zajmując miejsce obok niej, kiedy z głośników wydobył się męski głos.
- To ja lecę, do zobaczenia za dwa tygodnie - powiedziałam podchodząc do stołu gdzie na około wszyscy siedzieli. Nawet mój tata, co jest dla mnie kompletnym zaskoczeniem, ale jak najbardziej nie narzekam.
- Pa córeczko, dbaj o siebie - odrzekła mama, całując mój policzek. Uśmiechnęłam się ostatni raz i poszłam do przedpokoju, założyłam buty i wyszłam. Zamykając za sobą drzwi, spostrzegłam, że Justin właśnie nadjechał, więc bez wahania podeszłam do jego samochodu.
- Cześć - przywitałam się, zamykając za sobą drzwiczki.
- Może się przywitasz ? - stwierdził, malując na twarzy zasmuconą minę.
- Co? Niedawno to zrobiłam - zerknęłam na niego ze zdziwieniem.
Ogłuchł czy co ?
Ten nic nie mówiąc, pokazał opuszkiem palca miejsce na policzku, dając jednocześnie do zrozumienia, że chce buziaka. Nachyliłam się lekko i krótko pocałowałam go w miejsce na twarzy, które pokazywał.
- No, i od razu lepiej - uśmiechnął się zadziornie i wyjechał na drogę.
*
- Jesteś pewien, że dobrze skręciłeś ? - spytałam, wątpiąc czy jedziemy dobrą trasą.
- Przecież skręciłem w lewo jak mówiłaś - odpowiedział zirytowany moimi "oskarżeniami", jeśli można tak to nazwać.
- Miałeś skręcić w prawo! - krzyknęłam, wytrzeszczając oczy i ponownie zerknęłam na mapę, którą trzymałam nerwowo w ręku.
- Co?! Mówiłaś w lewo ! - powiedział podniesionym tonem, odruchowo skręcając na pobocze.
Zatrzymał pojazd i wysiadł z niego, następnie podchodząc z drugiej z strony do mnie. Otworzył drzwiczki, zabierając mi mapę.
- Kurwa, no tak. - załamany złapał się za głowę, przeczesując włosy po czym pociągnął je za końcówki - Zawracamy, a ty mi już nic nie podpowiadaj. - dodał ostro, zatrzaskując drzwi. Nerwowo przygryzłam wargę, spuszczając głowę w dół. Justin był na mnie wkurzony, więc postanowiłam chwilowo w ogóle się nie odzywać, a nawet zachowywać tak jakby mnie wcale tu nie było.
Odpalił z powrotem silnik, wyjeżdżając na drogę, a ja skupiłam swój wzrok i myśli na bocznej szybie i widokami za nią. Kurewsko interesujące, prawa? Cóż,mnie to pochłonęło na dobre dwadzieścia minut do czasu kiedy uznałam, że wypadałoby przerwać tą ciszę. Odwróciłam się w stronę chłopaka i obserwowałam o przez jakiś moment.
- Coś ze mną nie tak ? - spytał, zauważając jak uważnie go obserwuję.
- Oprócz faktu, że wyglądasz jakbyś miał zaraz wybuchnąć, a twoja szczęka przebić ci skórę to nic. - odpowiedziałam, a on że tak powiem, odrobinę "rzucił na luz".
- Przepraszam. - dodałam, a ten krótko na mnie spojrzał - Przepraszam za te strony... - odwróciłam wzrok na przednią szybę, spuszczając na fotelu w dół.
- Nic się nie stało, mała - powiedział, łapiąc mnie za rękę - Nie twoja wina, że nikt cię nie nauczył odróżniać stron, a przecież jest ich tak dużo, lewa i prawa - zadrwił, śmiejąc się ze mnie pod nosem.
- Spadaj ! - krzyknęłam z oburzeniem, popychając go w ramię jednak uśmiech momentalnie sam wkradał mi się na twarz.
- Ej, kto pozwolił ci wsiąść? Jesteś za brutalna. W klatce cię trzeba przewozić; nie z ludźmi! - śmiał się, a ja kolejny raz popchnęłam go tylko że dwa razy mocniej niż poprzednio.
- Wal się - założyłam ręce na piersi, udając małą fochniętą dziewczynkę, której właśnie czegoś zabroniono.
- Co powiedziałaś?
- Powiedziałam: wal się - powtórzyłam głośniej i wyraźniej żeby zrozumiał.
- Aaa, dobra, źle usłyszałem - stwierdził kładąc wolną rękę na swojej nodze, troszkę blisko, że tak się wyrażę, swojego kolegi.
- I kogo tu powinno się trzymać w klatce, zboczeńcu. Strach z tobą przebywać sam na sam w jednym miejscu - odrzekłam zauważając jego gest, chcąc nawiązać do wcześniejszych słów.
- Jakoś zazwyczaj nie przeszkadza ci fakt, że jesteśmy sami dopóki ktoś nam nie przerwie.
- Zamknij się - szybko zareagowałam, od razu wiedząc o co mu chodzi co było dla mnie dość krępujące.
- Ale czekaj, porozmawiajmy o tym. Bo to dość ciekawe, że mieliśmy z pięć zapowiadających się intymnie zbliżeń i za każdym razem coś lub ktoś nie dopuściło do kluczowego momentu - mówił co chwila zerkając na mnie, a ja czułam jak z każdą chwilą na mojej twarzy pojawia się coraz to większy rumieniec - Na przykład ten miły, namiętny pocałunek. Wtedy wtargnął Kevin. A skąd wiesz jak bardzo by cię poniosło gdyby nie on. Albo wczoraj, albo..
- O lotnisko. Tam jest chyba parking - przerwałam wskazując na określone miejsce na lotnisku. Justin jedynie się zaśmiał i zaparkował.
Wysiedliśmy z samochodu i od razu wyciągnęliśmy walizki z bagażnika, następnie pozałatwialiśmy sprawy związane z samolotem, paszportem etc i swobodnie mogliśmy wejść do samolotu. Z tego co powiedzieli pracownicy, zdążyliśmy na ostatnią chwilę.
Idąc na przód od razu w oczy rzuciła mi się Katy zasłuchana w dźwięki muzyki wydobywającej się z jej telefonu. Bez wahania podeszłam do niej i pomachałam przed oczyma żeby zwróciła na mnie uwagę.
- W końcu jesteś, co tak długo? - spytała całując mnie w policzek na przywitanie.
- Mieliśmy mały kłopot, ale nieważnie. Dobrze, że w ogóle dotarliśmy. - uśmiechnęłam się, zajmując miejsce obok niej, kiedy z głośników wydobył się męski głos.
Samolot za minutę startuję, prosimy aby pasażerowie zajęli miejsca i nie przemieszczali się podczas lotu. Życzymy miłej podróży
- Wciskali ci już orzeszki ? - spytałam, zauważając jak jakaś dziewczynka je słynną podróżniczą przekąskę.
- Taaak, przechodzili już z sześć razy i za każdym razem zostawiali dwie paczuszki, tacy szaleńcy - odpowiedziała, chowając do swojej torby telefon, a za chwilę pokazała mi wszystkie pozostawione przez stewardesy paczki.
- Wohoho, nie żałowały. - zaśmiałam się i na chwilkę zmrużyłam oczy.
*
- Roxi? Roxi, jesteśmy na miejscu - uchyliłam ciężkie powieki, zdając sobie sprawę, że zasnęłam.
- Mmm, okej - zajęczałam, powolnie podnosząc się i kierując w stronę gdzie poszła Katy. Wychodząc z samolotu czułam jak promienie słońca mnie oślepiają, a ja tracę równowagę. Jednak w odpowiednim czasie zdążyłam złapać za barierkę.
- Boże, wyglądasz jakby cię czołg przejechał - stwierdził Justin kiedy mnie ujrzał.
- Tak, tak, ciebie też miło widzieć. - odpowiedziałam i zmęczona oparłam głowę o jego tors.
- Aww, komuś tu się zbiera na czułości - zaśmiał się obejmując mnie rękoma.
- Cicho bądź, chce spać. - wymamrotałam cicho, nie zwracając większej uwagi na jego komentarze.
- Będziesz teraz spać? Na mnie? - spytał, bawiąc się moimi włosami
- Mhm, całkiem wygodny jesteś. - odrzekłam pozostając bezwładna, na co on znów się zaśmiał.
- Zamówiłem taksówkę, przyjedzie za kilka minut - usłyszałam głos Nicka, dlatego uchyliłam powieki. Zobaczyłam jak chowa do kieszeni telefon, jednocześnie obejmując lewą ręką Amy, która wyglądała dziś świetnie. Zresztą jak zawsze.
- To co, po przybyciu do hotelu idziemy na plażę? - spytał rozweselony Kevin.
- Pewnie, w końcu mamy tylko dwa tygodnie. Szybko zleci - odpowiedział Justin, lekko mną kołysząc na boki.
- Mało czasu, ale kto wie co się może wydarzyć - zaśmiała się Amy, bardziej wtulając się w swojego chłopaka.
Ma rację, wydarzyć się może wszystko, a nie wszystko powinno. I tego się boję...
Subskrybuj:
Posty (Atom)